Koniec świata ekologów

Redakcja
Teoria o wpływie człowieka na globalne ocieplenie w ostatnich latach była niemal religią. Teraz pada jak domek z kart. W ofensywie jest pogląd, że jedyne, co ludzkość może w kwestii zmian temperatury, to mierzyć je i obserwować z pokorą dla potęgi natury, wobec której znaczymy tyle, co nic.

Cóż, w sprawie tempa topnienia lodowców w Himalajach, które miały zniknąć do 2035 roku, pomyliliśmy się o 300 lat - przyznał ostatnio prof. Jean-Pascal van Ypersele, wiceprzewodniczący Międzynarodowego Panelu ds. Zmian Klimatu (IPCC). To działająca przy ONZ organizacja, głosząca, że klimat Ziemi się ociepla, a dzieje się tak z winy ludzkości, emitującej do atmosfery coraz więcej dwutlenku węgla. Mimo kompromitacji w sprawie lodowców w najwyższych górach świata IPCC nadal twierdzi, że człowiek jest winny ocieplaniu się klimatu.

- To bujda na resorach - uważa Tomasz Wasilewski, klimatolog i prezenter pogody w telewizji TVN24. Z długoterminowej prognozy zaprezentowanej kilka tygodni temu przez tę stację wynikało, że luty, marzec, kwiecień i maj tego roku będą zimniejsze niż w ostatnich latach. Już wiadomo, że prognoza się nie sprawdziła, ponieważ styczeń, który miał być w normie, zaskoczył rekordowymi mrozami. Wszystko to jednak tylko wzmacnia tezę Wasilewskiego, że globalne ocieplenie jest mitem.

Triumf oszołomów
Do niedawna niewielu miało odwagę tak otwarcie podważać tezy naukowców obarczających ludzkość za podnoszenie się temperatury na Ziemi. Sytuacja zmieniła się pod koniec 2009 roku, w przeddzień szczytu klimatycznego w Kopenhadze. Okazało się wtedy, że naukowcy z Uniwersytetu Wschodniej Anglii związani z IPCC wbrew wynikom pomiarów usiłowali manipulować danymi pogodowymi, by ukryć prawdę o tym, że w ostatnich latach klimat Ziemi się ochładza.

"Nie możemy pozwolić, by te badania ukazały się w najbliższym raporcie IPCC. Kevin (prof. Kevin Trenberth - red.) i ja zrobimy wszystko, by je jakoś ukryć" - napisał w jednym z maili do kolegi z amerykańskiego uniwersytetu prof. Phil Jones, szef komórki ds. badań klimatu Uniwersytetu Wschodniej Anglii. Po wycieku tego i czterech tysięcy innych e-maili Jones podał się do dymisji, a na Zachodzie wybuchła "climatgate" - afera klimatyczna. W Australii i Nowej Zelandii przywódcy lewicowych partii, lansujących tezę o ociepleniu, podali się do dymisji, zaś w USA sprawą zajęła się komisja senatu.

- Najważniejsze jej ustalenie jest takie, że sam wyciek nie został spowodowany przez hakerów, lecz pracowników instytucji naukowych, przerażonych skalą manipulacji klimatologów "podgrzewaczy" - mówi prof. Zbigniew Jaworowski, lekarz, badacz klimatu i przewodniczący rady naukowej Centralnego Laboratorium Ochrony Radiologicznej. Profesor jest znanym polskim naukowcem, głoszącym od lat tezę, że globalne ocieplenie z winy człowieka to bzdura.

Ekolodzy nadal wierzący IPCC uważają Jaworowskiego za oszołoma.

- Tam, gdzie była dotychczas wieczna zmarzlina, np. na północy Rosji, zaczynają pojawiać się podtopienia, ludzie w Afryce zmuszeni są do migracji ze względu na coraz większy brak wody i długotrwałe susze - podkreśla Dariusz Szwed, lider partii Zieloni 2004. Nie zaprzecza, że wierzy raportom IPCC, i zwraca uwagę, że dowody na zmiany klimatyczne mamy także w Polsce. - Południe kraju jest ostatnio dramatycznie doświadczane powodziami, trąbami powietrznymi i innymi, wcześniej nie notowanymi zjawiskami. To są twarde dowody zmian klimatycznych, które każdy może sam dostrzec i ocenić - mówi Szwed.

Równie łatwo, wyglądając za okno, można stwierdzić, że tegoroczna zima jest wyjątkowo sroga, a te w ostatnich latach były wyraźnie chłodniejsze niż pozbawione śniegu zimy lat 90.

- Bo od 10 lat klimat na Ziemi się oziębia. Średni spadek temperatury w obecnej dekadzie w USA, a tam pomiary są najbardziej szczegółowe, wyniósł 1 stopień Celsjusza - informuje profesor Jaworowski. - To dowodzi, że zmiany klimatu mają miejsce, ale idą w zupełnie innym kierunku, niż mówią "klimatolodzy-podgrzewacze". Najważniejsze jest to, że człowiek nie ma na nie żadnego wpływu - podkreśla profesor.

Nauka kontra ideologia
A na poparcie swojej tezy przedstawia następujące dowody:
96 procent obecnego w atmosferze dwutlenku węgla emituje natura (oceany, rośliny i zwierzęta), a tylko 4 procent ludzkość. Tymczasem wpływ stężenia dwutlenku węgla na temperaturę szacuje się na mniej niż 5 procent. - Z tego jasno wynika, że wpływ ludzkości na klimat można liczyć najwyżej w ułamkach procentu.

Klimatolodzy lansujący tezę o wzroście globalnej temperatury z winy człowieka odpowiadają na to analogią do pierwiastków śladowych. - One też stanowią w organizmie człowieka ułamek procentu, ale ich brak powoduje zauważalne i poważne skutki zdrowotne - mówią.

Profesor Jaworowski swoje artykuły nt. zmian klimatycznych i tezy, że człowiek nie ma z nimi nic wspólnego, publikuje w najpoważniejszych czasopismach naukowych na świecie, m.in. "21st Century Science&Technology". I nie jest bynajmniej jedynym naukowcem sceptykiem w Polsce.
W lutym 2009 roku Komitet Nauk Geologicznych Polskiej Akademii Nauk wydał stanowisko stwierdzające, że stężenie dwutlenku węgla w atmosferze nie ma i nigdy nie miało wpływu na podnoszenie się temperatury na Ziemi.

"W ciągu ostatnich 400 tysięcy lat - jeszcze bez udziału człowieka - zawartość CO2 w powietrzu, jak tego dowodzą rdzenie lodowe z Antarktydy, już 4-krotnie była podobna, a nawet wyższa od wartości obecnej" - czytamy w stanowisku naukowców PAN.

Podobne opinie do niedawna były wyśmiewane, gdyż monopol na prawdę mieli zwolennicy teorii o ociepleniu klimatu i jego powiązaniu z zawartością dwutlenku węgla w powietrzu.
- W odróżnieniu od tzw. ekologów my mówimy o naukowych faktach, a te dostarczają twardych dowodów, że wpływ człowieka na klimat jest minimalny lub nie ma go wcale - twierdzi prof. Leszek Marks, geolog z Uniwersytetu Warszawskiego.
Spisek korporacji?
Wyciek e-maili kompromitujących IPCC i 300-letnia pomyłka w kwestii daty stopnienia himalajskich lodowców ukazały, że rządy, a w ślad za tym miliardy ludzi mogły paść w ostatnich latach ofiara gigantycznej manipulacji klimatologów i zauroczonych nimi ekologów.

To właśnie w związku z teorią o wpływie stężenia dwutlenku węgla na temperaturę Ziemi w Europie nie możemy już kupić tradycyjnych żarówek za kilkadziesiąt groszy, lecz musimy wydawać dużo więcej na tzw. energooszczędne świetlówki. Ograniczenia w emisji CO2 uderzają w całe kraje, którym klimatyczne lobby narzuca sztywne limity. Moda na tzw. biopaliwa przyczynia się do wzrostu cen żywności i głodu na ziemi, gdyż plantatorzy w wielu zakątkach świata wolą hodować rośliny dla przemysłu paliwowego niż spożywczego. Tymczasem produkcja litra biopaliwa jest dla środowiska bardziej szkodliwa niż wyprodukowanie i spalenie w silniku litra tradycyjnej benzyny czy oleju napędowego.

- W efekcie zarabiają plantatorzy i firmy samochodowe, natomiast cierpi środowisko i gospodarka - przyznaje Dariusz Szwed z partii Zieloni 2004. - Trzeba starannie oddzielać ekościemę od ekologii i zrównoważonego rozwoju. Zieloni zawsze biorą pod uwagę aspekty gospodarcze i społeczne. Naszym celem jest promowanie technologii, które pozwolą z tony węgla produkować więcej energii niż obecnie. Nie chcemy zakazywać takiej produkcji w ogóle i powodować, że fabryki wyniosą się do Chin.
Ta kwestia łączy zarówno zwolenników, jak i przeciwników teorii o wpływie człowieka na ocieplanie się klimatu.

- Żadnego ocieplenia nie ma, a wpływ człowieka na klimat jest żaden. Mimo to należy oszczędzać paliwa kopalne, bo są niezbędne w medycynie i przemyśle chemicznym i musimy ich zasoby pozostawić także przyszłym pokoleniom - mówi prof. Zbigniew Jaworowski.

Na świecie trwa kontrofensywa naukowców twierdzących, że człowiek nie ma nic wspólnego ze zmianami klimatu, bo te w 95, a może nawet 99 procentach zależą od aktywności Słońca. W latach 1975-98 była ona podwyższona, stąd temperatura na Ziemi rosła, od dekady jest odwrotnie.

- Gdy temperatura oceanów rośnie, paruje z nich więcej dwutlenku węgla. Dlatego zawartość dwutlenku w atmosferze zależy od temperatury na Ziemi, a nie odwrotnie. Człowiek natomiast może się tylko tym procesom przyglądać, ale nie ma na nie żadnego wpływu - mówią naukowcy kwestionujący teorie ekologów.

Ich liczba rośnie, bo już nie są zahukani przez nurt do niedawna dominujący i dyskusja na temat zmian klimatu odżywa na nowo. Wraz z nią pojawiają się pytania, komu zależało na promocji mitu o ociepleniu i manipulowaniu danymi o temperaturze w celu ograniczenia emisji CO2 do atmosfery. Profesor Jaworowski i na ten temat ma swoja teorię.

- Wielkie lobby przemysłowe Zachodu liczyło, że pod pretekstem walki z ociepleniem uda się powstrzymać rozwój gospodarek państw Trzeciego Świata i pozostawić monopol na bogacenie się w rękach zamożnych - uważa kenijski ekonomista James Shikwati.

Profesor Zbigniew Jaworowski idzie jeszcze dalej:
- To jest spisek mający na celu podważenie fundamentów cywilizacji przemysłowej i odebranie miliardom ludzi jej zdobyczy.

Czy to oznacza, że ekolodzy nawołujący do promowania czystych technologii i klimatolodzy mówiący o wpływie człowieka na temperaturę Ziemi definitywnie przegrali? Nawet ich przeciwnicy nie idą na razie tak daleko.

- Dwutlenek węgla w atmosferze ma niewielki i na pewno nie decydujący wpływ na klimat. Kształtuje go wiele czynników, które musimy starannie zgłębiać. Chodzi tylko o to, by nie skupiać się na jednym, którego wpływ na globalną temperaturę jest bardzo wątpliwy - tłumaczy prof. Leszek Marks.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska