Domy, stojące przy jednej z ulic domków jednorodzinnych na osiedlu Malinka, po każdym większym deszczu toną w wodzie. Zalewane są podjazdy dla samochodów, garaże i piwnice. Trawniki zamieniają się w wielkie kałuże, przez które nie można przejść.
- Od ubiegłego roku problem ten się jeszcze nasilił. Każdy nagły deszcz to dla nas mała powódź. Zgłaszaliśmy tę sprawę w przedsiębiorstwie Wodociągi i Kanalizacje, ale tam odsyłają nas do wydziału inżynierii miasta. W urzędzie słyszymy, że to sprawa WiK-u - mówi pani Klaudia, mieszkanka jednego z domów.
Dom pani Klaudii stoi na górce. Bardziej cierpią ci, których posesje wybudowano na końcu ulicy - w tym miejscu jest spad i domy stoją w dole. Tak jest w przypadku pani Gertrudy Zając. Każda ulewa wiąże się dla niej z wypompowywaniem wody z garażu i podjazdu.
Wszystkiemu winna jest niedrożna kanalizacja deszczowa i nieszczelna studzienka. W trakcie nagłych i bardzo obfitych opadów nie spełnia ona swojej roli. Woda, która się w niej zbiera wybija metalową pokrywę, zalewa ulicę i przydomowe place.
- Studzienkę trzeba przebudować. To nie jest skomplikowany i pracochłonny zabieg. Potrzebne jednak są na to pieniądze. Kanalizacja deszczowa w mieście to zmartwienie urzędu miasta. Zwróciliśmy się do władz miasta o pieniądze i zgodę na te prace. W ciągu najbliższych kilku dni powinniśmy mieć odpowiedź. Od razu przystąpimy do pracy - mówi Henryk Kubica, wiceprezes WiK.
Zgoda już jest. Jeżeli wszystko przebiegnie bez zakłóceń, letnie ulewy nie będą już sennym koszmarem mieszkańców ulicy Skośnej.
- Na razie zleciliśmy założenie tam pokrywy metalowej z specjalnym zamkiem, tak żeby woda nie mogła jej zerwać. To powinno wystarczyć - mówi Stanisław Głębocki, naczelnik wydziału inżynierii miejskiej.