Koszmar lokatorów z ulicy Waryńskiego w Opolu

fot. Witold Chojnacki
Józef Rolny: - W tej kamienicy mieszkam od 64 lat. Teraz mnie, ślepemu i staremu przyjdzie się stąd wyprowadzić.
Józef Rolny: - W tej kamienicy mieszkam od 64 lat. Teraz mnie, ślepemu i staremu przyjdzie się stąd wyprowadzić. fot. Witold Chojnacki
Czterech ostatnich i najstarszych lokatorów prywatnej kamienicy w Opolu musi opuścić budynek, bo nie stać ich na czynsz. - Nowy właściciel dał mi pismo, żebym do końca stycznia opuścił mieszkanie - rozpacza 88-letni Józef Rolny.

- Gdzie taki stary człowiek jak ja może się podziać? - zastanawia się pan Józef. - A ja tutaj mieszkam od 64 lat. Kiedy dostałem przydział na to mieszkanie, płonęło jeszcze Opole, a ulica Waryńskiego nazywała się Polna. Jestem repatriantem i żołnierzem AK, zaraz po wojnie przyjąłem się na pocztę, przez rok pracowaliśmy tam za ciepły posiłek… Ale kogo to dzisiaj obchodzi?

Pan Józef próbuje odnaleźć w stercie dokumentów wniosek o opuszczenie mieszkania. Trudno mu, bo już ledwo widzi. Na stoliku leży kilka dyktafonów, to jego książki telefoniczne. - Na jedno oko widzę już tylko w 10 procentach, a na drugie wcale - tłumaczy. - Teraz mnie, ślepemu i staremu, przyjdzie opuścić mieszkanie.

Nowy właściciel zaczął od zmiany czynszu. Podniósł go do 1,6 tys. złotych miesięcznie, za piecowe 38-metrowe mieszkanie.

- Ja nie mam nawet takiej emerytury, to z czego mu zapłacę? - rozkłada bezradnie ręce pan Józef. - Właściciel wniósł sprawę do sądu o eksmisję i zapłatę ustalonego czynszu. Nachodzi mnie, pyta, kiedy się wyniosę, a ja mu na to, że jak Pan Bóg mnie zawoła, to się zabiorę. Albo jak mi kupi kawalerkę i przeprowadzi, to mu zniknę z oczu. Nie odpuścił nawet w Wigilię, przyszedł przypomnieć, że mam się wynieść z mieszkania.

Stary kredytu nie dostanie
Sąsiadka pana Józefa z trzeciego piętra, 75-letnia Halina Zawadzka, to najmłodsza z czwórki ostatnich lokatorów kamienicy przy Waryńskiego 17. W budynku mieszka od 51 lat. Od wejścia ostrzega, że zimno w mieszkaniu.

- Nie mam piwnicy, więc nie mam gdzie węgla trzymać, a z nowym właścicielem ciężko się rozmawia - tłumaczy.

- Nie starczyło mi na węgiel, bo musiałam wynająć adwokata, nowy właściciel ma 25 lat i nas, starych ludzi, ciągnie po sądach - opowiada zrozpaczona. - Jedna sprawa dotyczy wzrostu czynszu, a druga - żebym opuściła mieszkanie. Takie same sprawy, jakie mają pozostali lokatorzy…
Pani Halina zaczyna płakać.
Mówi, że ciężko budynek ogrzać, bo prawie pusty - na 11 mieszkań tylko cztery są zamieszkane. Zostali tylko oni, najstarsi. I niedołężni.

- Młodsi lokatorzy naszej kamienicy zadłużyli się do końca życia, żeby kupić mieszkania, ale mają już święty spokój - tłumaczy. - A nam, starym, przecież żaden bank już nie udzieli takiego kredytu. Ja ledwo wzięłam pożyczkę na adwokata…

Lokatorzy z Waryńskiego 17 mówią, że nowy właściciel równie dobrze zamiast 1,6 tys. zł mógł zażądać 10 tysięcy czynszu. Dla nich jest to bez znaczenia. Bo żadnej kwoty nie są w stanie płacić. Płacą, tak jak poprzednio - 300 złotych.

Pani Halinie próbuje pomagać synowa.

- Wzięłabym teściowej kredyt, żeby kupić kawalerkę, ale nie mam zdolności kredytowej, bo sami niedawno kupiliśmy niewielkie mieszkanie - tłumaczy Katarzyna Zawadzka. Żeby się wyprowadzić od pani Haliny, która wcześniej przez kilka lat swoje 38 metrów dzieliła z synem, synową i dwójką wnuków.

- Właściciel mnie nachodzi i ciągle pyta, kiedy zabiorę teściową - dodaje synowa pani Haliny. - To mu mówię, że przecież teściowa ma mieszkanie. Skoro kupił budynek z ludźmi, to musiał brać pod uwagę, że nie wszyscy będą mieli się gdzie podziać.

Podpiszecie, to dostaniecie
Synowa pani Haliny mówi, że najpierw właściciel chciał, żeby w imieniu teściowej zgodziła się na zmianę umowy najmu, ze stałej na czas określony. - Od razu było oczywiste, że po to, by szybciej się nas pozbyć - mówi pani Katarzyna. - Odmówiłam.

Podobną propozycję nowy właściciel złożył 85-letniej Stanisławie Marenin, lokatorce z parteru. Mieszka tam od 40 lat. Teraz już nie chodzi, dlatego od ośmiu lat opiekuje się nią wnuk.

- Namawiał, żeby zgodzić się na umowę na czas określony - mówi Sławomir Chopkowicz, wnuk pani Stanisławy. - Przekonywał, że jak babcia podpisze, to miasto jej zaraz przyzna mieszkanie. Babcia w dobrej wierze pewnie by już dawno podpisała, ale ja miałem wątpliwości. Bo skąd ta pewność, że "lokalówka" od ręki coś tym ludziom przydzieli?
Chopkowicz skarży się, że we wrześniu właściciel zakręcił babci wodę. Wszedł z majstrem na chwilę, niby sprawdzić instalację wodną, ale zdjął wodomierz i zaślepił dopływ. - Wszystko przed babcią ukrywamy, bo jak tylko słyszy o tym zamieszaniu, to zaraz płacze - mówi wnuk Stanisławy Marenin. - Potem wymazał nazwisko babci z domofonu, przez co nie zawsze poczta docierała.

Pan Sławomir mówi, że kilka miesięcy temu właściciel sam zobowiązał się wypłacić im pieniądze, żeby tylko się wyprowadzili. - Kontaktował się przez naszego mecenasa, zaproponował, że mamy wyznaczyć satysfakcjonującą nas sumę, to powiedziałem 50 tys. złotych - twierdzi wnuk pani Stanisławy. - Ale przystał na dziesięciokrotnie mniejszą kwotę. A gdzie ja dziś znajdę kąt za 5 tysięcy?

W dobrej wierze dokument podpisał Józef Rolny.

- Nowy właściciel przyszedł do mnie wiosną - mówi pan Józef. - Powiedział, że to tylko może nam pomóc. Podpisałem, nie widząc pisma, uwierzyłem jego słowom.

Okazało się, że podpisał zgodę na zmianę umowy ze stałej na okresową. Czyli wyrok na siebie.

Jestem już dogadany
25-letni właściciel budynku przy Waryńskiego 17 już na początku rozmowy zastrzega, że nie jest osobą publiczną, więc nie życzy sobie występować w tekście z nazwiska. Czy liczył się z tym, że kupując kamienicę z lokatorami może mieć kłopoty?

- To nie są żadne kłopoty, bo przecież z jedenastu lokatorów pozostało już tylko czterech, a z dwójką z nich się dogadałem - bagatelizuje sprawę. - Ci ludzie nie powinni się czuć pokrzywdzeni, bo to im w Polsce sprzyja prawo, a właściciel musi jego uciążliwość samodzielnie znosić. Bo żeby pozbyć się lokatora, trzeba mu zrobić eksmisję i na końcu, tak czy owak, zapewnić lokal. Ja nikogo nie zamierzam pozbawiać dachu nad głową, bo przecież dostaną lokale zastępcze od miasta, tylko muszą chcieć to zrozumieć…

Jak dodaje właściciel, nikogo nie nachodzi i nie szykanuje. - Choć jedna osoba żąda ode mnie dużych pieniędzy - twierdzi. - Poza tym ci lokatorzy nie są wcale tacy bezradni. Korzystają z najdroższych adwokatów w Opolu i wiedzą, co zrobić, żeby moje położenie wykorzystać. Poza tym kamienica nie była remontowana od 50 lat, ma m.in. drewniane stropy i przez dwóch lokatorów nie może stać się wizytówką miasta, a jedynie straszy rozpadającą się elewacją i dachem.

Dlatego, jak przekonuje, lokatorzy nie mogą dłużej zostać w budynku, gdyż jego stan techniczny stwarza zagrożenie pożarowe dla mieszkańców. Potrzebny jest remont i on taki planuje.

W Powiatowym Inspektoracie Nadzoru Budowlanego w Opolu mówią, że znają stan tego budynku sprzed ponad roku. Wtedy nie było niczego niepokojącego. - Ale żeby móc dzisiaj się wypowiedzieć, to na polecenie mieszkańców zleciliśmy kolejną ekspertyzę - mówi Sławomir Domański z opolskiego PINB. - Wynik poznamy pod koniec stycznia.

- Ja wiem, że to własność prywatna, ale skoro budynek nam zagraża, to czemu właściciel przyjmuje nowych lokatorów - pytają ostatni mieszkańcy kamienicy przy Waryńskiego.

Pana Józefa reprezentuje w sądzie z urzędu Monika Grozdanovic.

- To jest trudna sprawa ze względów moralnych - mówi pani mecenas. - Mojemu klientowi formalnie należy się prawo do lokalu socjalnego. Etycznie wątpliwa jest zamiana otoczenia 88-letniego schorowanego, niewidomego człowiekiem, który jest w stanie poruszać się samodzielnie w najbliższym otoczeniu, tylko i wyłącznie na pamięć.

Pod znakiem zapytania stoi również przyzwoitość warunków, w jakich swój podpis pod kolejną, krótkoterminową umową najmu złożył działający pod presją, wiekowy człowiek. Do tego, co istotne, jest praktycznie niewidomy. Nowy właściciel wystąpił mimo to do sądu o przeprowadzenie eksmisji. Mecenas Grozdanovic przyznaje, że to jest trudna sprawa, bo z jednej strony mamy do czynienia z prawem własności, a z drugiej strony - z wiekowymi ludźmi. - Można w tej sytuacji żywić nadzieję na oddalenie przez sąd pozwu eksmisyjnego.

Aleksandra Tesarz, 81-letnia lokatorka z pierwszego piętra, mieszka też od początku. W przeszłości była pracownicą socjalną w dużym opolskim przedsiębiorstwie. - W naszym zakładzie opiniowałam przydział mieszkań, nigdy w życiu nie przyszło mi do głowy, że ja sama na starość będę w potrzebie - mówi pani Aleksandra.

Ale nie chce dłużej rozmawiać na ten temat. - Właściciel obiecał mi dożywotni lokal, nie chciałabym tego zepsuć - tłumaczy. Na piśmie jednak niczego nie ma. Właściciel jej powiedział, że dostanie przydział na dożywotnie mieszkanie, kiedy już wszyscy inni mieszkańcy opuszczą budynek.

Pani Tesarz jest jedyną z czwórki lokatorów, która nie musi stawać przed sądem. Pozostali czekają na rozprawy, dopiero wtedy będą się mogli ubiegać o mieszkania.

- Ci ludzie formalnie mają gdzie mieszkać, więc nie mogą się ubiegać o lokale z zasobów gminy - wyjaśnia Zofia Lachowicz, naczelnik wydziału lokalowego Urzędu Miasta w Opolu.

- To jakiś koszmar - pan Józef ukrywa twarz w dłoniach. Bezradnie przy stole milczy pani Halina. Przez kilkadziesiąt lat ciężko pracowali, płacili na czas rachunki i czynsz. Dbali też o kamienicę. Teraz się martwią, czy doczekają na mieszkania socjalne, bo wiedzą, że kolejka jest długa. A jeśli dostaną, to jakie i gdzie. Gdzieś w centrum miasta czy na peryferiach, np. w blokach socjalnych przy ul. Kępskiej lub Odrzańskiej, wśród eksmitowanych za pijaństwo, awantury i zaległości czynszowe.

- Żeby było tylko blisko przychodni na Waryńskiego! - modli się pan Józef. Do przychodni, pod jego domem, schodzi dwa razy dziennie, ma cukrzycę, pielęgniarki wyznaczają mu poziom cukru, bo sam nie może. Nie widzi przecież.

- To bulwersująca sprawa - mówi opolski poseł PSL Stanisław Rakoczy. - Obiecuję, że trafi na biurko minister Jolanty Fedak, szefowej resortu pracy i spraw społecznych.

Poseł dodaje, iż na tym przykładzie widać: trzeba zmienić prawo i kilka ustaw. Przypadek lokatorów z ul. Waryńskiego dowodzi też, że opiekuńczość i nadzór państwa musi istnieć.

- Trzeba uregulować, kto i w jakim wieku może liczyć na pomoc - tłumaczy Stanisław Rakoczy. - Być może gmina powinna dofinansowywać wiekowym osobom czynsz do wysokości ceny rynkowej. Postaram się pomóc lokatorom kamienicy przy Waryńskiego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska