Komprachcice. Mama z córką prowadzą u nas piłkarzy ręcznych w 2 lidze

Łukasz Baliński
Łukasz Baliński
Jolanta Jochymek i jej córka Agnieszka prowadzą panów z OSiR-u Komprachcice.
Jolanta Jochymek i jej córka Agnieszka prowadzą panów z OSiR-u Komprachcice. Łukasz Baliński
To, że panowie szkolą drużyny żeńskie nie jest niczym nowym. To, że panie prowadzą zespoły męskie wciąż jeszcze wzbudza pewnego rodzaju zdziwienie, a już fakt, że czynią to matka z córką, to już zupełna rzadkość. Tak właśnie jest z jedną z naszych drugoligowych ekip piłkarzy ręcznych.

- Gdy zaproponowano mi tę pracę to początkowo się nie zgodziłam, bo nigdy nie miałam doświadczenia z seniorami, a to przecież duże wyzwanie, zupełnie inne niż te z którymi się mierzyłam przez wcześniejsze lata mojej pracy szkoleniowej - tłumaczy Jolanta Jochymek, która pełni funkcję pierwszego trenera w OSiR-ze Komprachcice. - Jeżeli kobieta ma charakter, jest silną osobowością, bo tu takiej potrzeba, to sobie poradzi. Ja na razie cały czas zdobywam to doświadczenie, uczę się, ale chyba coraz lepiej się dogadujemy. Co prawda jestem tu już blisko dwa lata, ale drużyna przed tym sezonem przeszła sporą rewolucję, do tego doszła ta przerwa przez koronawirus, także de facto trzeba tę współpracę liczyć na razie w miesiącach - zaznacza krapkowiczanka, bardzo dobrze znana w świecie szczypiorniaka i to nie tylko w regionie, wszak swego czasu prowadziła choćby reprezentację Polski w… plażowej piłce ręcznej kobiet.

- Nie ma zbyt wielu trenerów na Opolszczyźnie chcących pracować 3 lidze w której wówczas byliśmy i pomyśleliśmy, że w takim razie spróbujemy z kobietą, a skoro trenerka, no to właśnie ta – wyjaśnia decyzję klubu jego prezes Arnold Jendryca. - Wiemy że ma bardzo dobry warsztat i tej strony naszej wizji się nie obawialiśmy. Trochę bardziej tego jak to będzie w relacjach, jak chłopaki to odbiorą, ale widać, że już obie strony coraz lepiej się dogadują.

We dwójkę raźniej
Od jakiegoś czasu w tym nowym wyzwaniu panią Jolantę wspiera jej córka: była świetna zawodniczka, która w kwietniu ogłosiła zakończenie bogatej kariery (12 medali mistrzostw Polski z Zagłębiem Lubin oraz czwarte miejsce z reprezentacją podczas mundialu 2013) po czym wróciła do rodzinnych Krapkowic.

- Przyznam, że wtedy chciałam odpocząć od tego sportu, ale mama szybko zaprosiła mnie na trening, prosząc bym przyjrzała się skrzydłowym z jej drużyny i „coś tam” pomogła… no i tak to się zaczęło, ale szybko bardzo mi się to spodobało - opowiada Agnieszka Jochymek. - I przyznam, że naprawdę dobre się pracuje z mężczyznami, choć też nie mam na razie porównania, bo z kobietami grałam, a nie je trenowałam. Co prawda prowadzę grupę dziewczynek w Tułowicach, ale to też jeszcze inna historia. Ciężko więc się odnieść i porównać to wszystko. Tak „na szybko” to taktyka i dużo elementów samej gry pojawiają się u obu płci, ale chyba największa różnica to kwestie charakterologiczne - zauważa, a już nieco bardziej wyrobione zdanie ma jej mama.

- Panom trzeba choćby czasem udowodnić, że te uwagi, które się przekazuje mają odniesienie na boisku. Trochę nas też sprawdzają, a często jest też tak, że oni chcą spróbować po swojemu, bo „co tam kobieta będzie im mówić” - tłumaczy z przymrużeniem oka. - Są takie mecze i sytuacje, że oni chcą coś zagrać i im na to pozwalam, ale zastrzegam, że ma to mieć sens. I gdy działa, to daje im robić to dalej, ale gdy nie wychodzi to wracamy do mojej wizji - wyjaśnia nie kryjąc, że obie strony jeszcze się docierają w tej niecodziennej przecież sytuacji. - Wszyscy wzajemnie potrzebujemy czasu. Nie wiedziałam choćby, że panowie też się obrażają, czasem nawet bardziej niż panie - dodaje ze śmiechem. - A może chodzi o to, że to kobieta wytyka im błędy. Nie ma jednak innego wyjścia, trzeba pewne elementy wypunktować, bo bez tego nie pójdzie się do przodu - zaznacza pani trener i warto tu odnotować, że ich podopieczni do niej zwracają się właśnie w tej formie, a do córki już po imieniu.

Pani trener i Agnieszka
- Jakaś hierarchia musi zostać zachowana - zauważa bramkarz zespołu Tomasz Jarosz. - To dobre proporcje, tym bardziej, że Agnieszka dopiero co praktycznie zeszła z boiska. Do tego na nim miała duże osiągnięcia, więc młodzi skrzydłowi tym bardziej mocno biorą sobie do serca to co im podpowiada. Zresztą obie trenerki wiedzą o co chodzi w piłce ręcznej - podkreśla golkiper.

Co ciekawe pierwszym poważniejszym problemem Jolanty Jochymek po przejęciu drużyny panów było dozowanie obciążenia podczas treningów.

- Na szczęście chłopcy szybko zasygnalizowali mi, że potrzebują więcej pracy nad siłą, ale to dobrze, bo widać, że im samym też zależy na rozwoju, a przy tym nie obawiali się podpowiedzieć czego im brakuje - zdradza. - Niemniej przy tak małej ilości treningów, kiedy to spotykamy się dwa razy w tygodniu, nie zawsze jest na to czas, dlatego poprosiłam ich by w miarę możliwości sami chodzili na siłownie, co też realizują - wyjaśnia.

Na pewno też pani Jolancie znacznie łatwiej pracuje się od kiedy do jej sztabu dołączyła córka. Dzięki czemu choćby łatwiej skupić na poszczególnych formacjach. Jako niedawna czołowa skrzydłowa polskiej ligi i reprezentantka kraju trener ma pod sobą przede wszystkim przedstawicieli tej pozycji. Potem podczas meczów desygnuje ich do gry, a następnie z niej rozlicza.
- Jak musi to i poprowadzi całe zajęcia, choć początkowo nie chciała, ale teraz już ma większą ku temu odwagę, do tego została też bardzo fajnie przyjęta przez chłopców, szczególnie skrzydłowi podpytują o wiele rzeczy, a potem patrzą na jej reakcję czy to podczas treningów czy meczów - tłumaczy mama Agnieszki, a i ona sama coraz bardzie ceni sobie tę współpracę.

Obie jednak odżegnują się od wskazania „kto jest dobrym, a kto złym policjantem”, tym bardziej, że gdy czasem jedna przesadzi i ostrzej zareaguje, to druga z reguły stara się uspokoić sytuację.

Jaka mama taka córka
- Myślę, że jednak mama jest większym „ogniem” - śmieje się jej asystentka. - Na razie jednak bardzo dobrze się dogadujemy i uzupełniamy. Mamy podobne spojrzenie na wiele rzeczy i sugestie co do nich. Podobnie myślimy i analizujemy czy to mecze czy poszczególnych przeciwników. Często widzimy tak samo błędy, tak samo dobre zagrania - wylicza Agnieszka. - Na przykład gdy zaszła potrzeba zastąpienia zawodnika kolegą z innej pozycji, to w tym samym czasie z naszych ust padło to samo nazwisko. Gdy przygotowujemy się do meczu to obie wypisujemy wyjściowe składy i je potem weryfikujemy, a te często mocno się pokrywają - dodaje jej mama doceniając przy tym fakt, że jako, iż córka, sama niedawno skończyła grać na poziomie profesjonalnym, to cały czas wnosi świeże uwagi. - A to, że ten zagrał tak i tak, a to temu trzeba tego i tego. Potrafi też wytknąć błędy. Prawie jakby sama była na boisku - nie kryje.

Zresztą wciąż „ciągnie wilka do lasu” czyli w tym przypadku na boisko. O czym świadczy choćby to, że po tym gdy Agnieszka Jochymek zakończyła karierę, to miała sobie zrobić przynajmniej 12 miesięcy przerwy od piłki ręcznej, ale długo w tym postanowieniu nie wytrzymała.

- Jak widać to nie jest takie łatwe, już mnie ciągnie na parkiet, ale na razie skupiłam się na chłopakach tutaj, prowadzę też dziewczynki w Tułowicach, a to wszystko wypełnia dużo czasu, bo np. całe weekendy mam zajęte - tłumaczy przyznając, że na razie znacznie trudniej jest „po tej stronie boiska”. - Gdy grałam to jeszcze miałam na coś bezpośredni wpływ. Tutaj mam, ale tylko na treningach czy odprawach. Wówczas możemy coś zrobić, ale już podczas meczu zawodnicy sami decydują o wielu rzeczach, sposobie rzutu, wyborze zagrywki, itp. Jest jeszcze ciężej na to patrzeć, kiedy się wie, że potrafią inaczej zagrać, a przychodzi co do czego i już tak dobrze to nie wygląda - przedstawia swój punkt widzenia. - Mogę też przez cały mecz siedzieć cicho, ale gdy końcówka jest tak nerwowa jak choćby podczas derbów to też trudno utrzymać nerwy na wodzy.

W tym akurat konkretnym przypadku ma na myśli ostatnią porażkę z Orlikiem Brzeg 25:26 u siebie. Zresztą parę takich spotkań ich podopieczni już rozegrali w tym sezonie. Gdy to długo walczyli jak równy z równym nawet z wyżej notowanym rywalem, ale w końcówce brakowało czegoś, by przejąć kontrolę nad meczem lub postawić przysłowiową „kropkę nad i”.

- Chyba ani razu nie dane na było zagrać w optymalnym ustawieniu i stąd wciąż nie możemy złapać odpowiedniego rytmu - zastanawiają się trenerki, a dużo zrozumienia wykazuje prezes. - Jesteśmy zespołem amatorskim i nie wymagamy cudów ani od chłopaków, ani od trenerek, tak że o posady nie muszą się martwić, a już tak mówiąc poważnie to najważniejsze jest, żeby zawodnicy się rozwijali, a to oznacza, że trener się sprawdza - obrazuje Jendryca.

- Naszym celem jest utrzymanie i budowanie zespołu na kolejny sezon, a mimo porażek chłopcy jednak prezentują się przyzwoicie, walczą i to powinno zaprocentować w rundzie rewanżowej - podkreśla druga trener OSiR-u, a pierwsza już widzi ją w przyszłości w tejże pracy. - Złapała bakcyla. Świetnie radzi sobie z dziećmi, słuchają jej. Wśród seniorów także radzi sobie coraz lepiej. Ma analityczny umysł i ma do tego smykałkę.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska