Kolejarze i złodzieje

Krzysztof Zyzik
Krzysztof Zyzik
Duża grupa opolskich kierowników pociągów i konduktorów bierze łapówki od złodziei pociągowych - ujawnił wczoraj "NTO" Karol B., kierownik pociągu z Opolszczyzny.

Pan B., pracownik PKP z długim stażem, zdecydował się skontaktować z reporterem "NTO" po naszym czwartkowym tekście "Przedziały strachu".
- Zdecydowałem się zgłosić do pana, bo wierzę w uczciwość waszej gazety - powiedział. - Nie mogę patrzeć, jak etos kolejarski odchodzi w zapomnienie. Bo jest nas jeszcze na kolei garstka ludzi starej daty, którzy pamiętają, co to jest uczciwa praca. Kiedyś kolejarz za kolejarzem do studni by wskoczył. Teraz wielu patrzy, jak dorobić u złodziei.
"Na kolacyjkę"
Kierownik B. z oczywistych względów prosi o nieujawnianie nazwiska. Pozwala jednak skopiować (do wiadomości redakcji) kolejarską legitymację, zgadza się na nagrywanie rozmowy. Opowiada o tym, jak po raz pierwszy zetknął się z profesjonalnymi złodziejami.
- To się zaczęło jakieś trzy lata temu - mówi. - Zaczęli do mnie przychodzić, po trzy, pięć osób. Dobrze ubrani, w skórach, wypachnieni. Proponowali: panie kierowniku, tu jest "pięć dyszek" na kolacyjkę.
Kierownik B. opowiada, że złodzieje podchodzili wiele razy. Po pewnym czasie zaczęli się już oficjalnie przedstawiać: "jesteśmy złodzieje". Kolejarz konsekwentnie odmawiał, za co dziękuje dziś Bogu.
- Bo najważniejsze, żeby nie brać od samego początku, nigdy nie dać się im złamać - mówi. - Bo jak się ktoś raz sprzeda, to potem już się nie odczepią. Jeden kolega z Opola "wziął" od złodziei, a po jakimś czasie okradzeni podróżni zmusili go do interwencji, żeby zadzwonił po policję i SOK-istów. Złodzieje potem chodzili za tym kolejarzem, deptali mu po piętach. Musiał zmienić kategorię pociągu.
Bez strachu
W artykule "Przedziały strachu" opublikowaliśmy wypowiedź innego opolskiego kolejarza, który opisał metodę zastraszania kierowników pociągów przez złodziei:
"Kilka lat temu przegoniłem z pociągu grupę złodziei. Po kilku godzinach dopadli mnie, zaciągnęli do drzwi i otworzyli je podczas jazdy. "Chce pan wysiąść?", spytał jeden z nich. To mi wystarczyło".
Kierownik B. uważa, że ta wypowiedź kolegi po fachu jest próbą usprawiedliwiania kolejarzy, którzy poszli na układ ze złodziejami.
- Proszę mi wierzyć, że złodzieje przez te trzy lata ani razu mnie nie zastraszali, ani razu nie dotknęli - mówi B. - Tylko śmiali się, "że przez tę upartość niczego się w życiu nie dorobię".
B. twierdzi, że złodzieje po kilku nieudanych próbach starają się nie wsiadać do jego pociągu. Według kolejarza, złodzieje pociągowi, tak jak przemytnicy na granicach, mają rozpiski dyżurów i wiedzą, który kierownik w jakim pociągu jedzie. Tak jak przemytnik czeka na zmianę "swoich" celników, tak "pociągarz" ma swoich zaufanych kierowników i konduktorów.
- Jestem zaskoczony, to nieprawdopodobne - mówi Jan Słodkowski, z-ca dyrektora w Zakładzie Przewozów Pasażerskich PKP Opole. - Wiadomo, że w pociągach grasuje złodziejstwo. Ale żeby nasi pracownicy wchodzili w jakieś kontakty ze złodziejami, to ja pierwszy raz słyszę. Nigdy nie było żadnego postępowania w podobnej sprawie. Nawet nieoficjalnie nic do mnie nie docierało.
Druga pensja
Kierownik Karol B. opowiada nam dokładnie, na czym polega współpraca kolejarzy z pociągowymi szajkami.
- Złodzieje, wchodząc do pociągu pierwsze kroki kierują do kierownika składu - tłumaczy. - Wręczają mu jakieś 30, 50 złotych, w zależności od pociągu. Kierownik już wie, że ma siedzieć w przedziale służbowym i nie chodzić zbyt często po wagonach.
B. opowiada, że niektórzy znani mu kierownicy posuwają się jeszcze dalej: - Kiedy okradziony podróżny krzyczy i lamentuje, kierownik przyjmuje bierną postawę: "a co ja pani poradzę, a kto to widział, a ma pani świadka"...
Nasz informator jest pewny: - Jeśli ktoś kilka lat jeździ pociągami, to domyśla się, kto podróżnego okradł. Może nie mieć dowodów, ale wie, zna twarz. Powinien natychmiast zawiadomić policję z najbliższej stacji.
Według kierownika B., nieuczciwi koledzy współpracujący z pociągową mafią są w stanie zarobić miesięcznie co najmniej drugą pensję.
- Załóżmy, że w pociągu z Przemyśla do Wrocławia, na poszczególnych etapach trasy, "pracuje" trzy do pięciu szajek złodziejskich - mówi kierownik B. - Od każdej z grup kolejarz kasuje 50 złotych. To on ma w jeden dzień 200 złotych na czysto. Słyszałem zresztą, jak się koledzy chwalili między sobą, że wyciągają w dobrym dniu do 200 złotych. A moja pensja za cały miesiąc to około 1000 złotych na rękę.
Nie do wiary...
W kwietniu 1999 roku opublikowaliśmy w "NTO" wywiad z pociągowymi złodziejami, którzy wycofywali się branży (materiał filmowy z tej rozmowy opublikowała jednocześnie telewizja RTL 7).
- Jednemu maszyniście kupiliśmy komórkę, żeby czasem zwolnił na trasie, jak jest taka potrzeba - powiedzieli Marek i Szymon, złodzieje pociągowi.
Dwa dni temu Andrzej Oleksy, szef wydziału operacyjnego SOK, powiedział: - Mam swoje zdanie na temat pracy drużyn konduktorskich. Może pan się domyśleć, jakie.
Kierownik B. mówi, że złodzieje tak bardzo zadomowili się w pociągach, że czasem odnosi się wrażenie, że stanowią część personelu. Karol B. był świadkiem współpracy złodziei z pracownikiem "Warsu".
- Oni się wylewnie witają, znają po imionach - mówi kierownik B. - Zauważyłem, że złodziej przekazuje sprzedawcy w "Warsie" komórkę ukradzioną od jednego z pasażerów. Wśród kolejarzy mówi się, że niektórzy pracownicy "Warsu" mogą współpracować ze złodziejami. Brać od nich towar pochodzący z kradzieży.
Danuta Olczyk, samodzielny specjalista ds. marketingu i dochodzeń "Wars" SA we Wrocławiu:
- Dobrze by było wiedzieć, na jakiej trasie wasz informator to zaobserwował. Bo do mnie nigdy taka historia nie dotarła. Nigdy nie mieliśmy żadnego postępowania przeciwko naszym pracownikom. Ze wzmożoną falą kradzieży mamy do czynienia od trzech lat. Myśmy wprowadzili w związku z tym ostre kontrole. Nasze wagony są na pewno "czyste".
Co dalej?
Kierownik B. potwierdza informację, którą przekazali nam dwa i pół roku temu pociągowi złodzieje.
- Naloty policji i SOK są mało skuteczne. Złodzieje mają tam swoich informatorów. Z doświadczenia wiem, że kiedy w pociągu jest nalot, to złodzieje sobie robią wolne.
- 20 lat pracuję w Straży Ochrony Kolei i nigdy nie słyszałem o tym, aby jakiś nasz funkcjonariusz wszedł w układ ze złodziejem - mówi Bolesław Poniatowski, komendant SOK w Opolu.
Kolejarz B. mówi, że z pociągową mafią można by sobie poradzić, sprowadzając patrole policyjne z innych województw.
- Gdyby wszystkim na tym zależało, to nie byłoby takich cyrków w pociągach, jakie się od kilku lat dzieją - mówi Karol B. - Przecież ci policjanci spoza województwa mogliby stosować prowokacje, na przykład udawać, że śpią. Wtedy można by łapać złodziei na gorącym uczynku. Ale tej dobrej woli jest za mało, za dużo ludzi z tych kradzieży żyje.
Kierownik B. mówi, że złodzieje nie patyczkują się. Okradają wszystkich: matki z dziećmi, zakonnice ("nawet tego słynnego dyrygenta Zbigniewa Górnego ostatnio obrobili na trzy tysiące").
- Najbardziej mi szkoda zwyczajnych ludzi, którzy wsiadają do pociągu i mają do nas, kolejarzy, zaufanie, jeszcze z dawnych lat - mówi Karol B. - Kiedy widzę rozpacz i łzy tych ludzi, jak im złodzieje ukradną ostatnie pieniądze, to mam dosyć tej zmowy milczenia. Dlatego właśnie zdecydowałem się zgłosić do waszej gazety.

PS. Imię, inicjał nazwiska oraz jeden szczegół zmieniliśmy dla bezpieczeństwa naszego informatora.
Do sprawy wrócimy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska