Królewski Ogród Botaniczny w Kew pod Londynem. Rośnie tu 40 tysięcy gatunków roślin

Małgorzata Fedorowicz
Będąc w Anglii, koniecznie powinniśmy odwiedzić Królewski Ogród Botaniczny w Kew pod Londynem. Uchodzi on za najwspanialszy na świecie.

Ostatnia niedziela września. Pogoda sprzyja, a jest co oglądać. Ogród ma aż 162 hektary powierzchni, na których rośnie - pod gołym niebem oraz w szklarniach i palmiarniach - 40 tysięcy gatunków roślin.

Aby go w całości zwiedzić, jak piszą w przewodnikach, trzeba poświęcić jeden dzień. Ale już na miejscu, okazuje się, że nawet tydzień to za mało - jeśli chciałoby się spokojnie przystanąć przy każdym drzewie i przeczytać skąd pochodzi. Nie mówiąc o cudach botanicznych zgromadzonych w szklarniach - pochodzących z najdalszych zakątków świata.

Pierwszy ogród w Kew liczył niespełna cztery hektary, a założyła go w roku 1759 księżniczka Augusta, matka króla Jerzego III. Potem stopniowo się on rozrastał, powiększał o coraz to nowe egzemplarze, a do jego pełnego rozkwitu przyczynił się sir Joseph Banks, przyrodnik i zbieracz roślin, który zajmował się tym miejscem pod koniec XVIII wieku.

Najpierw trzeba koniecznie wejść do palmiarni, zajmującej centralne miejsce w ogrodzie. Widok tej budowli, otoczonej dywanem z różnokolorowych kwiatów, już z daleka zapiera dech. Zaprojektowana w latach 40. XIX wieku przez Decimusa Burtona została okrzyknięta perełką wiktoriańskiej techniki budowlanej. Nie bez powodu: jest olbrzymia, a zarazem bardzo delikatna, wygląda jakby jej ściany zostały bardzo misternie utkane ze szkła.

W środku - ukrop i tłum ludzi. Każdy zdejmuje z siebie, co tylko może. Ale tak musi być, gdyż "w palmiarni mieszkają" rośliny przeniesione z tropików: kwiaty spotykane tylko w niedostępnych dżunglach, które można obejrzeć jedynie na filmach przyrodniczych oraz znane nam, ale bardzo wybujałe: anthurium, storczyki w różnych kolorach i gatunkach, rośliny przypominające irysy, kwitnące kaktusy, cytryny, kawa, ananasy... Nie sposób ich wszystkich wymienić.

Można po dekoracyjnych schodach wejść pod sam dach szklanej budowli i przechadzać się wkoło wybujałych palm, podziwiać kolejne okazy kwiatów i owoców. Jedna z palm, chilijska, ma 20 metrów wysokości i uchodzi za najwyższą, jaką wyhodowano pod dachem. Na specjalnie utworzonych galeryjkach człowiek czuje się jak w środku dżungli, ale długo w tym miejscu nie wytrzyma, gdyż ubranie zaczyna lepić się do ciała, włosy robią się wilgotne. Powietrze jest tak gęste, że zaczyna brakować tchu. Schodzimy więc czym prędzej na dół. Jeszcze tyle jest do obejrzenia.

Idziemy dalej. A po królewskim ogrodzie spaceruje się świetnie, bo nie trzeba się poruszać tylko wytyczonymi ścieżkami. Można też chodzić po nienagannie utrzymanych trawnikach - nie ma żadnych zakazów. A mimo to trawa jest gęsta, idealnie utrzymana, aż człowiek zadaje sobie pytanie: jak im się to udaje? Miło jest spotkać po drodze prawie oswojonego pawia czy wiewiórkę. Na trawnikach są również poustawiane ławki, aby przysiąść na nich i odpocząć. O wszystkim ktoś pomyślał. Widać, że spacerowicz jest tu traktowany jak mile pożądany gość, a nie - jak intruz.
Nietrudno jednak zauważyć, że Anglicy, którzy tej niedzieli (pewnie jak i każdej innej) przyszli tu licznie z całymi rodzinami, szanują to miejsce. Nigdzie nie widać porzuconego papierka, nikt nic nie zrywa, nie łamie, specjalnie nie depce. Ławki są jak nowe.

Wchodzimy do cieplarni imienia księżnej Walii, składającej się z dziesięciu pomieszczeń. W jednej z nich lilie mają wręcz gigantyczne liście, na których mógłby się położyć człowiek średniego wzrostu. Na liliami - zwisają rośliny mięsożerne w kształcie woreczków, które otwierają się i zamykają, gdy wpadnie do nich owad.
Królewski Ogród Botaniczny jest wpisany na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego. Spełnia różnorodną rolę. Nie "służy" tylko do oglądania w nim roślinnych okazów, ale też odbywają się w nim wykłady, warsztaty dla szkół, a nawet raz w roku - wykwintne kolacje, którym towarzyszą pogadanki o roślinach.

Dla dzieci zorganizowano centrum zabawy i edukacji pod nazwą Climbers and Creepers. Atrakcją jest także nocne zwiedzanie ogrodu w wyznaczone dni. Można to robić na piechotę lub wsiąść do elektrycznej kolejki i ruszyć w botaniczną podróż.

Zbliżamy się do kulminacyjnego punktu. W szklarni, w której urządzono ogród kaktusowy i bagienny, znajduje się roślina okrzyknięta jednym z pięciu ogrodowych cudów świata. To raflezja Amorphophallus titanum, na którą mówi się potocznie: dziwidło olbrzymie. W Kew jest jeden z kilku aktywnych egzemplarzy tej rośliny. W Europie dziwidło mają jeszcze tylko: Ogród Botaniczny Uniwersytetu w Bonn, który umieścił je w swoim logo oraz ogród Hortus Botanicus w Leiden. A na świecie - ogród botaniczny Kebun Raya w Bogorze w Indonezji (niedaleko Dżakarty). W Indonezji kwiat ten widnieje na jednym z banknotów.

Pierwszym Europejczykiem, który odkrył ten kwiat w 1878 roku - prawdopodobnie w lasach na Sumatrze - był włoski botanik Odoardo Beccori. Wysłał on kilka nasion tej rośliny do swojego kraju, a jedno z nich, jakimś trafem, znalazło się w Kew. Dziwidło zakwitło tu po raz pierwszy w 1889 roku, a potem dopiero - w 1926. W przewodnikach można wyczytać, iż przybył wtedy taki tłum, aby go oglądać, że musiano aż wezwać policję do pilnowania porządku.

Dziwidło z jednej strony jest botanicznym cudem, gdyż jego kwiatostan osiąga nadzwyczajne rozmiary - ponad 2,5 metra wysokości i średnicę przekraczającą 1,5 metra. A z pojedynczej bulwy, która waży od 30 do 120 kg, wyrasta kremowa kolba o wysokości od 80 do 330 cm. Otacza ją liściowata pochwa i w takiej postaci można obecnie oglądać tę roślinę w Kew.

Kielich dziwidła, w czasie kwitnienia, ma barwę fioletowo-wiśniową. Roślina jest piękna, kwitnie tylko w nocy, ale...Okazuje się, że strasznie śmierdzi. Wydaje zapach gnijących ryb i zdechłych myszy, który trudno wytrzymać, a czuć ją podobno na odległość 200 metrów. Tak przynajmniej twierdzą ci, którzy mieli jednak to szczęście w jej pobliżu w tym czasie się znaleźć. W Kew dziwidło kwitło po raz ostatni podobno w 1996 r.

A następna taka okazja ma się zdarzyć dopiero za dwadzieścia kilka lat. Dlatego tym razem przy dziwidle tłumów nie było.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska