Każdy tylko współczuje

Artur Karda Współpraca: Mirosław Marzec
Mamy gorzej niż bezrobotni. Oni dostają kuroniówkę, a my jesteśmy bez zasiłku, bo niby wciąż mamy pracę - mówią pracownicy Fabryki Dywanów Kietrz, którzy od 5 miesięcy nie dostają pensji.

Siedzimy w mieszkaniu Zuzanny Glanowskiej, cerowaczki z FDK. W skromnie urządzonym pokoju stoi niemodna meblościanka na wysoki połysk i 17-letni telewizor. Na podłodze spłowiały dywan, pamiątka z pracy w nieistniejącym dziś "Welurze". Glanowska przez 21 lat pracowała najpierw w "Welurze", później w Fabryce Dywanów Kietrz. Na ławie, obok szklanki z najtańszą kawą (1,60 złotych za 100 g), leży wypowiedzenie pani Zuzy z pracy w FDK i plik odcinków z wypłat. Wypłat, które od maja wszyscy pracownicy fabryki dostają tylko na papierze.
Pani Zuzanna jako pierwsza z załogi poszła do opieki społecznej. Zasiłek dostała na początku października.

- Zapłacili mi za prąd, do ręki dostałam 137 złotych i 12 groszy - opowiada kobieta. - Wracając w drzwiach, znalazłam monit z gazowni. Po zapłaceniu rachunku zostało mi 100 zł na życie.
Glanowska sama wychowuje córkę. Dziewczyna codziennie dojeżdża do Liceum Ekonomicznego w Raciborzu.
- Córka przechodzi teraz największą szkołę ekonomii. Jest dopiero połowa miesiąca, a ja mam pięć złotych w portfelu - mówi Zuzanna Glanowska.
Do jej mieszkaniu schodzą się koleżanki i koledzy z pracy. We wrześniu wszyscy zostali zwolnieni. Tylko część z nich miała miesięczny okres wypowiedzenia i zasiłki dla bezrobotnych dostanie już w listopadzie. Reszta załogi musi chodzić do pracy do końca listopada. Zasiłki otrzyma najwcześniej w styczniu.

Ślusarz Jan Kowalski drżącą z nerwów ręką pokazuje sierpniowe postanowienie sądu w sprawie przeciwko FDK o zapłatę zasiłku rodzinnego. Chodzi o 935 zł. Sprawa została przekazana do ZUS-u. Pieniędzy nie ma do dziś. W tej samej sytuacji jest cała załoga. Ludzie pokazują również plik wyroków sądu pracy w sprawie zaległych pensji. Teraz czekają na egzekucję komorniczą.
- Co z tego, że prawo jest po naszej stronie? Papierami z sądu nie wykarmię rodziny. Wszyscy nam tylko współczują, ale nikt nie może pomóc - mówi rozżalony Kowalski. Ma na utrzymaniu bezrobotną żonę i troje dzieci. Dobrze, że przynajmniej dwoje chodzących do podstawówki może jeść darmowe obiady w szkole. We wrześniu pan Jan dostał z opieki talon na zakupy za 100 zł. Wystarczyło na tydzień.

Pracownicy fabryki wspierają się nawzajem. Latem wielu z nich zbierało u gospodarzy pod Kietrzem truskawki i ogórki, później ziemniaki. W zamian dostawali trochę warzyw, dzielili się lub wymieniali z przyjaciółmi z pracy. Teraz załoga chodzi na grzyby. Ewa i Krzysztof Jankowscy za ostatnią pensję w fabryce kupili małe króliki. Dzięki temu będą mogli jakoś przeżyć zimę. Kto może, dorabia na drobnych pracach u znajomych. Mężczyźni przy remontach, kobiety przy sprzątaniu. Rozalia Herba, żona mistrza zmianowego z FDK, pozuje jako model uczennicom w zakładzie fryzjerskim.
- Trzy razy w tygodniu uczące się zawodu dziewczyny grzebią mi we włosach, na koniec jadę z nimi na egzamin do Opola - mówi pani Rozalia.
Wielu włókienników z FDK mówi, że żyje z litości rodziny i przyjaciół. Cerowaczka Bożena Kryszker latem wraz z dziećmi została przygarnięta przez swych braci i mamę. Ewa i Krzysztof Jankowscy (ona jest snowaczką, on - krawcem-podstrzygaczem) dostali od rodziców kartofle i kawałek emerytury. Snowaczka Barbara Lipian (mąż na bezrobociu bez prawa do zasiłku, na utrzymaniu dwie córki i wnuczka) dostaje paczki z ciuchami od sióstr z zagranicy. Raz w miesiącu teść robi jej zakupy.
- Moi teściowie są chorzy i to my z mężem powinniśmy im pomóc - Lipianowa mówi płaczliwym głosem. - Ale życie zmusza nas, byśmy jeszcze pożyczali od nich pieniądze. Na wieczne nieoddanie...
Ewa Wanicka, krawcowa z FDK, u swojej teściowej ma tysiąc złotych długu. Za prąd i gaz płaci jej mama.
- Gdyby nie regulowała moich rachunków, mieszkałabym na bruku. Dobrze, że jest jeszcze mama - mówi Wanicka, która wczoraj gotowała zupę na kości królika. Czekoladę dla swych córek po raz ostatni kupiła w sierpniu.

53-letni Mieczysław Koszela, szef dozorców w fabryce, nie ma rodziców. Jego 4-osobowa rodzina żyje z renty żony (470 zł). Teściowa pana Mieczysława, 80-letnia schorowana staruszka, co miesiąc przysyła 200 zł, by jej wnuczka mogła kontynuować studia.
- Urzędniczka z Zakładu Budynków Komunalnych w Kietrzu nie dała sobie wytłumaczyć, w jakiej jesteśmy sytuacji. Powiedziała, że skoro nie płacimy czynszu od 3 miesięcy, gmina cofnie nam dodatek mieszkaniowy - opowiada Mieczysław Koszela. - Chciałem wziąć kredyt w banku, ale obsługa, słysząc, że jestem z Fabryki Dywanów Kietrz, nie chciała nawet ze mną gadać.
Ciężko chora żona Koszeli (13 lat na rencie) na miesiąc odstawiła leki, bo nie miała ich za co kupić. W tym czasie wzrok tak jej się pogorszył, że sam lekarz się nad nią ulitował i pożyczył pieniądze.
- Niedawno w naszej fabryce było radio RMF. Kiedy mój siostrzeniec z Krosna usłyszał relację, zrobił składkę wśród rodziny i przesłał nam trochę pieniędzy - wzrusza się Koszela. - Płakałem jak dziecko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska