Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kły o centymetr minęły tętnicę. Byłam o włos od śmierci

Dariusz Brożek 95 742 16 83 [email protected]
Pani Barbara trafiła do szpitala, gdzie lekarze zszyli poprzecinane mięśnie. Założyli 18 szwów.
Pani Barbara trafiła do szpitala, gdzie lekarze zszyli poprzecinane mięśnie. Założyli 18 szwów. Dariusz Brożek
Rozjuszony dzik poturbował Barbarę Melanowicz. Rozszarpał jej udo i za chwilę ponowił atak! Kły o centymetr minęły tętnicę... Kobieta może mówić o wielkim szczęściu, choć 30-centymetrowa blizna zostanie na całe życie.

Ważący około stu kilogramów odyniec niczym duch pojawił się koło 32-letniej pani Barbary z Trzemeszna Lubuskiego pod Sulęcinem. Nie zdążyła nawet się przestraszyć, kiedy ruszył na nią, groźnie posapując. Długie na kilkanaście centymetrów dolne kły rozszarpały jej podudzie.

- Upadłam na plecy. Dzik odbiegł na kilka metrów, ale potem zawrócił i znów mnie zaatakował. Odpychałam go nogami, a on nacierał na mnie. Zaczęłam krzyczeć. Wtedy się odwrócił I ruszył na jednego z naganiaczy. W ostatnim momencie zmienił kierunek i uciekł. A ja na tydzień wylądowałam w szpitalu - opowiada kobieta.

Zaatakował na polanie

Dramatyczne sceny rozegrały się podczas listopadowego polowania w okolicach Jeziora Głębokiego koło Międzyrzecza. Pani Barbara była uczestniczką naganki, jak w łowieckiej gwarze nazywa się pędzenie zwierzyny w kierunku stanowisk myśliwych. To jej zawód, bo prowadzi firmę specjalizującą się w usługach leśnych i polowaniach. Tym razem na łowy przyjechali myśliwi z Niemiec, a gospodarzami byli międzyrzeczanie z koła Rogacz. Wszyscy byli zachwyceni. Ustrzelili kilka dzików. W tym olbrzyma, który po wypatroszeniu ważył aż 149 kilo.

Łowy dobiegały już końca. Myśliwym i naganiaczom zostały tylko dwa mioty. Tak nazywa się naganianie zwierzyny na ściśle wytyczonym odcinku. Myśliwi ze sztucerami stoją w tyralierze, natomiast naganiacze idą w ich stronę i pędzą zwierzynę. Niemiłosiernie przy tym hałasują. Krzyczą i terkoczą kołatkami, a spłoszone jelenie, sarny i dziki biegną w kierunku łowców.

- Dzik zaatakował mnie na niewielkiej polanie porośniętej wysoką trawą i rzadkimi trzcinami. Mógł pobiec w bok albo do tyłu. Ale wybrał szarżę na człowieka. Czyli na mnie. Zupełnie się tego nie spodziewałam, bo wcześniej nie słyszałam o takich przypadkach - wspomina pani Barbara.

To dla nas nauczka

Groźne dla ludzi mogą być także inne leśne czworonogi. Przed miesiącem w całym kraju głośno było o tragedii w lasach koło Środy Wielkopolskiej. Spłoszony jeleń poturbował naganiacza. To było ostatnie polowanie 49-letniego mężczyzny. Zmarł w wyniku obrażeń. A jeleń czmychnął do lasu.

Ryszard Ignatowicz, prezes koła Rogacz z Międzyrzecza, zaznacza, że uczestników polowań atakują zazwyczaj ranne zwierzęta. Zdrowe uciekaja przed nami. Do szarż dzików na ludzi dochodzi podczas tropienia postrzelonego lub osaczonego czworonoga.

- Jestem myśliwym od 21 lat, ale pierwszy raz miałem do czynienia z zaatakowaniem człowieka przez zdrowe zwierzę. To dla nas nauczka, że musimy być przygotowani na każdą ewentualność. I bardzo ostrożni. Las i jego mieszkańcy wymagają ogromnego szacunku i pokory - mówi Ignatowicz.
Myśliwych i naganiaczy obowiązują bardzo rygorystyczne przepisy. Uczestnicy naganek mają pomarańczowe kamizelki, doskonale wiedzą, gdzie znajdują się stanowiska uzbrojonych w broń palną łowców.

- Chodzi o ich bezpieczeństwo. Konkretnie o to, żeby uniknąć przypadkowego postrzelenia. Ataki ze strony zwierzyny to rzadkość. Ale przypadek pani Barbary pokazuje, że podczas polować musimy brać pod uwagę także takie zagrożenia - zaznacza Konrad Kiona z koła Gon z Pszczewa.

Ostre jak brzytwa

Dziki mają obecnie swoje gody, czyli huczkę. Kiona przypuszcza, że przyczyną szarży odyńca mógł być nadmiar testosteronu w krwi zwierzaka albo obrona terytorium lub watahy. Zaznacza, że to tylko spekulacje.

Dolne kły dzika to szable. Niekiedy mają nawet ponad 20 centymetrów długości. To bardzo niebezpieczny oręż. Odyniec rozszarpał nimi podudzie pani Barbary. Ostre jak brzytwa kły rozerwały tkankę i ścięgna. Doszły do kości i o centymetr minęły tętnicę udową. - Gdyby ją rozcięły, doszłoby do groźnego, trudnego do zatamowania krwotoku. Byłam o włos od śmierci - przyznaje kobieta.

Rany podudzi są bardzo groźne. Niekiedy nawet śmiertelne. Myśliwi z Międzyrzecza wspominają tragedię, która rozegrała się przed kilkoma laty w okolicach Lubikowa koło Przytocznej. Kłusownicy złapali w sidła dzika. Jeden chciał go dobić nożem. Oszalały z bólu i przerażenia odyniec zaczął się bronić. Rozciął mu kłami udo i mężczyzna się wykrwawił. Zmarł na rękach próbującego go ratować kolegi.

Ranna pani Barbara trafiła na tydzień do szpitala w Międzyrzeczu, gdzie lekarze zszyli poprzecinane mięśnie. Założyli 18 szwów. Blizna ma ponad 30 centymetrów. - Wciąż nie mam czucia w tym miejscu. Oby ta martwica przeszła - mówi kobieta.

Będę bardziej ostrożna

Pani Barbara jest stażystką w kole łowieckim. Niebawem zda egzaminy i będzie mogła polować na leśne zwierzaki. To rodzinna tradycja. Myśliwym był jej dziadek, na polowania chodzi również ojciec. Atak rozjuszonego odyńca nie ostudził jej zamiłowania do łowiectwa.

- Lekcja była jednak bolesna i wyciągnę z niej wnioski. Po prostu będę bardziej ostrożna - zapewnia.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska