Kilometry podziemnych tajemnic

Fot. Piotr Mazurek
Sztolnia „Gertruda”: Turyści wiosłują, tnąc zygzakiem nurt podziemnej rzeki, pontony co rusz złowieszczo chroboczą o skałę, a ze ścian wystają haki - niegdyś podtrzymujące sieć zasilającą pantograf kopalnianej kolejki. Po takiej przeprawie twarze jeszcze długo płoną żywym ogniem.
Sztolnia „Gertruda”: Turyści wiosłują, tnąc zygzakiem nurt podziemnej rzeki, pontony co rusz złowieszczo chroboczą o skałę, a ze ścian wystają haki - niegdyś podtrzymujące sieć zasilającą pantograf kopalnianej kolejki. Po takiej przeprawie twarze jeszcze długo płoną żywym ogniem. Fot. Piotr Mazurek
- Miałam kiedyś grupę biznesmenów, którzy zażyczyli sobie specjalnych atrakcji. No to przygotowałam im rejs po podziemiach naszą łódką "Titanikiem" - opowiada Elżbieta Szumska, właścicielka kopalni złota w Złotym Stoku.

Cystersi drążyli tu pierwsi

Cystersi drążyli tu pierwsi

Złotodajną rudę wydobywano w Złotym Stoku prawdopodobnie już za czasów Mieszka I. Jeśli zaś wierzyć legendom, w zamierzchłych czasach złoto w tutejszym jarze wskazał poszukiwaczom sam Duch Gór. Zaś pierwszy dokument mówiący o istnieniu osady i złotostockim górnictwie pochodzi z 1273 roku - kiedy to Henryk Probus nadał klasztorowi Cystersów w pobliskim Kamieńcu Ząbkowickim prawo do poszukiwań górniczych. Zakonnicy szukali tu więc pierwsi.
"Pod koniec XVI wieku produkcja złota spadła już do kilkunastu kilogramów rocznie - pisze Joanna Lamparska w "Tajemniczych podziemiach - przewodniku po lochach, sztolniach i jaskiniach" - w 1631 roku w kolejnej katastrofie zginęło 17 górników, dwa lata później wybuchła epidemia cholery, która pochłonęła ponad 1200 ofiar. Ogromny pożar z 1638 roku, który zaczął się od niewielkiej piekarni, zniszczył 60 domów, ratusz i kościoły. Do tego doszła jeszcze wojna 30-letnia i kolejna zaraza".
Przyjmuje się, że do XX wieku w Złotym Stoku wydobyto około 15 ton złota. Geodeci twierdzą, że w okolicach może zalegać jeszcze 80 ton drogocennego kruszcu, wydobycie przerwano jednak w 1961 roku, uznając szyby za nierentowne.

Wsiedli w 10 osób, więc łódka nie wytrzymała, pękła i zatonęła. Dobrze, że zaledwie kilkanaście metrów od podziemnej tamy. Zamoczeni po szyje, przemarznięci, w mokrych garniturach, musieli powyrzucać komórki i notebooki. - Myślałam, że, zamiast wystawiać fakturę, otrzymam pozew do sądu o odszkodowanie. A oni byli tacy zadowoleni - śmieje się Szumska. - Takie atrakcje nawet im się nie śniły!

Gertruda wciąż się tu błąka
Tunel. Nad turystami sto metrów skały. Tu wyobraźnia potrafi płatać figla. Oczy, przyzwyczajone do światła, dłuższą chwilę mamią czarnymi, czerwonymi i złotymi kręgami. Wreszcie z ciemności wyłania się podziemna rzeka w sztolni "Gertruda". Krystaliczna lodowata woda w najgłębszym miejscu ma 1,5 metra, w najpłytszym zaledwie kilkanaście centymetrów.
To jedna z dwóch dostępnych śmiałkom podziemnych tras, spośród licznych tunelowych kompleksów w kopalni złota w Złotym Stoku.
Z każdą sztolnią wiąże się jakaś opowieść bądź legenda. Sztolnia "Gertruda", w której zatonął "Titanic", wzięła swoją nazwę od imienia żony jednego z górników, którzy zginęli podczas wydobywania złota. Gertruda - chcąc ratować męża - weszła pod ziemię i ślad po niej zaginął. Podobno od tamtej pory błąka się po podziemiach i pomaga wyjść na światło dzienne zagubionym.

Złodziei grzebano żywcem
Przed wiekami wydobytą rudę rozdrabniano i wypalano. Ponieważ złoto występowało głównie w rudzie arsenowej, do atmosfery dostawały się trujące substancje. Większość z nich, niesiona wiatrem, opadała za Paczkowem. Opary wytruły wszystkie owady. Okolica była więc wolna "ot muchów" - stąd też miała się wziąć nazwa położonego kilkanaście kilometrów dalej Otmuchowa.
Praca w kopalniach arsenu była mordercza: górnicy cierpieli na zatrucia, ruda parzyła im skórę, a właściciele podziemnych tuneli więzili cementem dłonie pracowników, którzy próbowali wynosić złotonośną rudę ukradkiem. Niemym świadkiem tamtych tragicznych wydarzeń jest dziś "Korytarz Śmierci" w sztolni "Gertruda":
- Tu zawsze straszyło - ścisza głos właścicielka kopalni. - Dlatego od czasu zawału skalnego, który tąpnął dokładnie w miejscu pochówku zwłok, nie wprowadzamy już tutaj turystów. Parapsychologowie i różdżkarze twierdzą, że w tym miejscu wyczuwają wyraźnie wibracje dusz. Nic dziwnego: ręce złodzieja zacementowywano w otworach skalnych, szyję i nogi przykuwano obrożami do skały. Bez jedzenia i picia, w mękach i torturach, przez wiele dni konał - opowiada przewodniczka. - Właśnie tu, gdzie teraz stoimy. A tam dalej była dziura, w której grzebano ciała skazańców. Teraz te umęczone dusze, nieatakowane zgiełkiem ludzkiej ciżby, trochę się uspokoiły. Ale cały czas są czujne. Nie lubią intruzów...
Magnat nie chciał się czołgać
Na mniej odważnych turystów czeka kolorowy schemat szybów i korytarzy, ale także: minerały, narzędzia górnicze, piec hutniczy, drewniany wózek - wykorzystywane od XVI do XVIII wieku, stare mapy, 20-kilogramowa sztaba niby-złota, której wartość wynosiłaby (gdyby złotem była) 600 tysięcy złotych. Można też obejrzeć wąskotorowe szyny kolejki kopalnianej. Elektrowóz ciągnący do 16 wagoników z urobkiem jechał podziemną trasą ponad dwa kilometry. Żeby mógł jechać - co znacznie ułatwiało transport rudy arsenu - Niemcy drążyli sztolnię przez 6 lat.
Podziemna rzeka sztolni prowadzi do Komory Strachu. Gdyby przebić nad nią czterometrowy komin, można by dojść do Sztolni Książęcej. Kopalnia ma 200 metrów długości, wejście do niej znajduje się w Złotym Jarze. Podobno kiedyś jeden z magnatów postanowił zobaczyć, jak wygląda wydobycie złota. Oznajmił jednak, że po własnej kopalni nie będzie się czołgał, więc specjalnie dla niego poszerzono chodnik. Górnicy cieszyli się, że nie miał ochoty wjechać tam zaprzęgiem...

Strach zbryzgany wodą
Przed turystami pręży się urwisko - strzelające w górę na 83 metry pozostałością po kamieniołomie skał metamorficznych, które układają się w wąskie półki skalne, na wzór tarasów. Do czerniejącego w środku góry małego otworu wchodzi się w kaskach. Przewodniczka Ela ustawia grupę turystów w dużym rozwidleniu sztolni z płaskim skalnym stropem, a sama chowa się do małego korytarza o stropie ostrołukowym. Tłumaczy, że tutaj ciężar górotworu rozkłada się po obu stronach sklepienia: - Tam, gdzie Państwo stoicie, w każdej chwili może nastąpić zawał - dowcipkuje.
Chwila strachu ustępuje niememu zachwytowi, jaki ogarnia zwiedzających na widok podziemnego wodospadu. Żeby obejrzeć to cudo, najpierw trzeba pokonać 23 metry krętych blaszanych schodów, które prowadzą w głąb sztolni - kiedyś był tu pionowy szyb. Wodospad to dzieło niezwykłe: woda wypływa z dziury w skale i znika w podziemnych czeluściach. Żeby zaś uzyskać jeszcze bardziej oszałamiający efekt, obsługa oświetla wodospad jak w dyskotece.

Co ukryli Niemcy?
W drodze powrotnej kolejna niespodzianka: schody prowadzą jeszcze niżej. Tam chodnik jest już zalany wodą i kończy się sztucznym zawałem. Wszystkie niższe partie tej kopalni z końcem drugiej wojny światowej wysadzili wycofujący się Niemcy. A wiadomo, że Niemcy niczego nie niszczyli bez powodu. Coś musieli ukryć...
W wielu zakamarkach kopalni znajdują się miejsca, które należałoby jeszcze zbadać. Do zwiedzania udostępniono dwie sztolnie (28 maja 1996 roku w podziemia weszli pierwsi goście), ale wkrótce okazało się, że tunele mają wiele zawalonych i niezbadanych odnóg, a pod nimi znajdują się kolejne poziomy. Zagadka goni tu zagadkę.

Arszenik dla turysty
Choć "dolnośląskie Eldorado" kojarzy się przede wszystkim ze złotem, złotodajna ruda musiała się w końcu wyczerpać.
Początkiem upadku górnictwa w okolicy była tragedia w najwydajniejszym szybie, Złotym Ośle, po której miasto zaczęły nawiedzać liczne klęski. Całkowitemu upadkowi miasta zapobiegło przybycie Hansa Scharffenberga.
Niemiecki aptekarz stanął u wrót stolicy śląskiego złota w 1679 roku. Drogocenny kruszec go jednak nie interesował, bo miał się zająć produkcją arszeniku z rud arsenowych. Na długie wieczory zamykał się więc w swoim laboratorium i eksperymentował. Legenda mówi natomiast, że badacz poszukiwał cudownego specyfiku, który miał mu zapewnić wieczną młodość.
Produkcja magicznego napoju była obwarowana wieloma tajemnicami i zaklęciami, toteż co jakiś czas zza zamkniętych drzwi słyszano odgłosy eksplozji albo niegodne badacza przekleństwa. O eksperymentach wiedzieli wszyscy. Niestety, nie dane mu było odkryć cudownego leku. Biały proszek, który uzyskał pewnej nocy po wielu godzinach męczących doświadczeń, zamiast odmłodzić jego ulubieńca, małego szczura - wywołał ku jego rozpaczy przeciwny efekt: zwierzę zdechło.
Tak alchemik stał się pionierem metody uzyskiwania arszeniku przez prażenie rudy arsenowej. Podobno jednak tak bardzo wystraszył się swego eksperymentu, że wrzucił proszek do pieca i po kilku dniach znalazł w nim... surowe złoto. I mimo że - jak pisze Joanna Lamparska w "Tajemniczych podziemiach - przewodniku po lochach, sztolniach i jaskiniach" - przeciętna zawartość złota w tutejszych złożach wynosiła 0,00005%, a arsenu 1%, Złoty Stok nie zawdzięczał swej sławy arszenikowi. Za to sam arszenik z pewnością sławę zyskał. Podobno zesłany na Wyspę Świętej Heleny Napoleon Bonaparte miał być otruty właśnie arszenikiem ze Złotego Stoku. Produkowano tu nawet 1400 ton arszeniku rocznie!

Asfalt w mikrofalówce
Po przerobieniu rudy arsenowej powstawał żużel, którego hałdy zaczęły oblegać okolicę Złotego Jaru. Więc kilka lat temu burmistrz postanowił skruszyć żużel i wykorzystać go do naprawy miejskich dróg. Prasa pisała: "W Złotym Stoku drogi są najdroższe na świecie" Efekt był taki, że nawierzchnie niektórych ulic poczęły znikać. Mieszkańcy dostali złotej gorączki; odłupywali ten żużel, by potem smażyć go w... kuchenkach mikrofalowych, aby odzyskać złoto i platynę. Nic z tego nie wyszło: albo temperatura nie taka, albo promieniowanie za liche...
Od dziesięcioleci mieszkańcy Złotego Stoku i okolic szepczą o skarbach ukrytych tu jeszcze przez Niemców. Przepastne sztolnie i szyby kopalni, których długość (według starych niemieckich planów) dochodzi do 330 (!) kilometrów, są jednym z prawdopodobnych miejsc, gdzie na polecenie władz niemieckich ukryto część legendarnego "złota Wrocławia". Mieszkańcy mają jeszcze drugą wersję - na pocieszenie, gdyby jednak złota nie udało się odnaleźć - która mówi o ukrytych zapasach wódki i wina.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska