"Kibice" robią porządki

Juliusz Stecki

I. Były trener piłkarskiej reprezentacji Polski Janusz Wójcik uwielbia robić zawieruchy. Kilka dni temu rzucił publicznie, że z ośmiu meczów każdej ligowej serii aż sześć jest "zrobionych", czyli wcześniej przez wysokie umawiające się strony został w nich, nie bezinteresownie, ustalony wynik. "Narodowym", tylko pozornie tę - natychmiast skrytykowaną przez prezesów PZPN - opinię rzucił tuż przed ważnym meczem jego obecnej drużyny, czyli Śląska Wrocław, która w Lubinie starać się miała odebrać zwycięstwo tamtejszemu Zagłębiu.
Zapewne czując, iż może to być zachowanie z gatunku "łapaj złodzieja", szefowie lubińskiego klubu przed meczem posłali cały swój futbolowy ansambl w przepastne lasy dolnośląskie, zabierając jego grajkom nawet telefony komórkowe, tusząc naiwnie, że w ten sposób uniemożliwią im narażenie się na jakiekolwiek pokusy materialne ze strony wrocławskiej konkurencji. A jednak - co wynika nawet z obecnych decyzji kierownictwa Zagłębia - nie udało się upilnować dorosłych ludzi przed popełnieniem grzechów. Wprawdzie zespół z Lubina do przerwy wygrywał 1-0, ale ostatecznie pozwolił się jednak ograć miłym gościom z Wrocławia.
Takie rozwiązanie nie spodobało się przede wszystkim wiernym (to bez ironii!) kibicom lubińskiej drużyny, którzy przejrzeli - ich zdaniem - nieczystą grę. Sprawę zaprowadzenia moralnych porządków wzięli w swoje ręce zaraz po meczu, kiedy zaatakowali, także gazem łzawiącym, swoich niedawnych ulubieńców i to tak skutecznie, że ci w strachu aż przez godzinę po meczu bali się ruszyć z boiska do szatni, aby nie oberwać nie tylko ciężkim słowem.
Wprawdzie szefowie Zagłębia - w celu spacyfikowania nastrojów - szybko znaleźli największych winowajców i wręczyli im wilcze bilety, ale przecież w miedziowym mieście nadal trwa polowanie kibiców na sprzedajnych piłkarzy. Ci zaś spanikowani robią co mogą, aby zmylić nagonkę. Przede wszystkim nie jeżdżą swoimi drogimi samochodami, które kibole obiecali spalić. Najbardziej zaś przezorni nie wychodzą za dnia ze swoich mieszkań, a jeśli już muszą, to w przebraniu chyłkiem przemykają pod murami domów - ze sztucznymi brodami na twarzach i z kosturem żebraczym w ręku.
II. Zagłębie nie jest pierwszym ligowym miastem, w którym fanatyczni kibice chcą wpłynąć na moralność piłkarzy. Miłość do wiarołomnych pseudogwiazd futbolowych gaśnie nawet u tych, którzy jeszcze niedawno tatuowali sobie na wszelkich możliwych częściach ciała deklaracje dozgonnej miłości do Legii, Wisły, Widzewa, Górnika czy... Odry.
Kiedy piłkarze z Opola porażką w Opocznie - z grą leniwą, bez ikry i polotu - właściwie definitywnie pogrzebali swoje, jakże ogromne przed futbolową wiosną, szanse bezpośredniego awansu do I ligi, w szatni po meczu z rozpaczy i żalu gorzko zapłakali tylko trzej gracze. Wszyscy z opolską metryką. Pozostali - może dlatego, że najemni - zachowywali się obojętnie.
Opolscy kibice wiedzą, kto pięknie, a kto tak brzydko gra. Wiedzą i dlatego już w smutnej powrotnej drodze z Opoczna do Opola nie omieszkali na popasach przesolić komu trzeba "zasłużoną" kolację. - Odra to my, a nie wy! - krzyczeli, zapowiadając dokładniejszy przegląd dorobku piłkarzy po zakończeniu ligi.
III. Jak futbol futbolem, mecze kupowało się i sprzedawało. Starano się z tym walczyć. Zbigniew Boniek, zanim został prominentem w Polskim Związku Piłki Nożnej, twierdził, że nasza liga jest najbardziej skorumpowaną w Europie. Teraz wiceprezes PZPN Zbigniew Boniek, oburzony, domaga się od Wójcika dowodów na tę sprzedajność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska