Kazimierz Łukawiecki: Ochraniacze na buty w szpitalach to wyciąganie pieniędzy od ludzi

fot. Witold Chojnacki
fot. Witold Chojnacki
Przestańcie zmuszać ludzi do kupowania ochraniaczy na obuwie, to nie ma nic wspólnego z higieną - apeluje do dyrektorów szpitali Kazimierz Łukawiecki, szef opolskiego NFZ.

- Osoby odwiedzające chorych powinny po każdej wizycie na oddziale szpitalnym natychmiast wyrzucić jednorazowe obuwie foliowe, tymczasem zwykle zabierają je do domu, by wykorzystać podczas następnej wizyty w szpitalu - podkreśla Kazimierz Łukawiecki. - To nie ma nic wspólnego z przestrzeganiem podstawowych zasad higieny, a tym bardziej z zapobieganiem zakażeniom. Ale ja się ludziom nie dziwię. Jeśli ktoś odwiedza chorego przez dłuższy czas, nieraz dwa razy dziennie, to musi się liczyć z każdą wydaną złotówką. Te ochraniacze służą wyłącznie wyciąganiu od ludzi pieniędzy

Opolski oddział NFZ nakłania szpitale do wycofania się z bezsensownego zarządzenia już od dłuższego czasu. Z różnym skutkiem. W opolskim WCM ochraniacze można, ale nie trzeba kupować
- Ten obowiązek znieśliśmy na wszystkich oddziałach, z wyjątkiem OIOM-u - mówi Marek Piskozub, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu.

Ochraniacze nadal obowiązują w wielu szpitalach na Opolszczyźnie, m.in. w Szpitalu Wojewódzkim, Szpitalu MSWiA, Wojewódzkim Specjalistycznym Zespole Neuropsychiatrycznym oraz w Szpitalu Ginekologiczno-Położniczym w Opolu. - Uważam, że jest to problem sztucznie rozdmuchany - twierdzi Julian Pakosz, dyrektor Szpitala Wojewódzkiego w Opolu. - Rzeczywiście ochraniacze nie są środkiem zapobiegającym zakażeniom, ale służą utrzymaniu czystości. Niewykluczone jednak, że podejmiemy decyzję o ich wycofaniu.

Państwowe służby sanitarne od początku są przeciwne używaniu w szpitalach przez odwiedzających jednorazowego obuwia. Na stronie internetowej Państwowego Zakładu Higieny można przeczytać opinię zespołu ekspertów wchodzących w skład Stowarzyszenia Higieny Lecznictwa, które również wydało wojnę ochraniaczom.

- Uważamy, że ich noszenie jest bezcelowe. Zamiast ograniczać, zwiększają ryzyko zakażenia. Chowane do torebek i kieszeni, stanowią dodatkowe źródło szerzenia się bakterii - ostrzega Urszula Posmyk, kierownik działu epidemiologii wojewódzkiego sanepidu. - Ochraniacze bardziej zabezpieczają przed brudem niż przed drobnoustrojami, ale per saldo to się może pacjentom, ich rodzinom i służbie zdrowia nie opłacać.

Sanepid nigdy nie wymagał od szpitali wprowadzenia ochraniaczy - podkreśla Urszula Posmyk. To ich wewnętrzne zarządzenie.

Opolskie Centrum Onkologii zwolniło odwiedzających z zakupu "jednorazówek" już pod koniec 2007 r.
- Miesięcznie mieliśmy z tego, czyli za użyczenie firmie sprzedającej ochraniacze miejsca na automat, jedynie kilkadziesiąt złotych - mówi Wojciech Redelbach, dyrektor OCO. - Ilość zakażeń w szpitalu na pewno nam od tamtego czasu nie wzrosła. Z epidemiologicznego punktu widzenia nie miało to żadnego znaczenia. A na błoto wystarczą odpowiednie wycieraczki.

- Najlepszą bronią na bakterie jest wiadro, woda z płynem i częste mycie podłóg przez salowe - podkreśla szef opolskiego NFZ.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska