Kolej chce zamknąć rolnikom polne drogi

Radosław Dimitrow
Takie przejazdy jak ten mają być zlikwidowane lub zamknięte przez cały rok, nawet jeśli pociąg jeździ tędy raz na pół roku.
Takie przejazdy jak ten mają być zlikwidowane lub zamknięte przez cały rok, nawet jeśli pociąg jeździ tędy raz na pół roku. Sławomir Mielnik
Gminy w całej Polsce dostały ultimatum: albo zlikwidują przejazdy, gdzie tory krzyżują się z lokalnymi, zwykle polnymi drogami, albo postawią na nich szlabany zamykane na kłódki!

 

 

Problem dotyczy gminnych dróg (często szutrowych), które krzyżują się z liniami kolejowymi.

Choć nie ma na nich dużego ruchu, to są one bardzo ważne dla okolicznych mieszkańców - szczególnie dla rolników, których pola są podzielone torami.

 

Do tej pory bezpieczeństwa kierowców na takich przejazdach strzegł jedynie krzyż św. Andrzeja i znak stop.

Kilka dni temu Polskie Linie Kolejowe rozesłały do gmin listy, z których wynika, że w ten sposób przejazdy nie mogą dłużej funkcjonować.

Kolejarze polecili gminom ich całkowitą likwidację lub ustawienie szlabanów zamykanych na kłódkę.

 

Rogatki mogłyby być otwierane tylko na czas przejazdu samochodu lub traktora

 

– Kolej zobowiązała gminę do wskazania wśród rolników osób, które by dysponowały kluczami i zajmowały się otwieraniem oraz zamykaniem szlabanów – tłumaczy Marek Pietruszka, wójt Strzeleczek,**gminy, w której funkcjonują aż 23 takie przejazdy.**

 

– Pomysł nie dość, że jest bardzo uciążliwy dla rolników, to jeszcze bardzo kosztowny - dodaje wójt. - Budowa prostych rogatek kosztowałaby w naszej gminie około 250 tysięcy złotych.

 

O ile likwidacja lub zamykanie przejazdów szlabanami jest ważna na ruchliwych liniach kolejowych (np. tam, gdzie jeździ pendolino), to w Strzeleczkach wydaje się całkowicie pozbawiona sensu.

Tę gminę przecina linia nr 306, która rozpoczyna swój bieg w Krapkowicach, a kończy w Prudniku. Niedawno przeszła ona rewitalizację.

Na razie z tej linii będzie korzystać tylko jednostka wojskowa z Krapkowic, która deklaruje, że pociąg pojawi się na torach średnio… dwa razy do roku.

Składy będą się wtedy poruszać z prędkością zaledwie 20 km/godzinę.

 

Kolej forsuje przepisy, które zdaniem samorządowców nie przystają do rzeczywistości

 

– To jakiś absurd, żeby z powodu przejazdu pociągu raz na pół roku zamykać nam na stałe przejazdy – denerwuje się Stefan Goetz, rolnik ze Strzeleczek. – Jeśli do tego dojdzie, będę musiał nadkładać po kilkanaście kilometrów, żeby dojechać na pole albo zawieźć krowom sianokiszonkę.

 

Pomysł kolei oprotestowali także gospodarze i rolnicze spółdzielnie produkcyjne, które działają w gminie Prudnik. Tam kolej planuje zlikwidować aż 11 przejazdów.

 

Polskie Linie Kolejowe domagają się likwidacji lub zamknięcia przejazdów na lokalnych drogach na podstawie rozporządzenia wydanego jeszcze przez poprzedni rząd, z 20 października 2015 r.

- Akcja porządkowania spraw związanych z odpowiednią kwalifikacją przejazdów kolejowych obejmuje całą sieć PKP - podkreśla Mirosław Siemieniec, rzecznik Polskich Linii Kolejowych, który zauważa jednocześnie, że rozporządzenie nie przewiduje ustępstw w zależności od liczby pociągów, jakie poruszają się po torach.

 

Oznacza to, że tylko na Opolszczyźnie może zniknąć nawet kilkaset przejazdów najniższej kategorii - zarówno na uczęszczanych trasach, jak i pustych torowiskach

 

Poza Strzeleczkami i Prudnikiem pisma w tej sprawie trafiły niedawno do Grodkowa i Nysy.

W tych dwóch ostatnich gminach ważą się losy 18 krzyżówek dróg z torami.

 

Zdaniem samorządowców przepisy są nieżyciowe, a osoby, które je wymyśliły, nie zdawały sobie sprawy, jak skomplikują ludziom życie.

- Nawet jeśli sfinansujemy postawienie rogatek i rozdamy rolnikom klucze, to w niektórych przypadkach gospodarze i tak nie będą mogli skorzystać z przejazdów, bo kombajn po prostu nie zmieści się pomiędzy otwartymi szlabanami - dodaje wójt Marek Pietruszka.

 

Teoretycznie przejazd kolejowy może uchronić przed likwidacją lub zamknięciem decyzja gminy o przekształceniu polnej drogi w drogę publiczną.

Na taki krok zdecyduje się gmina Prudnik, ale tylko w jednym przypadku.

 

- Przekształcenie wszystkich szutrówek w drogi publiczne nie wchodzi w grę, bo w sytuacji gdy z konkretnego przejazdu korzysta tylko kilka osób, byłoby to fikcją - uważa Franciszek Fejdych, burmistrz Prudnika. - Poprzez zmianę statusu dróg gmina przejęłaby na siebie także szereg nowych obowiązków związanych z ich utrzymaniem i odśnieżaniem.

 

W związku z protestami samorządów oraz rolników Polskie Linie Kolejowe zaproponowały spotkanie - odbędzie się ono w najbliższy czwartek w Opolu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska