Kazimierz Łukawiecki: - Stawiam nas za wzór

Archiwum
Kazimierz Łukawiecki
Kazimierz Łukawiecki Archiwum
- System, jaki stworzyliśmy w opolskim nfz, powinien obowiązywać wszędzie - mówi Kazimierz Łukawiecki, były dyrektor opolskiego oddziału NFZ.

- Pacjenci, którzy do 31 grudnia byli normalnie leczeni i mogli realizować recepty, obecnie są często odsyłani z kwitkiem lub obciążani pełną odpłatnością za leki. Co zrobić, by znowu było normalnie?
- Wystarczyłoby odwołać się do autorskiego systemu, opracowanego przed laty w opolskim NFZ. Zarządzając opieką zdrowotną w naszym regionie, zawsze twierdziłem, że z punktu widzenia pacjenta lekarze i farmaceuci powinni być jak instytucje zaufania publicznego. Tymczasem dziś rządzący próbują przeciwstawić ich pacjentom.

- Dodajmy: pacjentom w zdecydowanej większości ubezpieczonym.
- Nieubezpieczonych jest zaledwie trzy procent ludzi, zwykle bezdomnych, słabych i chorych. I z czysto moralnego punktu widzenia: czy można im odmówić porady, nie podać leku? Przecież gdy taki człowiek trafi do szpitala, burmistrz z mocy prawa i tak wyda decyzję o objęciu go bezpłatnym leczeniem.

- Polskim problemem są ponoć chciwe koncerny farmaceutyczne. Wysysają ogromne kwoty z NFZ, któremu brakuje pieniędzy niemal na wszystko.
- W Opolu dzięki książeczkom RUM wprowadziliśmy pełny monitoring leków, unikalny w skali Europy. Wszystkie recepty zawierały dane pacjentów i w każdej chwili można było określić, ile opakowań jakiego leku przepisano danej osobie. A drugą częścią tego rozwiązania był nasz autorski system LEK.

- Na czym polegał?
- Każdy lekarz miał swój kod i dzięki temu opolski NFZ posiadał natychmiastowy dostęp do danych, ile leków i jakiej firmy ordynuje dany lekarz. Sami lekarze też mieli do tych danych pełny dostęp, mogli je porównywać z poczynaniami kolegów po fachu, a to owocowało samodyscypliną.

- Jakie były efekty tego systemu?
- Na refundację wydawaliśmy na Opolszczyźnie prawie o 30 procent mniej niż inne oddziały NFZ. A przecież problemów z dostępnością do leków nie było w ogóle, w dodatku dzięki oszczędnościom starczało na wiele innych rzeczy. Do tego doszedł - także nasz autorski - program "Przyjazna apteka", promujący specyfiki działające tak samo jak te najbardziej znane, ale tańsze. To zaowocowało np. unikalnym w skali Europy spadkiem zużycia antybiotyków. A gdy w 2010 r. okazało się, że jakaś partia corhydronu może być szkodliwa, ustalenie, którzy pacjenci go nabyli, zajęło mi 15 minut. Leki zostały odebrane od tych ludzi w dwie godziny.

- Wróćmy do weryfikacji faktu ubezpieczenia. Czy lekarze mają do tego jakiekolwiek narzędzia?
- Absolutnie nie. Dane o ubezpieczeniu przychodzą często z ZUS do NFZ z wielomiesięcznym opóźnieniem. Nie można wymagać od lekarzy i aptekarzy weryfikowania, czy ktoś jest ubezpieczony bez dania im dostępu do aktualnej ewidencji.

- Może w XXI wieku w środku Europy o prawie do leczenia powinno decydować samo polskie obywatelstwo?
- O właśnie! Twórcy NFZ wzorowali się na Anglii, ale zapomnieli, że tam systemem objęci są wszyscy obywatele. Chodzi o to, żeby bez względu na okoliczności człowiek potrzebujący pomocy lub leków, dostał je na czas. Opolski system, oparty na zaufaniu NFZ do lekarzy i aptekarzy, to gwarantował, a jednocześnie był efektywny ekonomicznie i pozwalał wykrywać nieprawidłowości. Kilka spraw trafiło do prokuratury. Po odwołaniu mnie ze stanowiska system został zarzucony, a teraz zaczyna dominować podejrzliwość i groźby kar, paraliżujące lekarzy i farmaceutów. Na tym wszystkim traci pacjent, którego dobro powinno być kluczowe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska