Koniec z wykupem mieszkań za grosze

Tomasz Gdula
fot. sxc
Przez ostatnie 1,5 roku prawie milion ludzi wykupiło od spółdzielni w całym kraju mieszkania po śmiesznie niskich cenach. Teraz my wszyscy będziemy musieli dopłacić brakującą różnicę.

Ustawa o preferencyjnym wykupie mieszkań spółdzielczych weszła w życie latem 2007 i już wtedy budziła kontrowersje. Przeważali jednak zwolennicy tezy, że jeśli lokator spłacił spółdzielni koszty budowy mieszkania, powinien automatycznie stać się jego właścicielem. Nowe prawo ucieszyło setki tysięcy Polaków, którzy ochoczo zaczęli składać w spółdzielniach wnioski o wykup "M" za kwoty często nie przekraczające tysiąca złotych.

- To rozbój w biały dzień - grzmieli prezesi spółdzielni, zmuszani do pozbywania się majątku wartego setki tysięcy złotych za niewielką część jego wartości. Nie mieli jednak wyjścia: każdy złożony wniosek trzeba było przyjąć i rozpatrzyć w ciągu trzech miesięcy. Za utrudnianie wykupu włodarzom spółdzielni groziło do pięciu lat więzienia, więc wszyscy posłusznie realizowali przepisy ustawy, choć się z nią nie zgadzali.

Obecnie z prawa do wykupu własnego "M" nie skorzystało jeszcze około 350 tys. uprawnionych. Czy ich wnioski przejdą, nie wiadomo, bo w środę (17 grudnia) Trybunał Konstytucyjny uznał, że przepisy są niezgodne z ustawą zasadniczą i dał Sejmowi rok na ich zmianę.

- To znaczy, że ja swojego mieszkania już nie wykupię? - martwi się pani Karolina z Kędzierzyna-Koźla, która dopiero co wróciła z pracy w Irlandii i zamierzała złożyć wniosek do Robotniczej Spółdzielni Mieszkaniowej "Chemik".

Panią Karolinę podobnie jak innych spóźnialskich może spotkać przykra niespodzianka: chociaż przepisy o preferencyjnym wykupie spółdzielczych "M" wciąż obowiązują, może się okazać, że będą bojkotowane, skoro i tak wiadomo, że najpóźniej w grudniu 2009 zostaną uchylone.
W spółdzielniach nikt nie zapowiada utrudnień, ale nieoficjalnie można usłyszeć, że wraz z orzeczeniem Trybunału nastąpi wyraźne spowolnienie realizacji korzystnych dla lokatorów transakcji.

Prezesi spółdzielni otwarcie mówią też, że wystąpią do Skarbu państwa o odszkodowania.

- Jeśli ktoś zmusił spółdzielnie do niekorzystnego rozporządzania ich majątkiem, powinien teraz zrekompensować straty wynikłe z tego tytułu - uważa Franciszek Dezor, prezes opolskiej Spółdzielni Mieszkaniowej "Przyszłość". Podobnego zdania są jego koledzy w całej Polsce, zapowiadający wystąpienie z roszczeniami do Skarbu Państwa. Wartość ewentualnych odszkodowań może sięgnąć wielu miliardów złotych, które będą musieli wyłożyć podatnicy.

Ale nie tylko prezesi od początku ostro protestowali przeciw możliwości przekształcania mieszkań spółdzielczych we własnościowe za kwoty sięgające najwyżej kilku tysięcy złotych. Niezadowoleni byli też niektórzy spółdzielcy.

- Ja za swoje "M" musiałem słono zapłacić i nikogo nie interesowało, że nie mam z czego - opowiada pan Józef, do niedawna mieszkaniec Kędzierzyna-Koźla. Od lat nosił się z zamiarem przenosin do Katowic, gdzie osiadły jego dzieci, i dlatego już niemal przed dekadą wykupił swoje mieszkanie od Robotniczej Spółdzielni Mieszkaniowej "Chemik". - Zapłaciłem kilkadziesiąt tysięcy, a sąsiad w tym roku wykupił swoje mieszkanie piętnaście razy taniej. Gdzie tu sprawiedliwość?! - oburza się pan Józef.

I trudno mu odmówić racji, lecz z drugiej strony trzeba ją przyznać posłowi PiS Łukaszowi Zbonikowskiemu, reprezentującemu Sejm podczas rozprawy przed Trybunałem Konstytucyjnym. Swoje racje argumentował on tak: osoby, które przez wiele lat uiszczania opłat na rzecz spółdzielni spłaciły koszty kredytu i budowy mieszkania, powinny stać się jego właścicielami.

- Trybunał uznał, że spółdzielnia mieszkaniowa, która nie dała ani złotówki na mieszkanie, jest jego właścicielem, a lokator, który za to mieszkanie zapłacił, nie jest. To kuriozum, absurd - komentuje poseł Zbonikowski.

Jednak Trybunał Konstytucyjny ustami ogłaszającej orzeczenie sędzi Ewy Łętowskiej stwierdził, że "spółdzielnia to nie biurokratyczny zarząd, jak zwykle jest postrzegana, tylko korporacja spółdzielców". W tej sytuacji nie wolno traktować jednych spółdzielców lepiej, sprzedając im mieszkania za grosze, podczas gdy od innych żądano rynkowych cen.
- Nie mogą jedni bogacić się kosztem innych - podkreśliła sędzia Łętowska.

Wyrok Trybunału jest ostateczny i nieodwołalny, ale ci, którzy już wykupili swoje "M" na mocy kontrowersyjnej ustawy z 2007 roku, mogą spać spokojnie. Prawo nie działa wstecz, więc nikt nie każe im teraz dopłacać.

- U nas z przepisów zakwestionowanych w środę przez Trybunał skorzystało dotychczas około tysiąca osób - informuje Franciszek Dezor, prezes opolskiej "Przyszłości".

W całym kraju podobnych transakcji zawarto niespełna milion. Czy czekające w kolejce 350 tysięcy będzie mogło zrealizować swoje marzenia o tanim wykupie mieszkania, zależy teraz od dobrej woli spółdzielni i od Sejmu. Ten ostatni ma rok na znowelizowanie ustawy o spółdzielczych "M". Jeśli zdoła ją napisać tak, by lokatorzy nie stracili dotychczasowych uprawnień, a konstytucja nie była przy tym naruszona, trzęsienia ziemi nie będzie. W przeciwnym razie podatnicy będą musieli zapłacić albo za odszkodowania dla spółdzielni, albo za rekompensaty dla tych, którzy swoje mieszkania wykupili wcześniej po wysokich cenach - takich jak pan Józef mieszkający do niedawna w Kędzierzynie-Koźlu.

Być może z punktu widzenia spółdzielni i ich członków można wypracować korzystne rozwiązania. Z punktu widzenia podatników to niestety niemożliwe.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska