Tomasz Gdula: - Odejście Pawła Papkego miało katastrofalne skutki dla Mostostalu Azotów. Najlepszy kędzierzyński, a zarazem i polski siatkarz zmienił klub, bo Kazimierz Pietrzyk nie chciał zapłacić mu tyle, ile Papke oczekiwał i ostatecznie dostał, ale w Olsztynie. Prezes Pietrzyk potraktował "Papkina" z góry, bez szacunku i uznania dla jego sportowej klasy. Podobnie traktuje go część kibiców z Kędzierzyna-Koźla, ale od prezesa należy wymagać więcej.
Sławomir Draguła: - Co za bzdura! Pietrzyk potrafi gospodarować finansami. Życie ponad stan jest zabójcze dla klubu sportowego. Przekonali się o tym pseudoprezesi wielu drużyn w Polsce. Większość pierwszo- i drugoligowych klubów piłkarskich płaciło i płaci swoim piłkarzom wielkie pieniądze, na które ich nie stać. Dziś są na krawędzi bankructwa. Książkowym przykładem partactwa jest Sokół Pniewy, który, mając bogatego sponsora, przebojem wdarł się do ekstraklasy. Ale sponsor zbankrutował i dziś o tej drużynie nikt już nie pamięta.
- Nie masz racji, Sławku. W Kędzierzynie było całkiem inaczej. Gdyby Pietrzyk nie miał kasy na Papkego, rozstaliby się już w maju. Moim zdaniem poszło o to, że prezes liczył, iż Papke kolejny raz się ugnie. To była ryzykowna gra i Kazimierz Pietrzyk przegrał ją z kretesem, bo nie chciał, negocjując finansowe szczegóły kontraktu, okazać szacunku człowiekowi, który przyczynił się m.in. do jego wyboru na posła. Poza tym rzekomy brak pieniędzy w klubowej kasie na opłacenie Papkego po zdobyciu medalu Ligi Mistrzów nie świadczy dobrze o Pietrzyku jako menedżerze. Przecież taki sukces zdarza się raz na 25 lat! Prezes Mostostalu go nie wykorzystał.
- Zauważ Tomku, że dziś nie jest łatwo o dobrego sponsora. Oni patrzą nie tylko na wyniki sportowe, ale też na rynek, na którym mogą się sprzedać. Kędzierzyn-Koźle to niespełna 70-tysięczne miasto, a jego mieszkańcy nie należą do najbogatszych. W naszym mieście nie ma też wielu prężnych firm, które choćby w imię lokalnego patriotyzmu mogłyby wziąć na swoje barki utrzymanie takiego klubu. Krecią robotę Pietrzykowi zrobiły również ogólnopolskie media i siatkarskie środowisko, one nigdy nie były przychylne naszemu klubowi. Jestem jednak przekonany, że i nasza drużyna znajdzie hojnego dobroczyńcę, bo na takiego zasługuje, a potęga klubu znów zostanie odbudowana.
- Chciałbym, ale trudno mi uwierzyć, że prezes znajdzie poważnego sponsora dla co najwyżej piątego zespołu w Polsce, skoro nie potrafił go znaleźć dla trzeciej drużyny Europy i czterokrotnego z rzędu mistrza Polski. Szkopuł w tym, że Kazimierz Pietrzyk chce być absolutnym panem i władcą swojego klubu, a na to żaden poważny sponsor dziś nie pozwoli. Już nie będzie tak, że ktoś da kasę bez wpływu na politykę klubu.
- Nie trzeba być mistrzem Polski i medalistą europejskich pucharów, by zdobyć dobrego sponsora. Udowodnili to działacze AZS-u Olsztyn, który był ligowym średniakiem, a jego sponsor PZU to jedna z najbogatszych firm w Polsce. To samo odnosi się do Polskiej Energii Sosnowiec. Ale wróćmy do Papkego. Zdobywaliśmy kolejne mistrzostwa Polski i notowaliśmy sukcesy na arenie międzynarodowej, bo dobrze i równo grała cała drużyna. Dlatego nasuwa się pytanie: dlaczego jeden siatkarz, nawet ten najlepszy, ma zarabiać dużo więcej niż jego koledzy, również będący w krajowej czołówce?
- Łatwo ci odpowiem na to pytanie: Paweł Papke chciał zarabiać tyle, ile był wart. Poza nim niewielu siatkarzy miałoby podstawy, by żądać za swoją grę aż tyle. Ale też nikt poza nimi nie decydował w takim stopniu o sile, skuteczności i obliczu Mostostalu. Taka właśnie jest różnica między graczami dobrymi a wybitnymi. Nie widzę powodu, by nie miało to mieć odzwierciedlenia w zarobkach. Papke miał prawo oczekiwać, że klub dla którego poświęcił spory kawał swojego zdrowia i talentu zapłaci mu tyle, ile gotowi byli dać inni. Niestety dla Mostostalu - przeliczył się.
- Uważam, że prezes Pietrzyk wykazał się wielką cierpliwością wobec Papkego. Czekał aż do połowy lipca na decyzję tego gwiazdora, który w tajemnicy przed swoim klubem negocjował nowy kontrakt z AZS-em Olsztyn. Zaskoczył tym działaczy Mostostalu, przez co nasz klub stracił kilka możliwości załatania dziury po odejściu pana Pawła. Tak właśnie wyglądała lojalność Papkego wobec Mostostalu.
- Ta lojalność dotyczy obu stron. Prezes Pietrzyk mógł od razu powiedzieć Pawłowi: jeśli chcesz zarabiać więcej, to szukaj nowego klubu. Wtedy Mostostal miałby czas na znalezienie porównywalnego następcy. Zamiast tego pan prezes wolał przekomarzać się z Papkem. Nie zauważył jednak, że nie ma już do czynienia z 19-letnim nowicjuszem, tylko z dojrzałym sportowo i życiowo człowiekiem, który zna swoją wartość.
- Tutaj nie o to chodzi. Tak naprawdę Mostostal Azoty przegrał w tym roku z kontuzjami. Jestem przekonany, że jeden Papke, nawet gdyby został w Kędzierzynie-Koźlu, nie zdobyłby mistrzostwa Polski dla tego klubu. Przez cały sezon w hali przy alei Jana Pawła II był przecież szpital. Waldemar Wspaniały nie mógł skorzystać ze wszystkich zawodników i to wpłynęło na tegoroczne wyniki.
- Okej. Plaga kontuzji to fakt, lecz tak samo niepodważalny, jak brak lidera w zespole. Kolejne urazy i spowodowane nimi porażki pozbawiły Mostostal wiary w cokolwiek. Jasne, że Papke sam nie wygrałby ligi, ale on zawsze podejmuje walkę i toczy ją do końca. Gra z ambicją i wiarą w sukces, mobilizując cały zespół. W Mostostalu zabrakło kogoś takiego i w efekcie Waldemar Wspaniały mógł tylko nerwowo rzucać marynarką lub bezradnie rozkładać ręce.
- Działaczy Mostostalu po tym sezonie czekają ważne decyzje. Również kadrowe. Ostrzegałbym jednak przed pochopną decyzją o zmianie trenera. Taka polityka nie prowadzi do niczego dobrego. Panie Waldku, pan się nie boi! Kędzierzyn murem za panem stoi!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?