Kazirodcza miłość. Mąż oskarża żonę o seks z synem

Fot. sxc
Fot. sxc
On: - Żona śpi z moim synem. Ona: - Mąż jest chory na punkcie seksu. Miasteczko na Opolszczyźnie. Niech będzie X. Rodzina z trójką dzieci - nazwijmy ich Malinowscy.

Problemy jak wszędzie. Najstarsza córka już poza domem, ma swoją rodzinę. Syn Alek też jest dorosły, pracuje, ale mieszka z rodzicami. Podobnie jak 10-letni Karol. Małżonkom nie układa się najlepiej, ale po 20 latach to nic nadzwyczajnego. Tak było jeszcze rok temu.

- Nie mam ochoty żyć z tym człowiekiem - mówi dziś Malinowska. Malinowski też nie widzi możliwości powrotu: wynajął sobie pokój w Katowicach, gdzie ma pracę. Sprawa rozwodowa w toku. Słowem - klasyka, przecież w Polsce tak kończy tysiące rodzin.

Tylko motywy są szokujące, a historia nadaje się do cyklu "nie do wiary". Choć kiedy Malinowski ją opowiada, trudno mu nie wierzyć. Spokojnym głosem, idealnie pasującym do zrównoważonego człowieka, którego dotknęła rodzinna tragedia, wspomina wydarzenia z ostatnich dwóch lat.
Pierwszy sygnał - Malinowski pamięta dokładnie - to kiedy Alek rzucił: "Mamo, co zrobisz, jak mi nie stanie?".

- Zapytałem go: synu, co ty wygadujesz? Ale zbył mnie: "Tato, to takie staropolskie powiedzenie".
Sygnał drugi - syn idzie do kąpieli do łazienki, a żona go podszczypuje. - Krzyknął wtedy, niby żartem: "Tato, zabierz ją ode mnie!". Wtedy jeszcze do głowy by mi nie przyszło, że to mówi na poważnie.

Sygnał trzeci - zachowanie żony. - Pracowałem na nocki, a ona spała do południa i puszczała najmłodszego syna do szkoły bez śniadania. Tego wcześniej nie było. A jak wstawała, to była nieprzytomna, jakby w nocy nie spała. Alek był za to nie do ruszenia - przestał mnie słuchać i reagował tylko na jej prośby. Traktował mnie jak powietrze.

Sygnał czwarty - są święta, rodzina siedzi przy stole. Malinowski do syna: - Znalazłbyś sobie, Alek, jakąś dziewczynę. Zdenerwowana żona wypaliła: - On już ma dziewczynę!

Sygnały zaczęły mu się układać w przerażającą hipotezę. W końcu swoje podejrzenia wygarnął im w twarz.

- I w pierwszym momencie się przyznali! - emocjonuje się Malinowski. - Żona nawet krzyczała, że to moja wina, bo nie kocham syna. Nie kryli się z tym przede mną i prowokowali: "Trzeba było nas złapać na gorącym uczynku, i tak nam nic nie udowodnisz".

Mama u syna w sypialni

Malinowski postanowił więc zdobyć dowody. Kupił dyktafon i wieczorem, przed wyjazdem do pracy na nockę, włożył go do wazonu z suchymi kwiatami w pokoju syna. Wrócił następnego dnia w południe i drżącymi rękami wyciągnął urządzenie.

Z doniesienia Malinowskiego do prokuratury: "… O godz. 4.53 nagrania, tj. o 22.15 słychać wejście żony do pokoju syna. Syn przerywa grę na komputerze, następnie są odgłosy jego dyszenia, sapania, pośpiesznego rozbierania i szept. [...] 10:08 - 10:12 nagrania słychać najprawdopodobniej odgłosy spółkowania, o godzinie 10:13 nagrania słychać odgłos orgazmu żony. [...] dyktafon rejestruje wyjście żony, która mówi "niuniuś, śpij". Za pół godziny słychać wyjście syna do pracy".

Mężczyzna najpierw poszedł z nagraniem na komisariat w X.
- Usłyszałem, że jak syn jest dorosły, to nie jest przestępstwo - mówi Malinowski. - Ale kilka dni później byłem u córki w Katowicach i tam poszedłem na komendę. Policjantka wysłuchała, potwierdziła, że to jest przestępstwo i że prześlą moje doniesienie do prokuratury.

Odtąd kontaktował się już bezpośrednio z prokuratorem z powiatowego miasta Y, który prowadzi sprawę.

- Ponieważ prokurator zawsze chciał oryginalne nośniki z nagraniami, to wydawałem mnóstwo pieniędzy na kolejne dyktafony. Łącznie kupiłem cztery, na których było dziewięć nagrań - wylicza Malinowski. - Do tego dostarczyłem policji majtki żony ze śladami nasienia syna, prosiłem też, żeby zabezpieczyli ślady na jego łóżku. Ale oni od początku byli nastawieni do sprawy sceptycznie. Od policjanta usłyszałem, że nie przyjdą, bo żona ma prawo wycierać się gołym tyłkiem, o co chce. Wiem, że policja zabezpieczyła DNA z bielizny, którą przyniosłem, ale prokuratura nie zrobiła badań porównawczych.

Tato bił córkę

W końcu usłyszał od prokuratora, że najlepsze byłoby nagranie z wizją. - Odparowałem, że ja ich z łóżkiem do prokuratury nie przyniosę - opowiada. - Ale kupiłem kamerę, tylko był problem z połączeniem. Bo kilkanaście godzin nie pociągnęłaby na baterii. A nie byłem w stanie ukryć kabla od zasilania, tak żeby tego nie odkryli.

W końcu ustawił jednak kamerę w przedpokoju, a do wazonu włożył dyktafon. - Można było porównać odgłosy z obrazem, na którym widać wejścia i wyjścia żony z pokoju syna - mówi Malinowski.

Nagrania Malinowskiego pojechały do Warszawy, do specjalisty od fonoskopii. Malinowski jest przekonany, że biegły potwierdził jego wersję wydarzeń. Ale nikt mu wyników badań nie pokazał. A prokurator sprawę umorzył "z braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia przestępstwa".

- Jak było tyle dowodów, to dlaczego umorzono sprawę? - mówi dziś Malinowska. - Przecież wyniósł mi z domu piżamę i pościel, a jeszcze niedawno znalazłam poukrywane kable po połączeniach dyktafonu czy kamery. Gdyby w tych jego opowieściach, które rozpowiada wszystkim wokół, była krztyna prawdy, to nie dostałby skierowania na badania psychiatryczne.

Malinowska, inaczej niż jej mąż, nie ukrywa emocji. - Jestem załamana, mam dość tego człowieka i nie mam ochoty z nim żyć - podkreśla. - Szczególnie po tym, co zrobił naszemu najmłodszemu dziecku. Teraz wszystkim mówi, że on tylko pacnął je ręką. Od pacnięcia nie pojawiłaby się wada wzroku, to było pobicie. Dziecko jeszcze dzisiaj potrafi zadzwonić do mnie do pracy o 2 w nocy, bo boi się, że tato przyjdzie do domu. To jest chory człowiek. Chory na punkcie seksu, którym żyje na okrągło.

- Scenariuszy może być kilka - mówi Katarzyna Klimko-Damska, warszawska psychoterapeutka specjalizująca się w swojej pracy m.in. w związkach kazirodczych. - Jedna możliwość to taka, że w rodzinie, gdzie ojciec dominuje i znęca się nad kobietą, syn chce ochronić matkę i jego więź z nią staje się głębsza. Ale wcale nie musi dojść do kontaktów seksualnych i zewnętrzne objawy mogą być mylące. Jest też druga możliwość: cieplejsze stosunki między matką i synem mogą przerodzić się w stosunki kazirodcze. To jednak gdybanie, bo ocena sytuacji wymagałaby głębokiej analizy.

Klimko-Damska zauważa, że ani w swojej praktyce, ani w najbliższym środowisku nie spotkała się z takim przypadkiem, kiedy dochodzi do kontaktów seksualnych matki z dorosłym synem.

- Co oczywiście nie oznacza, że do takich sytuacji nie dochodzi - dodaje psychoterapeutka. - Problem w tym, że nie wychodzą one na światło dzienne, m.in. dlatego, że trudno w takim przypadku wskazać na pokrzywdzonego. O ile oczywiście te kontakty nie rozpoczęły się jeszcze w momencie, kiedy syn był nieletni.

Innym powodem jest fakt, że jeszcze rzadziej stosunki seksualne - inaczej niż w przypadku związku ojca z córką - kończą się ciążą i urodzeniem dziecka.

Kto tu zwariował?

Jedną sprawę prokuratura umorzyła, ale bada teraz drugą. Malinowska złożyła bowiem na policję doniesienie o znęcaniu się przez męża nad rodziną.

Malinowski usłyszał już zarzuty, dostał też skierowanie na badania psychiatryczne. - Nie boję się tego, w swojej pracy raz na dwa lata mamy obowiązkowe takie badania - mówi i przedstawia swoją wersję.

- Kiedy sprawa o kazirodztwo jeszcze toczyła się w prokuraturze, zaglądnąłem do sąsiada - opowiada. - Wypiłem może trzy piwa, ale oni tylko na to czekali. Kiedy wróciłem do mieszkania, zaczęli mnie prowokować. Syn drwił: "I gdzie masz te swoje dowody?!". Uderzyłem go otwartą dłonią w twarz. Potem poszedłem do pokoju po swoje rzeczy i chciałem wyjść, ale mnie złapał za kołnierz pod szyją i krzyczał: "Gdzie uciekasz?!". Zaczęła się szarpanina z nim i żoną, ale najgorsze, że między nas wpadł młodszy syn i przypadkowo uderzyłem go w twarz.

Policja, prokuratura i sąd poważnie potraktowali doniesienie. Malinowski dostał zakaz zbliżania się do domu i policyjny dozór.

Teraz mieszka w Katowicach i nie wie, co robić.

- Nie chcą mi udostępnić akt umorzonej sprawy o kazirodztwo, nie mam jak się odwołać, a teraz nawet nie mogę dostarczyć nowych dowodów - martwi się Malinowski. - Wynajmuję pokój, muszę płacić pieniądze na zabezpieczenie alimentacyjne i nie stać mnie na prawnika. A najgorsze, że w domu został najmłodszy syn.

Swoje nagrania dawał córce i zięciowi. - I słyszą na nich to samo co ja. Czy oni też są wariatami? - pyta Malinowski.

Malinowska: - Niech ta sprawa o znęcanie już się skończy, potem rozwód. I nie chcę z tym człowiekiem mieć już nic wspólnego!

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska