Kędzierzyn-Koźle żyje na chemicznej bombie

Tomasz Kapica
Tomasz Kapica
Największe zagrożenie stanowią cysterny. Na zdjęciu wypadek, który miał miejsce dwa lata temu na osiedlu Sławięcice. Na szczęście cysterna nie uległa rozszczelnieniu.
Największe zagrożenie stanowią cysterny. Na zdjęciu wypadek, który miał miejsce dwa lata temu na osiedlu Sławięcice. Na szczęście cysterna nie uległa rozszczelnieniu. Archiwum
Nie ma drugiego takiego miasta w Polsce, gdzie zagrożenie katastrofą chemiczną byłoby bardziej realne. W ciągu roku na terenie tutejszych zakładów dochodzi do kilku poważnych pożarów i wycieków.

Gdy okazało się, że budowa północnej obwodnicy Kędzierzyna-Koźla wypadła z rządowego planu, posłanka Brygida Kolenda-Łabuś zadzwoniła do strażaków. Poprosiła o analizę skutków rozszczelnienia cysterny przewożącej amoniak lub inne groźne substancje. Dokument zawiozła do Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Ówczesny premier Donald Tusk aż się złapał za głowę.

- Powiedział, że prace nad obwodnicą trzeba jak najszybciej przyspieszyć. Opracowanie zrobiło na nim wrażenie - opowiada posłanka Kolenda-Łabuś. Jeśli miałoby kiedykolwiek dojść do takiego wypadku, to lepiej, gdyby zdarzył się na oddalonej od głównych osiedli obwodnicy niż w gęsto zamieszkanym terenie. Od wielu lat cysterny jeżdżą bowiem tuż pod oknami mieszkańców.

Kolenda-Łabuś mówi, że nie ujawni szczegółów dokumentu, by nie straszyć mieszkańców. Nieoficjalnie wiadomo jednak, że co roku po ulicach Kędzierzyna-Koźla przewożonych jest ponad 100 tysięcy ton materiałów niebezpiecznych. Co najmniej, bo są to dane jedynie z trzech największych firm chemicznych na terenie miasta, a w sumie jest ich kilkadziesiąt. Na niektórych osiedlach po wypadku cysterny w bezpośredniej strefie zagrożenia mogłyby się znaleźć setki ludzi.

W dokumentacji znalazły się także zdjęcia lotnicze niebezpiecznego i ostrego zakrętu drogi krajowej nr 40 w Ujeździe, który ma 90 stopni. Tamtędy, przez sam środek miasta, także codziennie, jeżdżą zatankowane po korek cysterny z chemikaliami.

Ich transport to tylko niewielka część zagrożeń, jakie na co dzień czyhają na mieszkańców Kędzierzyna-Koźla. Działa tutaj aż 7 zakładów chemicznych zakwalifikowanych do tzw. grupy dużego ryzyka i 3 do grupy zwiększonego ryzyka. Do tego wiele małych firm z tej branży nie objętych specjalnymi procedurami, gdzie w każdej chwili może dojść do awarii i katastrofy. Ale największy problem w tym, że mieszkańcy o samych zagrożeniach, a także o tym, co w ich przypadku robić, niewiele wiedzą.

Kilka dni temu na terenie Holdingu Blachowania, gdzie mieści się kilka dużych chemicznych zakładów, z instalacji wyciekł polietylen. To przejrzysta masa o woskowatym wyglądzie. W kontakcie z powietrzem pali się, wydzielając toksyczne opary. Pożar gasiło pięć jednostek straży, na szczęście nikomu nic się nie stało. Podobne wypadki w Kędzierzynie-Koźlu zdarzają się co kilka tygodni. Rok temu, również w Blachowni, wyciekł groźny kwas siarkowy. Musiało interweniować aż 13 jednostek straży pożarnej. W sierpniu 2014 na terenie zakładów ZAK wybuchł wodór, wskutek czego z pobliskiego laboratorium wypadły szyby z okien. Dwie osoby zostały ranne. Takich zdarzeń może być coraz więcej, bo wiele instalacji znajdujących się na terenie kędzierzyńskich zakładów ma już swoje lata. Właśnie zużycie materiałów było przyczyną wspomnianego wybuchu, który postawił na nogi wszystkich mieszkańców miasta i był słyszalny w promieniu wielu kilometrów.
W praktyce w Polsce nie ma drugiego takiego miasta, gdzie liczba zagrożeń związanych z produkcją chemiczną jest tak duża. Większość firm znajduje się na terenie wspomnianego holdingu i w Azotach. Od największych osiedli odzielają je kilkukilometrowe pasy lasów. W przypadku katastrof chemicznych mają one zmniejszać ich skutki.

Fala eksplozji na 3,5 kilometra

Przejrzeliśmy dokumentację dotyczącą postępowania w przypadku zagrożeń w największych kędzierzyńskich firmach. W ZAK-u magazynowane są m.in. amoniak (działa bardzo toksycznie na drogi oddechowe) i propylen (skrajnie łatwopalny gaz skroplony). W przypadku awarii może dojść do pożaru, wybuchu i uwolnienia trującej chmury, która będzie zagrażała nie tylko pracownikom firmy (ponad 1600 osób), ale i mieszkańcom miasta.

Z opracowań wewnętrznych wynika, że owa trująca chmura może się przemieścić na odległość 17,5 kilometra. Z kolei w przypadku zapłonu i wybuchu propylenu fala nadciśnienia może sięgnąć aż 3,5 kilometra poza teren ZAK, powodując obrażenia, a nawet śmierć znajdujących się tam ludzi.

Z kolei firma Synteza zajmuje się sprowadzaniem, przetwarzaniem i produkcją tlenku propylenu (jego opary wybuchają w powietrzu, powodując u znajdujących się w pobliżu ludzi martwicę skóry) i fenolu (oparzenia skóry, błon śluzowych, uszkodzenie oczu). Z dokumentacji opracowanej przez Syntezę wynika, że nie wyklucza się "rozszczelnienia rurociągów lub aparatów i uwolnienia niebezpiecznych substancji chemicznych, ich zapłonu, pożaru oraz wybuchu chmury oparów tlenku propylenu".

- W sumie na terenie miasta mamy 10 zakładów o dużym albo zwiększonym ryzyku wystąpienia poważnej awarii przemysłowej. Każdy z nich ma jednak opracowane specjalne procedury bezpieczeństwa. Te firmy są przez nas bardzo dokładnie "prześwietlone" - tłumaczy Zygryd Steuer, zastępca komendanta Powiatowej Straży Pożarnej w Kędzierzynie-Koźlu. - W praktyce większego niebezpieczeństwa można się spodziewać ze strony mniejszych firm, które nie są zaliczane do wyżej wymienionej grupy i gdzie w związku z tym standardy bezpieczeństwa nie są tak wyśrubowane.

Ludzie nie wiedzą, co należy robić w przypadku awarii

Właśnie z powodu dużego zagrożenia awariami i ewentualnymi katastrofami w kędzierzyńskiej PSP działa wyspecjalizowana grupa ratownictwa chemiczno-ekologicznego. - Mamy do dyspozycji 38 świetnie wyszkolonych ratowników, którzy w razie potrzeby są gotowi nieść pomoc nie tylko na terenie miasta, ale także w wielu innych miejscach. Niedawno pracowali na przykład przy wycieku amoniaku w Chałupkach - dodaje Steuer.

Opole jest jedynym miastem wojewódzkim w Polsce, gdzie nie stacjonują samochody rozpoznania chemicznego. Bo są potrzebne właśnie w Kędzierzynie-Koźlu.

Niestety, mieszkańcy najbardziej narażonego na katastrofy chemiczne miasta w Polsce mają znikomą wiedzę na temat tego, jak zachowywać się w takich sytuacjach. Wyszło to na jaw między innymi podczas wspomnianego wcześniej wybuchu wodoru. Wśród niektórych zapanowała panika, ludzie nie wiedzieli, co oznaczają syreny alarmowe. Opowiadali plotki o rzekomym skażeniu środowiska, chociaż nic takiego nie miało miejsca.

- Niestety, ale w pewnym momencie nieco zaniechano edukację dotyczącą postępowania w przypadku zagrożeń - przyznaje Marek Waszkiewicz, kierownik Wydziału Zarządzania Kryzysowego i Zdrowia Starostwa Powiatowego w Kędzierzynie-Koźlu.

Ludzie nie wiedzą najprostszych rzeczy: że trwający 3 minuty sygnał przerywany to alarm, a sygnał ciągły to odwołanie alarmu. Albo, że toksyczne środki przemysłowe są w większości cięższe od powietrza i unoszą się tuż przy powierzchni ziemi, w związku z czym ukrycie się w schronie czy w piwnicy może spotęgować ich szkodliwe działanie. - Ponadto zdarzało się, że w przypadku wypadku cysterny, np. na kozielskiej wyspie, na miejsce zbiegał się tłum gapiów chcących sprawdzić, czy coś z niej wypływa. To jest skrajnie nieodpowiedzialne zachowanie - dodaje Marek Waszkiewicz.

Najgroźniej było w 2003 roku

Między innymi dlatego miasto zainwestowało w komputerowy system monitorowania zagrożeń. Zapłaciło za to aż 3,5 miliona złotych. Zbiera on dane m.in. z wodowskazów, stacji meteorologicznych, ma zapisaną bazę budynków, a nawet tak szczegółowe informacje, jak... wiek mieszkańców. W przypadku rozszczelnienia cysterny ze środkiem chemicznym system analizuje dane dotyczące np. siły wiatru, wilgotności, rozmieszczenia budynków. Dzięki temu służby są w stanie precyzyjnie określić liczbę i miejsce zamieszkania zagrożonych katastrofą osób oraz odpowiednio przygotować ich ewakuację. Przynajmniej w teorii. - Póki co, na razie nie doszło jeszcze do żadnej tak poważnej awarii, która skutkowałaby potrzebą ewakuacji dużej liczby mieszkańców - mówi Marek Waszkiewicz.

Najbliżej tego było w 2003 roku, kiedy w Blachowni zapalił się zbiornik z łatwopalną i toksyczną mieszanką benzenu i toluenu. W każdej chwili mogło dojść do eksplozji płonących chemikaliów. Jej skutki byłyby katastrofalne dla całego miasta. Na miejscu pracowało aż 40 wozów straży pożarnej, była to jedna z największych takich akcji w Polsce. W 1992 roku podczas pamiętnego gigantycznego pożaru lasów, który wybuchł w okolicy Kuźni Raciborskiej, ogień doszedł na kilkaset metrów od zbiorników Centrali Produktów Naftowych w Blachowni, w których znajdowało się 70 tysięcy ton paliwa.

Wspomniana wcześniej północna obwodnica prawdopodobnie powstanie w ciągu najbliższych lat. Dzięki temu uda się zlikwidować największe dziś zagrożenie, które związane jest właśnie z transportem. Kluczowy w tej sprawie był fakt, że premier uświadomił sobie, jakie niebezpieczeństwa czyhają na mieszkańców Kędzierzyna-Koźla. Warto, żeby sami kędzierzynianie także zdali sobie z tego sprawę i przynajmniej przeczytali instrukcje służb kryzysowych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska