Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Korepetycje. Konieczność dziejowa. Nie są tanie, ale według rodziców są niezbędne

Jakub Roszkowski
Jakub Roszkowski
Wojciech Lesner
Wojciech Lesner
Sami korepetytorzy potwierdzają, że zainteresowanie dodatkowymi zajęciami jest teraz ogromne
Sami korepetytorzy potwierdzają, że zainteresowanie dodatkowymi zajęciami jest teraz ogromne fot. archiwum Polska Press
Godzina matematyki dla ucznia podstawówki to wydatek przynajmniej 60 złotych. Stawka dla licealisty wynosi 80, a dla studenta 200 zł. Korepetycje to już duży biznes. Ma się coraz lepiej, bo system edukacji w Polsce z roku na rok jest gorszy. Płatne dokształcanie stało się koniecznością. - Programy są przeładowane, a wśród nas są tacy, którzy nie kochają tego zawodu - przyznają z rozbrajającą szczerością niektórzy nauczyciele.

Pani Helena, mama 15-letniego Marcina i 18-letniej Natalii, przyznaje, że miesięcznie na dodatkowe „lekcje” dla dzieci wydaje aż 2500 zł.

- I mówimy tylko o wsparciu z przedmiotów egzaminacyjnych, czyli z języka polskiego, matematyki, języka obcego oraz z przedmiotów rozszerzonych na maturze - wylicza koszalinianka. Co roku robi przegląd ofert i wybiera, jej zdaniem, najlepsze. Ceny w Koszalinie wahają się od 50 zł do nawet 150 zł za godzinę. - Tyle chce korepetytor z biologii, praca indywidualna. Ale wiem, że w Koszalinie jest nauczycielka, która inkasuje też 250 zł za godzinę za biologię dla kandydatów na medycynę - dodaje.

Mariusz, tata 14-letniej Julii, korepetycji nie opłaca.

- Ale zrobiła się ewidentnie moda na dodatkowe lekcje z matematyki, historii, języka polskiego i obcego - uważa nasz rozmówca. - Córka powiedziała mi kiedyś, że jak chcę, by miała lepsze oceny, muszę jej opłacić korki. Tak powiedziała - śmieje się pan Mariusz.

- Podstawa programowa jest mocno przeładowana. Nauczyciele realizują ją, bo są do tego zobligowani. Często brakuje czasu na utrwalanie wiedzy i indywidualizację. Poza tym potencjał uczniów w klasie jest bardzo zróżnicowany, więc wprowadzenie indywidualnego podejścia do ucznia jest bardzo utrudnione. Jeżeli uczeń jest słaby, to na pewno potrzebuje dodatkowych zajęć. W wielu szkołach organizowane są konsultacje, kiedy nauczyciel może coś wytłumaczyć, ale najczęściej uczniowie boją się na nie przychodzić, więc sięgają po korepetycje - zauważa Bożena Mrozek, wieloletnia nauczycielka chemii ze Słupska.

- Od wielu lat mamy słaby nabór do zawodu nauczyciela, co związane jest z płacami. Ktoś, kto jest bardzo zdolny, poszukuje wiedzy, wybiera inne kierunki. Do naszego zawodu często trafiają przypadkowi ludzie, którzy nadążają za nowymi metodami pracy. Mamy nauczycieli, którzy nie kochają tego zawodu i nie starają się postępować tak, żeby uczniowie jak najwięcej wynieśli z lekcji. Uczeń się zniechęca, jak nie osiąga sukcesów. Brakuje mu wiedzy i zaczyna unikać lekcji. Jeżeli rodzice nie pomogą, dziecko zostaje na straconej pozycji. To też jest przyczyną, dlaczego potrzebne są korepetycje - podkreśla Mrozek.

Sami korepetytorzy potwierdzają, że zainteresowanie jest teraz ogromne, ale - podkreślają - tak jest zawsze przed ważnymi egzaminami. Potwierdzają, że język angielski i matematyka są najpopularniejsze, u studentów kosztują 50-60 zł za godzinę, u nauczyciela 70-100 zł za godzinę, a u egzaminatora nawet 130 zł za godzinę. Najdroższe są biologia, chemia i fizyka, kosztują od 180 zł do nawet wspomnianych 250 zł za godzinę lekcyjną.

- Wielu nauczycieli udziela korepetycji online. To naprawdę ogromne ułatwienie dla mnie, bo nie muszę syna wozić, a i cenowo jest to atrakcyjne. Płacę 60 zł za godzinę nauki. Lekcja twarzą w twarz, na żywo, kosztowałaby minimum 75 zł - opowiada pan Rafał, ojciec Kuby, ucznia klasy ósmej w szkole w Koszalinie.

- Korepetycje powinny być mądrze kierowane. Jeżeli mam jakieś słabe oceny, nie daję sobie rady - najczęściej w przedmiotach ścisłych, nie ukrywajmy - to korepetycje powinny polegać na uzupełnieniu braków, zrozumieniu materiału, ale dalej na próbach samodzielnego działania. One nie powinny być długoterminowe, tylko krótkoterminowe. Panuje też stereotyp, że korepetycje skierowane są tylko do słabych uczniów. One są również potrzebne tym wybitnym uczniom, którzy potrzebują powyżej 80 proc. z rozszerzeń maturalnych, żeby dostać się na studia - uważa Bożena Mrozek.

Rodzice uczniów czy studenci nie muszą się raczej obawiać, że będą mieli problem ze znalezieniem korepetytorów - nauczycieli udzielających korepetycji jest sporo. Pamiętajmy jednak, że od podatku tych wydatków sobie nie odliczymy. Na paragon raczej nie ma co liczyć. Zresztą, nikomu na tym za bardzo nie zależy. Z paragonem byłoby przecież jeszcze drożej. A skarbówka sama przyznaje: - Mamy naprawdę poważniejsze sprawy o cięższym gatunku niż to.

- Reagujemy, ale przede wszystkim wtedy, gdy otrzymamy bezpośrednie zgłoszenie - mówi nam Maciej Koniuszewski z Krajowej Administracji Skarbowej w Szczecinie. - Dodam jednak, że takich zgłoszeń właściwie nie ma. Kontrole w tym zakresie są tematem... niszowym.

- Można sądzić, że obecna „ministra” edukacji (bez narodowej) ma prostą koncepcję na walkę z korepetycjami - zakaz korepetycji, jak zakaz prac domowych i pewnie kolejne pomysły na jakieś zakazy i nakazy - uważa Maciej Kopeć, wieloletni nauczyciel historii i były podsekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej.

- Z pracami domowymi i korepetycjami można próbować sobie radzić, tak jak w różnych państwach, poprzez całodzienny pobyt ucznia w szkole i tam prowadzone dodatkowe zajęcia i konsultacje. W praktyce może to jednak oznaczać całkowity brak wiedzy rodzica o tym, co dzieje się w szkole i o faktycznych postępach edukacyjnych ucznia.

W opinii Kopcia stoi to też w sprzeczności z ambicjami wielu rodziców, którzy chcą jak najlepszej edukacji jako warunku przyszłej kariery swojego dziecka. M.in. skutkowało to po 1989 roku dynamicznym rozwojem szkolnictwa niepublicznego.

- Nieco prowokując, można też wprowadzić w życie sugestie zawarte w raporcie NIK dotyczącym matematyki. Po prostu znieść egzaminy z tego przedmiotu i problem korepetycji „sam” się rozwiąże - mówi z przekąsem były wiceminister edukacji.

- Jest faktem, że liczba godzin pobytu ucznia w szkole, tzw. ramówki (tygodniowa liczba godzin z danego przedmiotu), zakres podstawy programowej, pensum nauczyciela (w tym liczba godzin dydaktycznych i inne obowiązki oraz wynagrodzenie) mają istotny wpływ na „konieczność” dodatkowej pracy ucznia poza szkołą (zadania domowe, korepetycje). Wymagałoby to poważnej dyskusji po zakończeniu wprowadzanej od 2017 roku reformy (jej ostatnim elementem jest matura w 2024 roku), głosu ekspertów, badań edukacyjnych i szerokiego konsensusu społecznego co do kierunku zmian, a nie działań na chybił trafił - kończy ekspert.

Jak podaje portal sosdlaedukacji.pl bardzo trudno o zweryfikowane i aktualne dane w tym zakresie skali zjawiska. Najbardziej wiarygodnymi danymi posłużył się w 2014 roku Przemysław Ziółkowski w tekście opublikowanym w czasopiśmie Studia Dydaktyczne („Korepetycje: wsparcie czy porażka współczesnej dydaktyki?” nr 26, str. 281-297) przytacza liczby „lekcji prywatnych” dla wybranych krajów, ale nie pochodzą one z tego samego rocznika.

I tak: stosunkowo najmniejszy zasięg miały korepetycje w Niemczech (korzystało z nich 14,8 proc. uczniów w 2010 r.), Kanadzie (18 proc. - ale to dane z 1997 roku) i Wielkiej Brytanii (20 proc. w 2007 roku). W Portugalii, Słowacji, Chinach i Japonii w 2007 roku z dodatkowych zajęć korzystało od 55 do 65 proc. uczniów. W tym samym przedziale znalazła się Polska (67 proc. uczniów). Jeszcze szerszy był zasięg w Kenii, Grecji i Azerbejdżanie (86-90 proc. uczniów w podobnym okresie).

Z dużą pewnością można stwierdzić, iż dziś z korepetycji korzysta jeszcze więcej uczniów.

od 7 lat
Wideo

Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera