Kochał sport przez całe życie. Sylwetka Franciszka Surmińskiego

Wiktor Gumiński
Wiktor Gumiński
Franciszek Surmiński (w środku) wyszkolił na świetnego kolarza m.in. Stanisławę Szozdę (z lewej).
Franciszek Surmiński (w środku) wyszkolił na świetnego kolarza m.in. Stanisławę Szozdę (z lewej). Krzysztof Strauchmann
Samemu był znakomitym kolarzem, a później jako trener wyszkolił wielu świetnych zawodników, na czele ze Stanisławem Szozdą. Jego aktywność fizyczna wcale jednak nie ograniczała się do jazdy na rowerze. Przedstawiamy sylwetkę zmarłego w sobotę 86-letniego Franciszka Surmińskiego, wybitnej osobowości opolskiego sportu.

Franciszek Surmiński urodził się co prawda 5 grudnia 1934 roku w Dmuchawcu, na terenie obecnej Ukrainy, ale po zakończeniu wojny przeprowadził z rodziną na Opolszczyznę. Tu spędził całe swoje dalsze życie,najpierw mieszkając w Olbrachcicach, a następnie w Rudziczce, czyli miejscowościach położonych pod Prudnikiem.

Jego miłość do jazdy na rowerze sprawiła, że z biegiem czasu stał się bardzo cenionym zawodnikiem, reprezentującym barwy takich klubów jak LZS Prudnik, LZS Łąka Prudnicka, LZS Zarzewie Prudnik i LZS Ziemia Opolska. Wygrywał między innymi etapy Tour de Pologne (czterokrotnie) i uczestniczył w mistrzostwach świata w Zurychu w 1967 roku. Największe sukcesy odnosił jednak w kolarstwie przełajowym. W 1969 roku został mistrzem Polski, a po dwa razy zdobył srebrny i brązowy medal mistrzostw Polski (odpowiednio 1962 i 1966 oraz 1967 i 1968 r.).

W kolejnych latach skupił się na trenowaniu i wychowywaniu swoich następców. Pod jego skrzydłami szkolił się między innymi Stanisław Szozda, dwukrotny wicemistrz olimpijski i mistrz świata, przez wielu uznawany za najwybitniejszego kolarza w historii Polski . O współpracy z nim Franciszek Surmiński jeszcze w marcu, pełen energii, opowiadał nam następująco:

- Osiągnął to, czego nie udało mi się osiągnąć i pod wieloma względami czerpał ze mnie wzorce. To, co mówiłem, było dla niego święte. Obiecywałem Staszkowi, że jak będzie osiągać dobre wyniki, to będę mu dawać nagrody. Tak się do tego przyzwyczaił, że był nie do pokonania. Kiedyś tata kupił mu rower marki Huragan, ale potem powiedział do mnie: „Panie Franku, jakby Staszek miał takie warunki jak pan, to by wszystko wygrywał”. Wtedy uznałem, że mogę mu ustąpić jeden ze swoich rowerów. W dawnych czasach był to bardzo cenny prezent. Jako trener byłem jednak dla Staszka wymagający. Wzięło się to między innymi z tego, że w wojsku przez dwa lata byłem dowódcą plutonu. Ale też samemu od dziecka byłem bardzo aktywny, nie bałem się wysiłku fizycznego. Stąd też od innych również oczekiwałem gotowości do wykonywania ciężkiej pracy.

Franciszek Surmiński nie tylko jednak przejechał na rowerze setki tysięcy kilometrów. Próbował swoich sił w wielu różnych dyscyplinach, ale poza kolarstwem najlepiej szło mu w piłce nożnej. Z tymi dwoma dyscyplinami wiąże się pewna niezwykła historia.

- W drugim roku służby wojskowej zaczęli mnie puszczać z jednostki na przepustki na mecze piłkarskie do Rudziczki - opowiadał Franciszek Surmiński. - Jechałem w jedną stronę 80 kilometrów na rowerze, czasem wracałem pociągiem. Kiedyś przyjechałem na rowerze rano, zagrałem dwa mecze, poszedłem na zabawę i przed północą spóźniłem się na ostatni pociąg. W mundurze wsiadłem na rower i przez całą noc jechałem pod wiatr, po górach do Kłodzka. Wartownik mnie zaprowadził do łóżka, bo myślał, że jestem pijany. Spałem całą dobę. Bo kolarz musi dać z siebie wszystko. A nawet jeszcze więcej.

Z rowerem Franciszek Surmiński nie rozstawał się do końca swoich dni. Mimo upływu lat cały czas pozostawał aktywny fizycznie i cieszył się uznaniem w całym sportowym świecie.

- Kiedy pytałem pana Franciszka, czemu zawdzięcza Pan tak dobrą formę, zawsze odpowiadał: dużo pracuję, mam mnóstwo obowiązków i ciągle coś do zrobienia, szczególnie w ogrodzie - napisał na Facebooku Grzegorz Pawlak, prezes piłkarskiej Pogoni Prudnik, na której meczach Franciszek Surmiński był częstym gościem.

- Wzorowałem się właśnie na takich sportowcach jak pan Franek - przyznawał z kolei wprost Benedykt Kocot, kolarz z Chrząstowic i brązowy medalista olimpijski w kolarstwie torowym z 1972 roku.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Maksym Chłań: Awans przyjdzie jeśli będziemy skoncentrowani

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska