Kiedy Odra będzie silna?

Andrzej Szatan
Pieniądze, ludzie oraz odpowiedni klimat wokół drużyny - to zdaniem działaczy trzy czynniki, które muszą się zgrać w jednym czasie, aby osiągnąć sportowy sukces.

JAK TO ROBIĄ INNI
Rewelacją sezonu był beniaminek Szczakowianka Garbarnia ze 100-tysięcznego Jaworzna, miasta mniejszego od Opola.
Tadeusz Fudała, prezes klubu:
- To prawda, iż osiągneliśmy sportowy sukces w tym sezonie. Zakładaliśmy, jako beniaminek, spokojne utrzymanie się w lidze, a "wyszedł" nam awans do pierwszej ligi. Wszyscy pytają mnie, co zadecydowało - pieniądze, ludzie, czy dobre układy z samorządem. Odpowiadam, iż nie było jednego decydującego elementu, bo te wszystkie trzy okazały się niezbędne. Naszym głównym sponsorem jest prywatna garbarnia pana Piotra Wrony, młodego przedsiębiorcy, który kocha piłkę. Z trzymilionowego budżetu, jaki w poprzednim sezonie miał klub, od niego pochodziło sześćdziesiąt procent pieniędzy. W finansowanie piłki włączyło się także miasto. Jednym słowem wokół drużyny była atmosfera, a wszyscy zrozumieli, iż dziś klub to małe przedsiębiorstwo. Mamy tylko czteroosobowy zarząd, bo doszliśmy do wniosku, iż w węższym gronie działa się sprawniej i łatwiej podejmować decyzje.

Dla piłkarzy i kibiców opolskiej Odry zakończony niedawno sezon był jednym z najgorszych w historii klubu. Wprawdzie nadodrzańska jedenastka spadała już wcześniej z II ligi do III, ale jeszcze nigdy nie zajmowała tak niskiej lokaty. Z faktami jednak trzeba się pogodzić i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Ale trzeba z tego smutnego sezonu wyciągnąć wnioski, a klubowi działacze jak najszybciej muszą odpowiedzieć sobie na pytanie, jak powinien funkcjonować klub, aby w możliwie jak najszybszym czasie mógł powrócić do II ligi i mieć szansę na sportowy sukces.
Mała stabilizacja
- Nie ma gotowej recepty na dobry klub, a wzory, które sprawdziły się w jednym mieście, wcale nie muszą się sprawdzić w Opolu - mówi Przemysław Nijakowski, prezes Stowarzyszenia Miłośników Odry Opole, jeden z trzech ludzi, którzy w rundzie wiosennej kierowali Odrą. - Oczywiście można sobie na papierze rozrysować odpowiedni schemat, ale jego "okienka" trzeba jeszcze wypełnić konkretną treścią.
Zdaniem Nijakowskiego podstawą sprawnie funkcjonującego klubu musi być stabilność budżetu.
- Niestety, u nas była i jest nadal finansowa żonglerka - tłumaczy Nijakowski. - Nieszczęściem było, iż przed rozpoczęciem rozgrywek nie wiedzieliśmy, jak będziemy stali finansowo, ile będziemy mogli wydać pieniędzy. A planowanie w każdej działalności, także sportowej, jest podstawą. Stałych umów sponsorskich, zapewniających określone wpływy, było niewiele, a resztę pieniędzy, już w trakcie rozgrywek, wyrywało się firmom niemal z gardła, a niektóre dawały na zasadzie "macie tu coś od nas, ale dajcie nam już święty spokój". I przed takim samym dylematem stoimy teraz, gdy drużyna będzie grała w trzeciej lidze. Przyznam szczerze, iż powoli zaczyna mi brakować pomysłów na to, jak zgromadzić budżet, który na tym szczeblu rozgrywek powinien wynosić co najmniej półtora miliona.
W Opolu nie ma społecznego przyzwolenia na wspomaganie sportu ze środków publicznych - wyjaśnia Nijakowski:
- W wielu miastach samorządy włączają się w finansowanie sportu. Niestety, nie ma w Opolu firmy, która byłaby w stanie wziąć na swoje barki utrzymanie klubu, jeśli nie w całości, to przynajmniej w dużej jego części. Początkiem wychodzenia z dołka byłoby zgromadzenie takiego funduszu, który w trakcie sezonu pozwalałby nam nie powiększać długu.
Uczyć się trzeba
od najlepszych
W poprzednim sezonie za jeden z najlepiej zorganizowanych klubów uważany był Lech Poznań, który już na kilka kolejek przed zakończeniem rozgrywek zapewnił sobie awans do ekstraklasy. Przez ostatnie lata sponsorzy omijali ten klub, bo nie interesowała ich współpraca z ludźmi minionej epoki.
- W Poznaniu oddano władze w ręce ludu - mówi Nijakowski. - Klubem zarządzać zaczęły osoby, które jeszcze niedawno siedziały na trybunach w roli kibiców. Tam grupa młodych ludzi nie bała rzucić się na głębokie morze. Czy u nas taki model sprawdziłby się? Rozważamy możliwość sięgnięcia do poznańskich wzorów. Szukamy kilku młodych menedżerów, którzy podjęliby się takiego wyzwania, mieli wizję klubu i oczywiście odpowiednie kwalifikacje. Ale w Poznaniu był jeszcze jeden element, który sprawił, iż zespół osiągnął sukces - tam prezydent miasta otwierał przed tymi ludźmi drzwi do gabinetów dyrektorów przedsiębiorstw, do biznesmenów.
Efekt tych działań jest taki, iż w Poznaniu zawiązał się Partner Lech Club Business, a na internetowej stronie klubu widnieją loga dziesięciu oficjalnych sponsorów.
- Do kierowania klubem wystarczą dwie, góra trzy osoby - przyznaje Nijakowski. - Ale nie może być tak jak u nas w tym roku, iż te osoby musiały też każdego niemal dnia zabiegać o pieniądze. Owszem, pojawiały się osoby, które rzekomo chciały pomóc klubowi, ale końcowy efekt rozmów był mniej więcej taki: "Dajcie mi zarobić, a ja wam coś z tego odpalę". Nie jesteśmy biurem pośrednictwa pracy, nie zbieramy zleceń, nie tędy droga. Na dziś dług Sportowej Spółki Akcyjnej "Odra Opole" dochodzi do dwóch milionów złotych i dlatego, aby nie doprowadzić do upadku klubu, powstało Stowarzyszenie Miłośników Odry Opole, które w mniejszym lub większym stopniu wspomagała go finansowo. Wiem, że są zwolennicy "wysadzenia" spółki. To kuszące, bo można się pozbyć długów, ale jednocześnie bardzo niebezpieczne, bo powoduje degradację zespołu na najniższy szczebel rozgrywek wojewódzkich. Ja się nigdy na to nie zgodzę. Na takie rozwiązanie poszły kiedyś Zagłębie Sosnowiec i ROW Rybnik. Zagłębie odradzało się przez wiele lat, a ROW-u nie ma na sportowej mapie.
Przydałby się parking
albo targowisko
Od stycznia tego roku Odrą kierował Ryszard Raczkowski, który przed kilku laty przeniósł z Namysłowa swoją II-ligową drużynę (Varta) właśnie do Opola.
- Od początku mówiłem, iż miasto aktywniej powinno się włączyć w życie klubu - mówi Raczkowski. - Zaraz po objęciu funkcji rozmawiałem na ten temat z prezydentem Synowcem i odniosłem wrażenie, iż znaleźliśmy wspólny język. Wyszło, jak wyszło. Prezydent mówi, iż miasto buduje dla Odry stadion. To prawda i fajnie, że tak jest, ale nie ma to żadnego przełożenia na działalność klubu. To inwestycja w infrastrukturę. Na dziś nasza siła finansowa jest równa zeru, bo po spadku do trzeciej ligi odpadło nam kilka źródeł finansowania, w tym wpływy z Canal +. Wiem, że miasto nie może przekazywać bezpośrednio środków ma klub, bo zabrania tego ustawa, ale dlaczego nie pójść śladami innych miast, gdzie na przykład kluby obsługują targowiska miejskie, parkingi. A dlaczego stadionu nie miałby utrzymywać Miejski Zarząd Obiektów Rekreacyjnych. Na Odrze nie tylko gra się w ligową piłkę. Tu szkolimy naprawdę dużo młodzieży, więc stadion to taki sam obiekt jak "Okrąglak" czy "Toropol", a tam na zajęcia obowiązują opłaty. Pod koniec maja organizujemy spotkanie z władzami miasta, politykami i biznesem na temat przyszłości Odry. Jeśli będzie to dyskusja rzeczowa, to możemy wyjść z niej silni, ale gdy znów będzie "odpychanie tematu", to czekają nas naprawdę bardzo trudne miesiące.
Władza tego chciała
Raczkowski przyznaje, iż bardzo uważnie przyglądał się zmianom, jakie w ostatnim roku nastąpiły w Lechu.
- Układ, który w kraju podawany jest za przykład, w ogóle by nie zafunkcjonował, gdyby nie polityczna akceptacja - ocenia prezes Odry. - Tam zadecydowano, iż Poznań musi wrócić na sportową mapę Polski. Silnej piłki chcieli nie tylko kibice, ale także władza. A że nie ma władzy bez powiązania z biznesem i odwrotnie, klub, który w poprzednim sezonie ledwo co uchronił się przed spadkiem z drugiej ligi, w wielkim stylu awansował do pierwszej.
W Lechu wiceprezesem jest wiceprezydent miasta. Dzięki temu problemy klubu "przybliżyły" się do samorządu i są omawiane na posiedzeniach zarządu. To komfortowa sytuacja dla klubu. Zupełnie niedawno Lech otrzymał od miasta na czterdzieści lat bezpłatną dzierżawę blisko pięciohektarowej działki, dostaje z urzędu ponad milion złotych rocznie na utrzymanie obiektów, które przejął od ośrodka sportu i rekreacji, a z których także czerpie dochody - przypomina prezes Raczkowski.
- Dlaczego w taki sposób nie da się podobnych spraw poukładać w Opolu? Myślę, że nie jest to niechęć ze strony władzy, ale brak świadomości potrzeby funkcjonowania silnego klubu piłkarskiego. Jako miasto i województwo mamy coraz mniej atutów, a poprzez sport najłatwiej pokazać się na zewnątrz. Uważam, iż prezesem Odry powinien zostać ktoś z górnej półki politycznej, bo tylko przed taką osobą będą się otwierały drzwi do biznesu.
Żeby grać, trzeba zarabiać
- W Opolu od lat powtarzane są te same błędy - uważa były prezes Odry Ryszard Niedziela, za kadencji którego zespół był bliski wywalczenia awansu do futbolowej ekstraklasy.
- Wychodzi się z założenia, że trzeba zgromadzić jak najwięcej sponsorów, którzy będą finansowo zasilali klub. Oczywiście to sprawa ważna, ale uważam, iż podstawą funkcjonowania klubu powinna być działalność gospodarcza, która da stałe źródło dochodu, gwarantujące niezbędne minimum do życia. Sponsorzy oczywiście są niezbędni, ale liczenie tylko na nich ma krótkie nogi. Propozycję prowadzenia działalności gospodarczej przez Odrę przygotowałem pod koniec swej kadencji, zaakceptowali ją udziałowcy spółki, a całość przekazałem swoim następcom.
Karuzela z prezesami
W ciągu ostatnich dwóch sezonów władza w Odrze przechodziła w ręce kilku ludzi. Kierowali nią Ryszard Raczkowski, Ryszard Niedziela, Marian Nowacki i ponownie Raczkowski. Każdy chciał dobrze, ale...
- Prezesem Odry powinien być ktoś kto ma osobowość, potrafi zjednoczyć ludzi wokół klubu, zjednać dla niego przychylność władzy - uważa Niedziela. - Cóż z tego, iż za swojej kadencji osiągnąłem szansę na awans do ekstraklasy, że w okresie, gdy Odra była na pierwszym miejscu, otwierały się przede mną gabinety zarówno prezydenta, jak i wojewody, skoro wszystko kończyło się na poklepywaniu po plecach i na obietnicach. Odpowiedni ludzie w klubie to rzecz bardzo ważna. Wszyscy kibice zauważali w trakcie sezonu, iż na modernizowanej części stadionu zasiadało wielu byłych działaczy Odry, polityków, ludzi biznesu. Siedzieli niby obok siebie, ale tak na dobrą sprawę osobno - wszyscy chcieli utrzymania, wcześniej awansu, ale każdy na swój sposób. Nikt nie potrafił ich "powiązać", posadzić przy jednym stole i zapytać, co trzeba zrobić wspólnie, by było dobrze. Obawiam się, że jeśli przyjdzie do klubu nowa ekipa i znów wszyscy z boku będą się jej przyglądali i tylko oceniali, co zarządowi wyjdzie, a co nie, to na lepsze dni Odry przyjdzie nam poczekać. Każdy z poprzedników ma jakieś doświadczenia, trzeba je wykorzystać, zjednoczyć wysiłki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska