Kazimierz Łukawiecki: - Żegnam się z Opolszczyzną

fot. archiwum
fot. archiwum
Rozmowa z Kazimierzem Łukawieckim, byłym dyrektorem oddziału NFZ w Opolu.

- Już trochę czasu upłynęło, jak wycofał się pan z życia publicznego. Czym się pan teraz zajmuje?
- Moje zawodowe zainteresowania są przez cały czas związane z ochroną zdrowia. Niedawno zostałem wybrany na prezesa zarządu i dyrektora Przedsiębiorstwa Uzdrowiskowego “Ustroń" S.A. Wchodzimy w skład holdingu Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca. Przede mną stoi kolejne, duże wyzwanie, co mnie cieszy i - jak zwykle - bardzo motywuje do pracy.

- Jaką działalność prowadzi placówka, którą pan kieruje?
- Prowadzimy działalność uzdrowiskową i rehabilitację medyczną . Mamy szpital uzdrowiskowy, hotele i potężny zakład przyrodoleczniczy. Jest to największe centrum uzdrowiskowo-rehabilitacyjne w Europie o pięknej, futurystycznej zabudowie. Mam też kilka pomysłów, które zamierzam wprowadzić. Planuję np. rozwinąć wczesną rehabilitację onkologiczną oraz rehabilitację kardiologiczną.

- Wiemy, że proponowano panu funkcję wiceministra zdrowia. Dlaczego nie doszło do tej nominacji?
- Proszę mnie zwolnić z odpowiedzi. To był dla mnie trudny okres. Nie chcę o tym mówić, jak też nie chcę się wypowiadać na temat NFZ. Postanowiłem iść własną drogą.

- Utrata funkcji dyrektora opolskiego oddziału NFZ to dla pana nadal bolesny temat?
- Myślę o moim odejściu z pewnym żalem, bo oddałem tej pracy 10 lat mojego życia. To było jak zawał moralny. Trochę bolało, że niektórzy unikali rozmowy ze mną. Telefony od nich przestały dzwonić. Ci ludzie, których nazwiska znałem, niekoniecznie się sprawdzili. Natomiast spotkało mnie dużo życzliwości ze strony pacjentów, którym pomogłem, ze strony anonimowych ludzi, co sobie bardzo cenię.

- Chowa pan do kogoś szczególną urazę?
- Żegnam się z Opolszczyzną. Odchodzę bez żółci. Jestem dżentelmenem. Po zawale też można żyć. Przechodzę do innej rzeczywistości, zamykam miniony okres. Właśnie stoję na balkonie mieszkania w Ustroniu, skąd mam piękny widok na Beskidy, na Czantorię. To mi w jakimś stopniu rekompensuje mój wysiłek, bo jestem znowu zagoniony, zapracowany.

- A co z zajęciami na opolskich uczelniach?
- Nadal jestem adiunktem w Politechnice Opolskiej na Wydziale Wychowania Fizycznego i Fizykoterapii. Prowadzę też seminarium magisterskie w opolskiej Wyższej Szkole Zarządzania i Administracji, zapisało się do mnie 36 studentów. To mi też daje napęd.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska