Kłopotliwe dziedzictwo

Edyta Hanszke
Edyta Hanszke
W centrum Zawadzkiego stoi jedenaście zabytkowych chat z połowy XIX wieku. Wiele z nich wymaga gruntownego remontu. Właściciel, czyli gmina, nie ma pieniędzy.

Po artykule w "NTO" o oddaniu do użytku lokalnej społeczności odnowionej chaty w Kielczy jeden z mieszkańców ulicy Andrzeja w Zawadzkiem zwrócił się do nas z prośbą o sprawdzenie, dlaczego zabytkowe chałupy w tej dzielnicy nie są odnawiane.

- Te budynki wymagają konkretnego remontu. Tu zostali sami biedni ludzie. Renciści i starcy. Ich nie stać nawet na bieganie po urzędach i instytucjach, i proszenie o pomoc - przekonuje Norbert Liszka. W domu numer dwa mieszka jego niepełnosprawna siostra, którą pan Norbert się opiekuje. To najstarszy budynek przy ul. Andrzeja: cały drewniany, z dachem krytym deseczkami i przysłoniętym papą, ze stropem ze słomy i gliny. Dalej w szeregu stoi pięć domów drewniano-murowanych. Po drugiej stronie ulicy taki sam obrazek.
Rodzina Liszków mieszka na Andrzeja od 1954 roku. Ojciec pana Norberta dostał to mieszkanie jako pracownik huty "Andrzej". Zabytkowe chaty stanowiły niegdyś zabezpieczenie socjalne huty.
- 12 lat temu huta wymieniła nam okna, bo były takie szczeliny, że się rękę z zewnątrz wkładało do środka - opowiada Norbert Liszka. - Zerwano także podłogi i wylano na klepisku beton i na tym remonty się skończyły - dodaje.
Po koniec 1997 roku domy wraz z lokatorami przejęło na własność miasto. - Ich stan techniczny jest różny. Prowadzimy tam drobne remonty: zmienialiśmy instalacje elektryczne, bo zagrażały bezpieczeństwu, wymieniamy dachy na pomieszczeniach gospodarczych - mówi Maria Milejska-Czaja, pracownik urzędu miasta ds. infrastruktury komunalnej.

Burmistrz Zawadzkiego przyznaje, że gmina nie ma wystarczających pieniędzy na utrzymywanie budynków. - Staramy się sprzedawać mieszkania komunalne. Oferty są atrakcyjne i widać, że nowi właściciele robią wszystko, żeby wyglądały one lepiej - mówi Walter Plank. Jego zdaniem to jedyny, słuszny kierunek działania, biorąc pod uwagę fundusze gminy.
Siostry pana Norberta, podobnie jak innych lokatorów, nie stać na wykup i remontowanie na własny koszt.
- Ledwie udało się odłożyć tysiąc złotych na wymianę fragmentu zgniłej podłogi - tłumaczy pan Liszka. Najbardziej denerwuje go bezradność i brak pomocy. - Przecież to są zabytki, dowód naszej kultury, i to gnije i rozpada się - mówi Norbert Liszka.

W 2002 roku gmina zamierza całkowicie odnowić dach na domu przy ulicy Andrzeja 2. Na posesji obok wyremontuje dach na budynku gospodarczym i zmieni podłogi. - W naszych zasobach, gdzie jesteśmy jedynym właścicielem, mamy 31 budynków, z czego 14 z ubiegłego wieku, a tylko jeden powojenny. Każdy z nich wymaga ciągłych napraw - komentuje Maria Milejska-Czaja.
Kilka lat temu na ulicy Andrzeja pojawiła się przedstawicielka służb wojewódzkiego konserwatora. Sporządziła dokumentację i obiecała wsparcie finansowe. Do tej pory nic się nie zmieniło.
Jak się dowiedzieliśmy, wojewódzki konserwator zabytków nie może wesprzeć finansowo remontu zabytkowych drewnianych chałup w Zawadzkiem. Budynki te, choć podlegają opiece konserwatorskiej, nie są wpisane do rejestru zabytków. W tym przypadku obowiązek ich remontu spoczywa na właścicielu.
Jednak żeby wyremontować chałupy, musi on uzyskać zgodę konserwatora na jakiekolwiek prace i zdobyć zatwierdzenie planu renowacji. W przypadku wystąpienia o rozbiórkę także konieczna jest zgoda tych służb. Pozytywna opinia zapada tylko wówczas, gdy budynek jest w stanie katastrofalnym i utracił zabytkowe cechy.
- Istnieje program generalnego konserwatora zabytków dofinansowania remontu drewnianych obiektów sakralnych: kościołów, kaplic. Jeżeli są one szczególnie cenne, to poziom refundacji może dochodzić nawet do stu procent - mówi Bożena Wojakowska, kierownik działu zabytków nieruchomych wojewódzkiego oddziału Służby Ochrony Zabytków w Opolu.
O wsparcie finansowe u wojewódzkiego konserwatora zabytków zabiegali także samorządowcy z Kolonowskiego. Tam w centrum miasta stoją dwie zabytkowe chaty. Podobnie jak te w Zawadzkiem należały niegdyś do huty "Andrzej". Władze miasta ubiegały się o przekazanie niezamieszkanych domów Muzeum Wsi Opolskiej w Bierkowicach. Jednak skansen nie ma pieniędzy na odrestaurowanie obiektów ani miejsca na przeniesienie budynków.

Obecnie jedną z chałup opiekuje się parafia. Urządzono tam muzeum hutnictwa. Druga jest opuszczona i zniszczona. - Prosiliśmy o dotację urząd marszałkowski. Okazało się, że możemy ją otrzymać, ale w obecnej sytuacji finansowej gminy nas nie stać na wyłożenie większej części - mówi Janusz Żyłka, inspektor ds. gospodarki komunalnej w urzędzie miejskim.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska