Kim pan jest, panie Nicieja

Małgorzata Kroczyńska
Małgorzata Kroczyńska
Chciał być poetą, tekściarzem. Został historykiem. Napisał ważną książkę. Dziś ma poczucie, że w środowisku naukowym nie jest już anonimem. To jest prof. Nicieja, z Opola - dba, żeby tak o nim mówiono.

W szkole w Świdnicy, do której trafił z rodzinnego Strzegomia, też była moda na chłopców z Liverpoolu. I na bitowe granie. Szkolni koledzy tworzyli zespół "Helikony" - trzy gitary i perkusja. On pisał dla nich teksty piosenek. I marzył, że kiedyś będzie pisał dla "Czerwonych Gitar". Dlatego po maturze wybrał Opole. Bliżej miał do Wrocławia, ale jego ciągnęło do miasta festiwalu.
- Festiwal był wtedy zjawiskiem kulturowym - przypomina. - To był czas, kiedy polską piosenkę tworzyli wielcy poeci: Kofta, Młynarski, i moja największa miłość - Agnieszka Osiecka.
Młodzieńczych marzeń nie udało się zrealizować, ale miłość przetrwała. Odsłonięty dwa miesiące temu - z jego inicjatywy - pomnik Osieckiej to dowód wciąż nieprzemijającej fascynacji profesora.

Bruno Schulz uświadomił Stanisławowi Niciei, że nie będzie nie tylko wielkim tekściarzem, ale literatem też nie.
- Jak przeczytałem "Sklepy cynamonowe", uznałem, że to jest genialne i nikt już nic lepszego nie napisze - tłumaczy. - Dlatego nie wybrałem polonistyki, tym bardziej, że i językoznawstwo mnie nie pociągało. Zdałem na historię i znalazłem sobie w niej taką furtkę między sztuką a nauką, czyli biografistykę.
Lubi powtarzać, że historia narodu, tak jak życie człowieka, pełna jest szczęścia i nieszczęścia, jest w niej dramat, upodlenie, ale jest i uniesienie. Historia to są ludzie i oni go interesują. O nich pisze.
- "Cmentarz Łyczakowski" tak naprawdę też jest opowieścią o ludziach - mówi prof. Nicieja. - O wybitnych uczonych, malarzach, aktorach, pisarzach... Połączyło ich miejsce, gdzie spoczywają.

Allana Bullocka, biografistę Hitlera i Stalina, uznaje za swój literacki wzorzec. Bo książki Bullocka czyta się jak najlepsze powieści. Nie ze względu na to, o kim pisze, ale - jak. Z powabem, ze stylistyczną urodą. Na polskim gruncie zachwyca go Norman Davies. Jego historia Wrocławia to też porywająca opowieść o ludziach.
- I takie pisarstwo cenię, a nie wystarczy być dobrym historykiem, żeby tak pisać - prof. Nicieja powie nawet więcej. - Jeśli ktoś jest neurastenikiem i w nocy nie może zasnąć, to mogę mu polecić książkę wybitnego historyka, i on po trzeciej stronie zaśnie. Chyba że jest studentem i musi ten materiał zaliczyć u jakiegoś profesora. Historia to nie jest nudziarstwo! Nieszczęśliwi są ci uczniowie, którzy mają nauczyciela-nudziarza, co czepia się fakcików, statystyk. Ci, którzy mają dobrych nauczycieli, ulegają urokowi historii.
Ma takie motto: oceniaj człowieka za czyn, nie za słowa. Wymyśl i zrób. Uważa, że tylko taka dewiza daje szansę na sukces, bo jeśli masz pomysł, a nie potrafisz go zrealizować, to nie ma żadnej wartości. To jest fantasmagoria, utopia. Ubolewa, że w Polsce przeważa utopijność i martyrologia. Tak było i jest. Jako historyk tę tezę łatwo może udowodnić:
- W naszej historii pełno jest nieudaczników typu Kościuszko, Traugutt, Bór-Komorowski. Każdy z nich coś zaczynał i nic nie umiał, wszystko mu się rozsypywało, a dziś jest gloryfikowany. Natomiast budowniczowie są w Polsce źle traktowani i przegrywają. O przemysłowcach, o ludziach czynu nie ma książek, a to oni tworzyli fakty materialne, zostawiali swój ślad na tej ziemi.
Też chciałby taki ślad po sobie zostawić. Jego ideałem bohatera jest Niechcic, nie Kmicic, jego epoką pozytywizm, nie romantyzm. A potwierdzenie słuszności swoich poglądów odnalazł we Lwowie.
- Tam nie było wariatów, którzy robili powstania co 20-30 lat - mówi. - Tam oszołomstwo nigdy o niczym nie decydowało. I Lwów był pięknym, bogatym miastem. Tam się dobrze i mądrze żyło.

Dziś przez pryzmat Lwowa patrzy na Opole i na uniwersytet, którym jako rektor kierował przez sześć lat. Kierował tak, żeby zostawiać materialne ślady. Villa Academica, Collegium Maius, wkrótce Collegium Minus. Gdyby się tego nie podjął, nie zdobył pieniędzy na remont byłego szpitala, klasztoru dominikańskiego, prawdopodobnie już wkrótce nie byłoby czego odbudowywać. Że zrobił to ze zbyt wielkim rozmachem? Że to przejaw megalomańskich zapędów? Takie pomówienia odrzuca, bo po pierwsze uważa, że uniwersytet to jest specyficzne miejsce, wyjątkowe, i są pewne standardy. Gabinet rektora nie może wyglądać jak biuro sołtysa spod Zgorzelca. Poza tym, jak robić, to porządnie, żeby przetrwało co najmniej pół wieku, a nie parę lat. Ludzie przychodzą i odchodzą, kadencje się kończą, a budynek zostaje. Ale dlaczego kolejne pokolenia nie mają się dowiedzieć, kto go zbudował?
- Tego też nauczył mnie Lwów. Żeby wyraźnie znaczyć, kto co zrobił - argumentuje prof. Nicieja. - Jak wchodzę na Uniwersytet Lwowski to wiem, kto go postawił, bo tam jest wmurowana tablica. To samo jest na politechnice i we lwowskim teatrze... Tam nie ma anonimów. I nie o to chodzi, żeby się chwalić, ale żeby wziąć odpowiedzialność za to, co się zrobiło. A u nas emocje wzbudza kartka z nowymi budynkami uniwersytetu i wizerunkiem urzędującego rektora.Wymyśl i zrób - to znaczy także skup wokół siebie ludzi, którzy ci pomogą, znajdź sojuszników, dogadaj się z nimi.
- I ja nie jestem osamotniony - przyznaje Nicieja. - Są w tym mieście ludzie, bez których nie wyobrażam sobie życia, bez rozmów z nimi, bez ich akceptacji. Dzięki książce o Łyczakowie mam też przyjaciół w wielu środowiskach, na całym świecie.
Mówi, że z natury ufa ludziom i jest lojalny, ale głupoty i obłudy nie wybacza. Dwa lata temu, choć tego nie planował, mógł sprawdzić, kto jest kto.
- Sprawa mojego lapidarium, kamieni, które zdaniem niektórych sobie bezprawnie przywłaszczyłem, to był dla mnie papierek lakmusowy - wie, że tej gorzkiej pigułki nie da się już przełknąć. - W swojej naiwności uważałem, że, ratując te połamane nagrobki, robię coś niezwykłego, że pokażę, jak tu, na Śląsku, przenikały się różne nacje i różne kultury. Te kamienie mogły być w jednym miejscu i zaświadczać o oryginalności tej ziemi. Gdyby mi wówczas nie przeszkodzono, doprowadziłbym rzecz do końca, ale teraz już straciłem serce. Bo to jest tak, jakbym kochał piękną dziewczynę i nagle widzę ją w krzakach z jakimś nieogolonym typem. I to jest koniec.

W swoim domu w Pępicach zgromadził całą dokumentację "sprawy kamieni". Listy z poparciem i piętnujące jego postępek artykuły.
W ogóle lubi gromadzić i dokumentować. Dzięki temu jego "Soplicowo" (tak nazywa kupiony za 5 tys. dworek wzniesiony na fundamentach byłej pastorówki z 1505 roku) pełne jest niezwykłych zbiorów. I w domu, i w obejściu królują starocie, znalezione na złomowiskach, wyszperane na jarmarkach, odkupione od drobnych pijaczków za cenę butelki piwa.
- Dzisiaj zabytki ratują menele - mówi gospodarz Pępic. - To im należą się nagrody ministra kultury.
Kto nie zobaczy, nie uwierzy. Piękne secesyjne ogrodzenie otaczające pępicką posiadłość, powstało z wielu fragmentów, kupionych w składnicach złomu. Za bramą ogród, a w nim istne muzeum na wolnym powietrzu: zabytkowe pompy, pług, maszyna do kukurydzy, obok maszyna do szatkowania buraków... Wszystko odnowione ("najpierw trzeba wyczyścić, położyć antykorozyjny podkład i dopiero malować") z sygnaturami producentów - Karla Bermanna, Augusta Daubera...

W zabudowaniach gospodarczych wzrok przyciąga właśnie odnawiane piękne metalowe łóżko, na nim dwa plafony, przywiezione z targów staroci. W domu gospodarz chowa kolejne rarytasy - maśnicę, centryfugę do oddzielania mleka od śmietany, żelazka z duszą, dzwoneczki, ponad 60 młynków do kawy, każdy inny. Ściany zdobią bogato inkrustowane kafle piecowe. W odnawianie tych niechcianych przez innych eksponatów, w poszukiwanie tekstów źródłowych na ich temat zaangażowana jest cała rodzina.
- Tu nowoczesne sprzęty nie mają wstępu. Wszystko jest z odzysku - zachwala prof. Nicieja. - Ja chcę ocalić ten zapomniany świat, pokazać jego urodę. Ten dworek to moje cudowne miejsce. Zamknę się kiedyś w tej swojej samotni i będę pisać książki.
Kiedyś, bo teraz - mimo upływu kadencji rektorskiej - zostało na uniwersytecie jeszcze parę spraw do załatwienia i została polityka. Chociaż prof. Nicieję - jak mówi - do Senatu nie polityczne zacięcie popchnęło.
- Nie zajmuję się politykę, absolutnie - protestuje. - W ogóle podział na prawicę i na lewicę uważam za archeologię polityczną. Ja dzielę ludzi na mądrych i głupich. Nie dam się wmanewrować w żaden szyld. Owszem, jestem senatorem z ramienia SLD, bo trudno, żebym startował z ZChN. Ale to nie jest najważniejsze.
Najważniejsze, to było znaleźć się w Warszawie, tam, gdzie dzielą pieniądze i walczyć o nie dla Opola.
- Trzeba mieć lobbing - tłumaczy profesor. - Zazdrościłem moim kolegom rektorom, którzy mieli komfortową sytuację, bo byli bliżej stolicy. Chciałem mieć wpływ na to, żeby uczciwie dzielono, żeby nie mówiono, że Opole to jest prowincja, a prowincji się nic nie należy. Dzięki temu, że jestem w Senacie, mogę zdobywać pieniądze dla uniwersytetu, mogę w każdej chwili rozmawiać z minister Łybacką, bo jako senatora musi mnie wysłuchać.

Do Zamku Piastów Śląskich w Brzegu przywozi tych, którzy mogą pomóc w staraniach o fundusze na jego utrzymanie. Niech zobaczą, że nie tylko Zamek Królewski i Łazienki zasługują na pamięć i opiekę. Chce, żeby ludzie, którzy w tym kraju coś znaczą i dużo mogą, identyfikowali się z Opolem, z uniwersytetem. Doktoraty honorowe też temu służą. Tym, którzy mu wytykają, że bardziej dba o blichtr uczelni niż o poziom nauczania, odpowiada tak: - Rankingi to jest wielka manipulacja, bo każdy może tam wpisać, co chce i nie ma żadnych możliwości weryfikacji, a o sile uniwersytetu świadczy to, jak się lokują jego absolwenci, co znaczą, kiedy już skończą szkołę, kim są. I tu nie mamy się czego wstydzić.
Wierzy, że za 20, 30 lat opolanie będą dumni ze swojego uniwersytetu. On już ma powody do dumy:
- Ciężko pracowałem na swoje nazwisko, nikt mi go nie dał. Przyszedł człowiek ze Strzegomia na historię, był jednym z kilku setek studentów i powoli robił karierę naukową. Napisał książkę, która okazała się ewenementem, hitem roku. Dostał za nią Paszport Polityki, Nagrodę Życia Literackiego, kręcili o niej filmy. Dziś mam poczucie, że nie muszę się czołówce polskich historyków przedstawiać. I to jest moja satysfakcja. I to jest przydatne dla Opola.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska