Związkowcy, a także kilku przedstawicieli około 350-osobowej załogi pojawiło się dziś w firmie, aby sprawdzić, czy jej właściciel wypełni swoją obietnicę. W czwartek zadeklarował bowiem zdesperowanej załodze, że wypłaci im zaległe pensje do poniedziałku.
- Pieniądze są, idzie już do nas 9,5 miliona euro z banku w Antwerpii w dwóch transzach, procedura przewalutowania trwa jednak dłużej niż planowaliśmy - tłumaczył Zenon Sroczyński, dyrektor Taboru Szynowego, a potem zapewniał, że jeśli formalności bankowe nadal się przedłużą, to nowy właściciel - którym od stycznia jest grupa Leo Maks - wypłaci pensje z własnych funduszy.
Tymczasem przedstawicieli grupy Leo Maks nie było w zakładzie przy ulicy Rejtana ani w piątek, ani w poniedziałek, gdy mijała data wykonania przelewów. Dlatego firma - która w Opolu działa od ponad 100 lat - wciąż jest dłużna pracowników około 2 milionów złotych.
- Nie wierzymy już w żadne obietnice, jakie składa nam nowy właściciel, zwłaszcza, że podawano nam już kilka terminów wypłat - przypomina Tadeusz Pachuta, przedstawiciel związków zawodowych w TS Opole.
Na razie związkowcy nie planują kolejnej akcji protestacyjnej, bo obawiają się, że pracownikom puszczą nerwy i dojdzie do rękoczynów.
Od końca listopada pozostała w firmie załoga (350 osób) nie dostała nawet złotówki.
- Za co mam wyżywić moje dzieci? - pytała na ostatnim spotkaniu z właścicielami jedna z pracownic. - Nie boję się ciężkiej pracy przy wagonach, ale ta praca musi być. Wy tylko mówicie, że będzie, a nie ma ani pracy, ani pieniędzy.
Co gorsza, sytuacja Taboru Szynowego z dnia na dzień staje się trudniejsza. Niedawno ukazało się ogłoszenie o licytacji przez komornika zawartości najważniejszego magazynu, w którym składowane są części wagonów. Sprzedaż tych elementów - zaplanowana na marzec - oznacza, że Tabor nie będzie mógł wykonywać nawet napraw gwarancyjnych.
Jerzy Pałys, nadzorca który pilnuje spółki na wniosek sądu, w kwestii licytacji kluczowego wyposażenia nie może nic zrobić.
- Zablokować licytację mogłaby tylko upadłość spółki. Dziś los Taboru jest w rękach sądu - przyznaje Jerzy Pałys, który w tym tygodniu złoży w sądzie specjalny raport na temat sytuacji spółki.
Bankructwa firmy chce załoga, które dzięki temu mogłaby liczyć na wypłatę zaległych pensji z Funduszu Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych.
Wiele osób liczy także nadal, że po ogłoszeniu upadłości część zakładu będzie można wydzierżawić państwowej spółce PKP Intercity, która mogłaby przejąć sporą część pracowników, a w Opolu nadal naprawiać swoje wagony.
Do tego jednak potrzeba upadłości. Jakąś decyzję w tej sprawie Sąd Rejonowy w Opolu może jednak podjąć najwcześniej w środę.
Na początku lutego sąd wstrzymał się z tą decyzję, słysząc o pieniądzach, które w zakład chce wpompować nowy właściciel. Na razie jednak żadna obietnica grupy Leo Maks nie została dotrzymana. Długi spółki szacowane są na ponad 40 mln zł
Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?