Świat nam ją wytyka, a my się lubimy na nią święcie oburzać. Okazuje się jednak, że w społeczeństwie istnieje spore na nią przyzwolenie. Gdzie najczęściej ją spotykamy? Czy ktoś da wiarę, że w Polsce biorą w łapę już nawet przewodnicy turystyczni? Jak wygląda Polska korupcja A.D. 2002?
Od złodzieja do lobbysty
Jak obliczyli eksperci Banku Światowego, przeprowadzenie przez polski parlament ustawy to łapówka wysokości kilku milionów dolarów. Politycy mają wręcz nieograniczone możliwości brania w łapę. Biorą od wielkich koncernów, które robią w Polsce interesy. Bywa, że całe branże skrzykują się, żeby coś korzystnego dla siebie załatwić. Biznes dociera bezpośrednio do polityków, np. członków rządu, ale częściej do ich asystentów, bądź doradców. Tak było w przypadku Zbigniewa F., doradcy byłego wiceministra obrony narodowej Romualda Szeremietiewa. Doradca jest teraz oskarżony o próbę wyłudzenia łapówek, został zresztą w ostatniej chwili wciągnięty przez funkcjonariuszy UOP do helikoptera, kiedy promem uciekał do Szwecji.
Nieograniczoną władzę mają politycy w spółkach skarbu państwa. Wiele z tych firm ledwo zipie, nie jest to jednak przeszkodą, by wypompowywać z nich grube miliony do prywatnych firm, powiązanych z owymi politykami.
Jak powszechnie wiadomo, politykom najlepiej powodzi się już po złożeniu urzędów. Zakładają wtedy prywatne firmy, najczęściej branży doradczo-konsultingowej, żerując w sektorze związanym ze skarbem państwa. Rekord prywaty - ujawniony przez media! - pobił były wiceminister finansów, Witold M., który najpierw doprowadził do uchwalenia luk podatkowych, a po rezygnacji z funkcji założył prywatne biuro doradztwa podatkowego i brał od firm ciężkie pieniądze za... wskazywanie tych luk, umożliwiając kiwanie fiskusa.
W ostatnich latach coraz większą rolę odgrywają lobbyści, czyli ludzie, którzy zawodowo i oficjalnie zajmują się przekonywaniem polityków do forsowania korzystnych dla ich pracodawców rozwiązań. Jeszcze kilka lat temu poseł, który posiadał firmę produkującą gaśnice, namawiał kolegów do takiej zmiany prawa, która zapewni mu lepszy zbyt tychże gaśnic. Dziś takie tematy załatwiają raczej zawodowi lobbyści.
Hipermarket, hiperkant
Wystarczy biurko z szufladą i pieczątką, by dobrze żyć, nie przemęczając się zanadto. Biurko może być postawione np. w urzędzie gminy, w starostwie powiatowym. Polskie prawo ma w dużym stopniu charakter uznaniowy, co powoduje, że urzędnik bywa panem naszego losu. Od jego przychylności zależy, czy daną sprawę załatwi w trzy godziny, czy trzy tygodnie. Dobrze być urzędnikiem, ale nie tak łatwo się załapać. Wiedzą coś na ten temat absolwenci uniwersytetów, których cv - bez odpowiedniej protekcji - żółkną w przepastnych szafach działu kadr.
Ostatnio kilku wysokich stopniem samorządowców wylądowało za kratkami, co może być ostrzeżeniem dla pozostałych. Spektakularne było zamknięcie prezydenta i wiceprezydenta Łodzi za wzięcie łapówek od właścicieli sieci hipermarketów. Zagraniczne firmy, które wchodzą do polskich miast z wielkimi inwestycjami, oficjalnie zresztą przyznają, że ok. 10 procent budżetu idzie na łapówki dla miejscowych elit. Takie wpadki jak w Łodzi zdarzają się jednak rzadko. Bo problem w tym, że kiedy "dwie strony chcą naraz", zjawisko jest praktycznie nie do wykrycia.
Na lewo dorabia nie tylko sektor publiczny. Pracownicy dużych firm (również prywatnych), od których zależy wybór wykonawcy intratnego zlecenia, zwykli pobierać od 10 do 20 procent kwoty widniejącej na fakturze. Takie numery nie przechodzą tylko w małych rodzinnych firmach, gdzie właściciel ma wszystko i wszystkich na oku.
Od koperty do skóry
Pewien stołeczny lekarz postanowił wydać wojnę korupcji wśród kolegów z pracy. Niemal natychmiast został okrzyknięty oszołomem i zmarginalizowany przez własne środowisko.
Bo w Polsce nikogo już nie oburza butelka dobrego alkoholu wręczana lekarzowi. Ludzie kręcą jednak głowami, kiedy dowiadują się, że "wypada" dać kopertę za poważny zabieg, czy operację. Kręcą głowami, ale dają. Problemem bywa ustalenie kwoty. Bo pan leżący pod oknem dał dwa tysiące, a pani, którą wczoraj wypisali do domu, dała tylko osiemset. Ile wypada? - gorączkują się schorowani ludzie, bo nie od dziś wiadomo, że zdrowie jest najcenniejsze.
Korupcja w środowisku medycznym nie polega tylko na prymitywnym braniu kopert. Nie od dziś wiadomo, że wielu lekarzy "siedzi w kieszeni" wielkich koncernów farmaceutycznych, w skrajnych przypadkach zamieniając się w akwizytorów leków danego producenta. Ludzie nie mają oczywiście pojęcia, że ten sam lek można kupić w aptece trzy razy taniej, tylko pod inną nazwą.
Przeciętny lekarz - jak wiadomo - swoje legalne źródła dochodu czerpie co najmniej z kilku źródeł, w związku z czym nieustannie jest w biegu - ze szpitala do spółdzielni, ze spółdzielni do prywatnego gabinetu. Ten gabinet to często kawalerka lub adoptowana suszarnia z ciasnym korytarzykiem, na którym tłoczą się chorzy. Z niezbitym przekonaniem, że doktor inaczej leczy, jak się do niego przyjdzie "prywatnie".
Jak bardzo demoralizująca bywa żądza pieniądza, przekonali się wszyscy po ujawnieniu sprawy "łowców skór" z Łodzi. Pracownicy łódzkiego pogotowia ratunkowego handlowali tam zwłokami i - wiele na to wskazuje - uśmiercali niektórych pacjentów. Proceder toczył się kilka lat i nie wzbudził najmniejszego zainteresowania organów bezpieczeństwa państwa. Mimo tego, że rodziny chorych zgłaszały swoje wątpliwości prokuratorom i policjantom. Dopiero śledztwo dziennikarskie przyniosło efekt w postaci ogólnonarodowego szoku i serii aresztowań.
Przy szosie
i pod szlabanem
Policjanci zginęli na służbie zastrzeleni przez członków mafii - słyszymy coraz częściej w telewizyjnych serwisach. Kolejne informacje mówią o zatrzymaniu szajki przestępców, której członkami byli... policjanci. Już dawno w polskiej policji nie było tak czarnej serii. Kiedy jedni policjanci giną i odnoszą rany w walce z bandytami, ich koledzy wchodzą w przestępcze układy z tymi samymi zbirami. Nie ma tygodnia, by nie ujawniono faktu współpracy policjantów z gangami samochodowymi lub narkotykowymi. Wielu policjantów powoduje też wypadki, jeżdżąc po alkoholu. Warto dodać, że mija dekada od przełomowego tekstu "Gazety Wyborczej" "Korupcja w policji poznańskiej", który złamał pewne tabu, funkcjonujące również w mediach.
Przeciętny obywatel policję spotyka jednak głównie przy drodze (z radarem). I dziękuje Bogu, że ciągle jest wielu funkcjonariuszy, z którymi się "można dogadać". Wiedzą coś na ten temat Opolanie jeżdżący samochodami z niemieckimi tablicami. Jak twierdzą stali podróżni, banknoty euro szczególnie podobają się policjantom z odcinka, który przebiega przez województwo dolnośląskie.
Celnicy kokosy mieli na początku lat 90., kiedy to jak grzyby po deszczu rosły w pasie przygranicznym ich gustowne wille. Prasa otwarcie pisała o stawkach za przepuszczenie trefnego TIR-a, a drobni ciułacze czekali na poboczach w przemytniczych autokarach, aż przyjdzie odpowiednia zmiana z zaufanymi celnikami. Ostatnio na granicach słychać głównie o gangach, które zajmują się przemycaniem do Niemiec Azjatów z republik ogarniętych wojną. Ale władza przykłada się do tępienia tego procederu - Wielki Brat z Brukseli patrzy...
* * *
Czy jest w Polsce branża zupełnie odizolowana od problemu korupcji - zastanawialiśmy się w redakcji? Pytanie na miejscu, bowiem coraz częściej dowiadujemy się, że w łapę biorą ludzie, których trudno było o to posądzać. Na przykład przewodnicy turystyczni z dużych polskich miast. Biorą oni łapówki od właścicieli sklepów z pamiątkami, biżuterią itp. Układ funkcjonuje tak, że wszyscy są zadowoleni. Również turyści, którzy tkwią w przekonaniu, że pan przewodnik prowadzi ich do "pewnego sklepu", gdzie nikt ich nie oszuka...
Paradoksalnie fakt, że tak często mówi i pisze się ostatnio o korupcji, może świadczyć o tym, że wreszcie ktoś się poważnie zabrał za jej zwalczanie.
Oby to była prawda.
Pytanie do Czytelników: W jakich okolicznościach byliście zmuszeni dać łapówkę? Czy zetknęliście się z korupcją?
Prosimy o listy na adres: "Nowa Trybuna Opolska", ul. Powstańców Śląskich 9, 45-086 Opole. E-mail: [email protected]
Korupcja nasza powszednia...
Rys. Andrzej Czyczyło
Mówią, że jest jak rak toczący życie społeczne i gospodarcze, że prowadzi do rozkładu moralnego, promuje złe decyzje gospodarcze, nagradza cwaniaków, marginalizuje uczciwych, ale "nieżyciowych".