Koźle Port jak amerykański Bronx

fot. Daniel Polak
Młodzi chłopcy wolą zakrywać twarze. - Obcy to wróg - tłumaczą.
Młodzi chłopcy wolą zakrywać twarze. - Obcy to wróg - tłumaczą. fot. Daniel Polak
Podobno David Lynch chciał tu kiedyś zrobić polski Hollywood. Na razie Koźle Port przypomina Bronx.

Łączysz kciuk z palcem środkowym i wymachujesz nimi w stronę drugiej osoby, tak aby palec wskazujący uderzał o pozostałe. To oznacza "Ch.. ci w d..." - dwunastoletni Dawid z Koźla Portu zna ten gest od kilku lat. Już nie pamięta, kto mu go pokazał pierwszy, ale bardzo mu się spodobał. Wita nim nieznajomych. Nas też tak przywitał.

Koźle Port. Kilka ulic, trzy sklepy spożywcze i tyle samo knajp. Stylowe kamienice wybudowano prawie 100 lat temu. Za Niemca ta dzielnica była wizytówką Koźla. Po wojnie jeszcze o nią dbano, ale coraz mniej. Od dwudziestu lat w pięknych kiedyś, a teraz zdewastowanych mieszkaniach melduje się już tylko biedotę. Dopóki trzymała się komuna, a wraz z nią działał port na Odrze i tutejsza fabryka maszyn, to i dzielnica się trzymała.

- A dzisiaj nie podchodź - mówi Dawid. - Tutaj żyje się na ulicy.
Zbigniew jest czarny od węgla, dopiero co skrobał miał z dna barki. Worek opału pójdzie za 10 złotych. Mieszka z rodziną w kamienicy przy ulicy Żeglarskiej. Krzyczy do grupki młodych chłopaków: 

- Sp... się uczyć! Do domu!
Dziewięcioletni Jarek zamiast książki łapie za piłkę. Skrzykuje kolegów i idą kopać na ulicę pod blokiem.

- A gdzie mamy grać? Tutaj nie ma boiska. Jest jedno za mostem, ale ktoś wysypał tam rozbite szkło - tłumaczy. - Dawaj na główkę! - krzyczy do kolegi.
Tu jest wybór: albo granie w piłkę, albo siedzenie na krawężniku.
- Ostatnią ławkę nam zabrali  - mówi dwunastolenia Ksenia Filipiak.
Jak się siedzi na krawężniku, to ma się marzenia takie same jak na najbardziej wypasionej ławce. Na przykład, żeby kiedyś wybudowali tutaj basen. Ale na razie kąpią się w Kanale Kłodnickim. Przed dwustu laty to był cud inżynierii wodnej. Dziś jest zwykłym bajorem.

- Dwa lata temu utopiła się tu Weronika, chodziła do drugiej klasy. Znaliśmy ją - mówi jeden z chłopców.

Cegłami w radiowóz
Niedługo po Weronice w ruinach fabryki zginął złomiarz.
Jednego, czego w Porcie nie brakuje, to żelastwa.
- Jedni z biedy zbierają złom i szukają węgla, inni z nudów wypatrują wrażeń na ulicy - tłumaczy dwunastoletni Adaś.

Najgorzej było w zeszłe wakacje. Wtedy dzieci nudziły się bardzo. Włamanie goniło włamanie. Niezłą rozrywką był rzut koszem na śmieci. I obrzucanie policyjnych suk cegłami.

- Oni się nikogo nie boją - macha ręką pani Stanisława, właścicielka najpopularniejszego w Porcie baru "U Stasi".

W końcu nie wytrzymali kierowcy miejskich autobusów. Powiedzieli, że po zmroku do Portu nie jeżdżą. Nie udało się, ale do dziś linia nr 2 w MZK, jedna z dwóch w tym rejonie, to kurs podwyższonego ryzyka.
Wtorek, dochodzi piętnasta. Stoimy pod jedną z kamienic z dzielnicowym Tomaszem Wachulcem. Młodszy aspirant zna wszystkich mieszkańców z Portu. Oni go też, dlatego podsłuchują o czym glina rozmawia z "obcymi". Spokojna pogawędka trwa tylko kilka minut.

- Ten pan idzie bić moją mamę! - pod bramą rozlega się krzyk dziecka. Przed sekundą faktycznie przemknął tędy niski podpity mężczyzna. Policjant biegnie na górę, przez chwilę słychać krzyki z klatki schodowej. Jakieś dziecko płacze.
- Jeszcze raz tu przyjdziesz i jedziemy na komisariat - pijany gość słyszy od dzielnicowego ostatnie ostrzeżenie.

- Robię na nocki, a on tu przyłazi - mówi mężczyzna, w którego domu doszło przed chwilą do awantury. - Sam go dorwę, gnoja.
Tomasz Wachulec próbuje zaprowadzić w Porcie porządek. A najlepszym sposobem jest nie straszenie, ale rozmowa.

- Wielu z tych młodych to dobre dzieciaki, tylko trzeba im dać szansę - mówi dzielnicowy.

Tuż przed rozpoczęciem roku szkolnego zorganizował dla nich festyn. Dochód ze sprzedaży jedzenia, loterii fantowej poszedł na podręczniki i przybory szkolne dla dzieci z Portu. Udało się zebrać ponad tysiąc złotych.

W festynowym turnieju piłki noż-nej pomiędzy mieszkańcami okolicznych osiedli najlepsza była reprezentacja Portu.

W poprawczakach nie ma miejsc
- Ta dzielnica jest zepchnięta na margines - przyznaje Teresa Herba, dyrektorka Zespołu Szkół nr 2 w Kłodnicy, z sąsiedniego osiedla.

Młodzi ludzie z Portu chodzą do jej szkoły. To znaczy są tam zapisani.
- Mamy takiego jednego, szkołę traktuje jak więzienie. Jak już nawet tam wejdzie, a my zamkniemy drzwi, żeby nie uciekł przed końcem zajęć, to wyskakuje oknem - opowiada dyrektor Herba.

W gimnazjum jest kilku uczniów z nakazami umieszczenia w placówce wychowawczo-opiekuńczej. Ale nie ma miejsc.

- Bo na miejsce w takim ośrodku trzeba czekać dwa lata - rokłada ręce Teresa Herba.

Kilka lat temu David Lynch chciał zrobić w Koźlu Porcie studio filmowe. Potrzebował starych hal fabrycznych. Może i chciał, ale wybrał Łódź.
- Chyba nie mamy szczęścia - mówi Edek, 57-latek z ulicy Marynarskiej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska