Kiełbasa zazdrośnicka

Zbigniew Górniak
Po czym w Polsce poznać, że zbliżają się wybory? Po tym, że niektórzy politycy odwołują się do coraz to niższych instynktów tych, na których głosach im zależy.

Najbliższej jesieni stado kilku tysięcy kobiet i mężczyzn zacznie się na wyścigi wspinać na lokalne stołki samorządowe, aby z tego podwyższenia łatwiej zamierzać się na konfitury nieosiągalne z poziomu zwykłego obywatela. Owe konfitury to dostęp do lokalnych koncesji, przetargów, decyzji, delegacji, diet, służbowych samochodów, telefonów i komórek. Kto ma księdza w rodzie, tego bieda nie ubodzie, mówiło się dawniej. Dziś przysłowie to powinno zostać dostosowane do nowych okoliczności: kto radnego ma w rodzinie, temu życie łatwo płynie.
Ale to nieco inna bajka, bo aby dopchać się do półek z konfiturami, najpierw trzeba się dopchać do łask wyborców. Jak? A żerując na ich pierwotnym, starym jak ludzkość (chyba nawet aktywiści SLD pamiętają z lekcji religii biblijną przypowieść o Kainie i Ablu) uczuciu zazdrości.
Funkcjonuje w Polsce śmieszna partia pod nazwą Unia Pracy, którą zarządzają jeszcze śmieszniejsi jej liderzy, z których najśmieszniejszy to Aleksander Małachowski. Partia ta robi za kwiatek do SLD-owskiego kożucha i jest orędowniczką socjalizmu tak jaskiniowego, że nawet chyba sam Marks z Engelsem czuliby się zażenowani. I to już takie śmieszne nie jest.
Jak wiadomo, naczelną zasadą socjalizmu jaskiniowego jest równość: żołądków, pensji, powierzchni mieszkaniowej na głowę obywatela, dni wolnych od pracy itd. Przy czym w socjalizmie jest to zawsze równanie w dół: żołądki się kurczą, pensje karleją, powierzchnie mieszkaniowe maleją - a kto wystaje, temu się obcina.
Właśnie nasza Unia Pracy wymyśliła sobie i zamierza to przepchnąć w Sejmie, aby każdy zakup lub inwestycja powyżej 20 tysięcy złotych była zgłaszana przez obywatela na osobnej deklaracji do urzędu skarbowego. Ma to rzekomo ukrócić powstawanie nielegalnych fortun, co jest argumentacją bardzo pocieszną w kraju, gdzie gangsterzy, którzy oficjalnie zarabiają po osiemset złotych, wystawiają sobie na widoku publicznym pałace z miliony, a państwo, wyposażone przecież w stosowne instrumenty prawne, nie potrafiło tym bandziorom odebrać jak dotąd nawet kawałka rynny. Czy konieczność meldowania każdego wydatku ponad 20 tysięcy byłoby zatem cudownym na te niemoc państwa lekarstwem. Wolne żarty!!! Chyba nawet sam Małachowski w to nie wierzy...
Należy sądzić, że liderzy Unii Pracy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że każdy taki wydatek i tak rejestrowany jest w stosownej państwowej przegródce, bo przecież nie po to wprowadzano kasy fiskalne, VAT-y i rozliczne faktury, aby nie był. Po co tworzyć nowy aparat kontrolny? A jak kto zechce pohandlować nielegalnie, to i tak pohandluje, niezależnie od tego, czy będzie w grę wchodziła kwota 20 tysięcy złotych, czy 20 milionów dolarów.
Skoro to takie oczywiste, to dlaczego upiera się Unia przy absurdzie. Bo ten absurd pachnie elektoratowi lepiej niż najlepsza nawet kiełbasa wyborcza.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska