Kochał na zabój

Helena Wysocka
Mecenas nie przyznaje się do winy. Wynajął trzech obrońców, by oczyścić się z zarzutu. W więziennej celi marzy o tym, by jak najszybciej wrócić na salę sądową. Jako adwokat, nie oskarżony.

Ta zbrodnia wstrząsnęła Białymstokiem: aplikantka, 31-letnia Marta K., została zamordowana. Zwłoki leżały na łóżku w jej mieszkaniu. Był z nią znany miejscowy adwokat, Maciej T. To on najpierw zadzwonił do zaprzyjaźnionego lekarza, a później na 112 z informacją, że kobieta nie żyje. Mecenas był wtedy pijany. Miał blisko dwa promile alkoholu w organizmie. Trafił do aresztu, jest tam do dzisiaj.

Kilka tygodni po tragedii biegli w wyniku sekcji zwłok stwierdzili, że aplikantka została uduszona. Wcześniej dotkliwie pobita. Na jej ciele stwierdzono liczne siniaki i zadrapania. Kobieta miała także obrażenia wewnętrzne.

Prokuratura nabrała wody w usta. Nie chce ujawniać żadnych ustaleń ze śledztwa. - Z uwagi na charakter sprawy nic nie możemy powiedzieć - wyjaśnia Ryszard Tomkiewicz, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Suwałkach, która prowadziła śledztwo. Śledczy zapowiadają, że wystąpią o utajnienie procesu. Powołują się na dobro osób pokrzywdzonych, czyli rodziców Marty. Ci omijają dziennikarzy wielkim łukiem.
Nie chcą za to milczeć znajomi Marty.

- To była świetna, pełna energii dziewczyna - opowiadają. - Miała wiele planów, chciała zmienić swoje życie. Nie zdążyła.

Marta mieszkała w Białymstoku, kilka przecznic od swoich rodziców. Pochodziła z urzędniczej rodziny. Była jednym z dwojga dzieci państwa K. Skończyła prawo i podjęła pracę w warszawskiej firmie farmaceutycznej. Pośredniczyła w sprzedaży sprzętu medycznego. Sumienna i ceniona przez przełożonych. Miała wielu przyjaciół.

- Wesoła, uczynna - opowiada jedna z koleżanek. - Miała dobre serce.

Trzy lata temu Marta postanowiła zrobić aplikację radcowską. Trafiła do spółki adwokackiej, do której należał także Maciej T. Młody, ale znany w Białymstoku prawnik. Znany przede wszystkim dlatego, że pochodzi z prawniczej rodziny. Jego wuj jest sędzią, a żona wuja pracowała w białostockiej prokuraturze apelacyjnej.

Wszystko zaczęło się dwa lata temu. Marta rozstała się ze swoim chłopakiem. - Strasznie to przeżywała - twierdzą jej znajomi.

Wtedy w jej życiu pojawił się Maciej T. Na swoim koncie miał nieudane małżeństwo. Wspólnie z konkubiną wychowywali jej kilkumiesięczne wówczas dziecko.

Taki układ Marcie nie odpowiadał. Domagała się od mecenasa, by zdecydował, z którą z nich chce układać sobie życie.

- To był chory związek - mówią znajomi Marty. Maciej T. był chorobliwie zazdrosny. Śledził swoją aplikantkę. Zdarzało się, że jechał za nią kilkadziesiąt kilometrów. Urządzał jej karczemne awantury, szantażował, że jeśli go porzuci, będzie spalona w prawniczym środowisku. Tego Marta obawiała się najbardziej - mówią jej koledzy.

Zdarzało się, że Maciej T. nocą dobijał się do jej mieszkania. Otwierała drzwi, by uniknąć wstydu przed sąsiadami.

Podczas uroczystej kolacji u przyszłych teściów obiecywał Marcie, że uporządkuje swoje życie. Był w świetnym humorze, wypił większość przyniesionej przez siebie whisky. Dobrze się bawił: opowiadał dowcipy, śpiewał, próbował nawet tańczyć.

Późnym wieczorem Marta i Maciej T. wrócili do jej mieszkania. Tylko on nie wie, co było dalej. Prawdopodobnie doszło do sprzeczki. Z jakiego powodu?

- Marta domyślała się, że Maciej T. ją oszukuje - twierdzą znajomi. - No bo jak można jednej obiecywać małżeństwo, a z drugą mieszkać?

Co wydarzyło się w mieszkaniu przy ulicy Starobojarskiej, można tylko przypuszczać. Adwokat twierdzi, że do tragedii doszło podczas seksu. Po prostu zbyt mocno ścisnął Martę za szyję. Jej podbitego oka, sińców na całym ciele i setek zadrapań nie tłumaczy. Zasłania się niepamięcią.

Policja podejrzewa, że kobieta broniła się. Stąd też jej liczne sińce i zadrapania na ciele Macieja T.
O której godzinie Marta zginęła, nie wiadomo. Biegli określają, że najpóźniej o pierwszej w nocy. Maciej T. wezwał pogotowie kilkadziesiąt minut później. Co robił w tym czasie? Podobno w mieszkaniu było mnóstwo krwi.

Kiedy włoży adwokacką togę?
Adwokat przebywa w areszcie. Ma tam pozostać do 2 grudnia. Prokuratura chce, by spędził za kratkami kolejne trzy miesiące. Akt oskarżenia trafił do białostockiej okręgówki. Który sąd rozpatrzy sprawę, na razie nie wiadomo.

Jeśli prokuratorski zarzut nie zostanie obalony, Maciej T. może pozostać za kratami nawet do końca życia. Jeśli sąd uzna, że do zabójstwa doszło przypadkiem, adwokat może opuścić więzienne mury już za kilka lat.

Tak czy inaczej na wolności będzie sobie musiał znaleźć inny zawód.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska