Czy potrafię wymienić jakiegoś znanego triatlonistę? Nie, nie przypominam sobie - przyznaje Damian Izdebski, zapalony kibic kędzierzyńskiej Zaksy.
Ciężko w ogóle znaleźć mieszkańca, który by takich sportowców znał. Bo triatlon to nie siatkówka czy piłka nożna i nie pisze się o nim na co dzień w gazetach. Ludzie ich też nie zapamiętali, choć co roku tysiące kędzierzynian przychodziły oglądać twardzieli podczas kolejnych edycji Pucharu Europy.
- To były takie kędzierzyńsko-kozielskie igrzyska. Z tym, że paradoksalnie kibiców raczej nie interesowało, kto przybiegnie pierwszy na metę - zaznacza Jacek Jodełka, też zapalony fan sportu. - Ludzie przychodzili, bo była telewizja, koncerty Dody, piwo i kiełbasa z grilla. Przy okazji zagrzewali do boju zawodników, których w ogóle nie znali.
Iskierka nadziei jest
Puchar Europy w Triatlonie organizowano tu przez trzy lata. W tej dyscyplinie chodzi o to, aby jak najszybciej przepłynąć 1,5 kilometra, przejechać 40 km rowerem i na koniec przebiec jeszcze 10 km.
Zawodnicy z całej Europy pływali wzdłuż kozielskiej wyspy i ścigali się po uliczkach zaniedbanej starówki. Tutejsze zawody stawiano za wzór na Starym Kontynencie. Dzięki temu Kędzierzyn-Koźle stanął w jednym szeregu z takimi miastami jak Porto, Alicante, Londyn czy Frankurt, które również organizowały tego typu zawody. W uznaniu zasług dla organizatorów władze Światowej Unii Triatlonu powierzyły Kędzierzynowi organizację mistrzostw Europy do lat 23 na rok 2010, tj. imprezy jeszcze większej rangi. W przygotowaniu zawodów, w których miało wziąć udział blisko pół tysiąca zawodników, przeszkodziła jednak majowa powódź. Dlatego przeniesiono je na ten rok.
Jesienią nastąpiła jednak zmiana warty w kozielskim magistracie, Wiesława Fąfarę - który wspierał triatlon, zastąpił nowy prezydent, Tomasz Wantuła. Urzędowanie rozpoczął od oglądania każdej złotówki. I na początku stycznia zapowiedział, że rozważa rezygnację z organizowania imprezy. Okazało się, że na organizację mistrzostw potrzeba około 1,2 miliona złotych. Problem w tym, że żaden z poważnych sponsorów jeszcze nie zadeklarował wsparcia i niewykluczone, że miasto musiałoby wyłożyć całą kasę z własnej kieszeni.
- W ostatnich latach dzięki wytężonej pracy wielu osób i sporym nakładom finansowym miasto trzykrotnie organizowało Puchar Europy. W tym roku brakuje nam pieniędzy na to wielkie przedsięwzięcie. Szukamy innych źródeł sfinansowania zawodów, ale jest to niezwykle trudne - mówi prezydent Wantuła.
Ludzie też nie chcieli triatlonu
Nowe władze miasta przed podjęciem ostatecznej decyzji zastosowały ciekawą zagrywkę. Postanowiły zapytać mieszkańców, co myślą o organizacji zawodów. Dlatego do lokalnych mediów rozesłały prośbę z zamieszczeniem sondy. W skrócie wygląda ona tak, że mieszkańcy mają odpowiedzieć, czy gmina powinna wydać na organizację zawodów pół miliona, milion, półtora mln zł, robić imprezę bez względu na koszty czy po prostu z niej zrezygnować.
- Jesteśmy ciekawi, jaką opinię w tym temacie wyrażają sami mieszkańcy Kędzierzyna-Koźla, i przy podejmowaniu ostatecznej decyzji będziemy te uwagi brali pod uwagę. Jeśli nie zdołamy zorganizować Mistrzostw Europy w Triatlonie zaoferujemy jakąś alternatywę. Mniej kosztowną, ale ciekawą - wyjaśnił Tomasz Wantuła.
Przerażeni kwotami, o których pierwszy raz mówi się tak głośno, mieszkańcy w większości opowiedzieli się za rezygnacją z imprezy.
- To było sprytne zagranie. Bo decyzję o nieorganizowaniu imprezy Wantuła może teraz przedstawić jako zrealizowanie postulatu mieszkańców - mówi jeden z urzędników, proszący o anonimowość.
Wreszcie prezydent zaproponował, że gmina jest gotowa imprezę zorganizować, ale sfinansować już nie. Miasto skłonne jest wyłożyć maksymalnie 200 tys. zł. Reszta ma pochodzić od sponsorów, wpisowego zawodników i Polskiego Związku Triatlonu. Wantuła postawił warunek, że PZTr ma dołożyć co najmniej 400 tys. złotych.
- Zostaliśmy postawieni pod ścianą, bo impreza musi się odbyć w Polsce, a jest już trochę za późno, żeby szukać innego miejsca. Dlatego zrobimy wszystko, żeby tę kwotę znaleźć. Będziemy szukać sponsorów - mówi Krzysztof Piątkowski, prezes PZTr. Przyznaje jednak, że jest zszokowany tą decyzją. - Wcześniej nigdy nie było takich problemów - podkreśla.
- Nadzieja, że pieniądze się znajdą, jest - po Adamie Wołkowskim, kierowniku wydziału sportu kozielskiego magistratu i wieloletnim organizatorze imprezy, widać, że jest załamany całym zamieszaniem wokół triatlonu. - Co stracimy, jeśli zawody się nie odbędą? Świetną imprezę, którą wysiłkiem setek ludzi organizowaliśmy co roku.
Wołkowski przypomina, że zawody już nie raz wisiały na włosku. W 2006 roku na 15 minut przed rozpoczęciem pierwszych zawodów w Pucharze Europy okazało się, że w jednej ze studzienek kanalizacyjnych nie ma dekla, bo ktoś go ukradł. Delegat zawodów zagroził, że zostaną one odwołane, a to byłby wielki wstyd i skandal. Organizatorzy kilkaset metrów dalej znaleźli jednak podobny dekiel i "pożyczyli" go na kilka godzin, by załatać dziurę na trasie.
- Innym razem wysoki poziom wody na Odrze uniemożliwił nam zorganizowanie w rzece zawodów w konkurencji pływania. Zdecydowaliśmy się w ekspresowym tempie przygotować trasę na jeziorze w Dębowej. Udało się, a zawody po raz kolejny zostały bardzo dobrze ocenione - dodaje Wołkowski.
Promocja była, ale co z tego wynika?
Ostateczna decyzja w sprawie triatlonu ma zapaść w ciągu najbliższych dni. Kędzierzyńscy urzędnicy podzielili się w opinii, czy trzeba rezygnować z mistrzostw. Dariusz Broj, dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji w Kędzierzynie-Koźlu, przyznaje, że szkoda mu takiej imprezy. - Prestiż miasta jako organizatora zawodów sportowych może upaść. Ale z drugiej strony rachunek ekonomiczny jest taki, jaki jest, i trudno polemizować z faktem, że brakuje pieniędzy na te zawody.
Dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury w Kędzierzynie-Koźlu Andrzej Wróbel uważa, że jak miasto coś robi, to musi to robić porządnie, a nie byle jak.
- A tej akurat imprezy nie da się zrobić za małe pieniądze. Więc skoro ich nie ma, to trzeba, choć z bólem serca, zrezygnować - twierdzi. - Ja miałem podobny dylemat przed sylwestrem. Chodziło o to, czy wystrzelić w niebo 60 tys. złotych o północy, czy zostawić te pieniądze i kupić nowy fortepian. Ludzie pytali, dlaczego nie było sztucznych ogni, ale dzięki temu w Miejskim Ośrodku Kultury jest dziś na czym grać.
- Adaś trochę się w tym zagubił. Najpierw przygotowywał wielką imprezę, a potem szukał pieniędzy. A powinno się robić na odwrót - zaznacza jeden z urzędników. - Budżet pierwszego Pucharu Europy zamknął się w 400 tys. zł, a teraz miało to być już 1,2 mln. To trochę za dużo na takie miasto jak Kędzierzyn.
Zwolennicy imprezy tłumaczą, że jej największą zaletą była promocja miasta.
- Tyle że to nie jest w żaden sposób policzalne. Bo jak tu sprawdzić, czy w jakikolwiek sposób przełożyła się ona na konkretne efekty? Trzeba przeprowadzić badania, a tego nikt nie robi - mówi pracownik kozielskiego magistratu.
Wołkowski zdenerwowany zawirowaniami wokół imprezy poszedł do prezydenta Wantuły i rzucił papierami. Idzie na emeryturę, zaznaczając, że gdyby jakimś cudem podjęto jednak decyzję o organizowaniu imprezy, to on nadal jest w stanie się tego podjąć. A jak nie? - Stworzyłem kiedyś orkiestrę dętą przy Zespole Szkół Żeglugi Śródlądowej w Koźlu. Ona też jest już znana w świecie. Będę miał dla niej więcej czasu - uśmiecha się.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?