Królewskie Gimnazjum w Paczkowie

Archiwum
Zdjęcie dawnego gimnazjum, a później liceum przy ul. Kołłątaja w Paczkowie pochodzi z kolekcji widokówek Roberta Miodońskiego i Tomasza Kowala, którą można obejrzeć na wystawie w paczkowskim Domu Kata
Zdjęcie dawnego gimnazjum, a później liceum przy ul. Kołłątaja w Paczkowie pochodzi z kolekcji widokówek Roberta Miodońskiego i Tomasza Kowala, którą można obejrzeć na wystawie w paczkowskim Domu Kata Archiwum
Niezbyt opływający w dostatki Paczków zawsze dbał o edukację mieszkańców. Stąd w 1870 roku powstało Królewskie Gimnazjum, w którym nauki pobierał nawet sam książę Olgierd Czartoryski.

Jako że mieszczanie z uporem dążyli do przekonania władz zwierzchnich o słuszności inwestowania
w nową szkołę, na radzie miejskiej 1 lutego 1870 roku, 16 głosami za i jednym wstrzymującym się, uchwalono decyzje o urządzeniu pełnego gimnazjum. Zgodnie z uchwałą - katolickiego - opowiada Piotr Stachura z biura promocji w paczkowskim magistracie.

Początkowo szkoła mieściła się przy obecnej ulicy Kołłątaja 2, czyli dawnej Schulestrasse, by
po dwóch latach przenieść się do nowo wybudowanego w tym czasie budynku właściwego.

- To musiała być dla miasta niebywale ważna inwestycja, skoro specjalnie pod budowę szkoły rozebrano kawałek muru obronnego, co zresztą wzbudziło w Paczkowie sporo kontrowersji - dodaje Stachura.

15 marca 1875 roku naukę w nowym gimnazjum rozpoczęło 256 uczniów. Gmaszysko robiło spore wrażenie - sale i korytarze były przestronne, monumentalne, a schody szerokie.

Architekturą budynek nawiązywał do renesansu, w związku z czym odznaczał się na tle raczej skromnej, wybudowanej bez zbytniego przepychu starówki Paczkowa.

- Podobny charakter nadano szkolnej kaplicy, wszak tej zabraknąć w katolickim gimnazjum nie mogło - mówi pan Piotr. - Nieco później równie obficie wyposażył ją niejaki prałat Blasche. Hojny, dobrotliwy
ksiądz, który zresztą sam był wychowankiem tejże placówki.Najpewniej chciał zjednać szkole przychylność niebios...

Wnętrze szkolnego gmachu zaprojektował natomiast królewski mistrz budowlany - Renter. Jako że było przestronne mogło pod swym dachem pomieścić wiele światłych umysłów i znamienitych person. Uczniowie zresztą stanowili wielonarodowościową grupę - byli wśród nich zarówno Polacy, jak i Żydzi oraz Niemcy. Zróżnicowanie dotyczyło również wyznań, ponieważ księgi zawierają informacje o zajęciach religii dla katolików i protestantów. Dokumentacja szkolna natomiast wymienia wiele brzmiących znajomo nazwisk nauczycieli i uczniów, np. L.Stempniewicz, K. Sedlaczek, Malinowski Xawery i jego brat Adalbert, hrabia K.Wawelski,A. Karteczko, R. Kowalski itd.

- Dość interesującym wydaje się fakt, że do naszego obecnego zespołu szkół, czyli ówczesnego gimnazjum miejskiego przed wojną uczęszczał, i z powodzeniem je ukończył, sam książę Olgierd Czartoryski. Spokrewniony z pewnością ze znaną arystokratyczną familią - wtrąca Piotr Stachura.

Książę Olgierd, jak podają dokumenty historyczne, był właśnie przedstawicielem jednego z najznakomitszych rodów arystokratycznych. A po ożenku z arcyksiężną Mechtyldą Habsburg stał się istnym uosobieniem wszystkiego, co w ówczesnym ziemiaństwie najlepsze. Miał nie tylko majątek, ale również powiązania z rodami arystokratycznymi, jak i domami panującymi.

Przed zawieruchą wojenną uciekł za granicę i trafił aż do Brazylii. Rodzinie na emigracji
wiodło się nie najlepiej, ale żona ks. Olgierda przewidując burzę wojenną poprosiła o pomoc ambasadora Holandii w przewiezieniu w bagażu dyplomatycznym rodzinnej biżuterii pochodzącej z kolekcji Czartoryskich i Habsburgów.

Początkowo więc żyli ze sprzedaży rodzinnych pamiątek.Nieco później, bo w latach 1954-65 książę Olgierd był ambasadorem Suwerennego Zakonu Maltańskiego w Brazylii i Paragwaju.

- I pomyśleć, że nauki pobierał w murach naszej szkoły - uśmiecha się Piotr Stachura. - Za jego czasów zresztą gimnazjum było świetnie wyposażone, zwłaszcza pracownia biologiczna oraz fizyczno-chemiczna. Był tam nie tylko nowoczesny sprzęt w postaci przesuwanych tablic, ale też całkiem spora kolekcja preparatów, pomocy naukowych w postaci spreparowanych pancerniaków, skorupiaków, tkanek. Był nawet mikroskop.

Z ową pracownia biologiczną wiąże się również powojenna historia przekazywana ponoć w Paczkowie z pokolenia na pokolenie. Otóż po zakończeniu II wojny światowej w 1945 roku, kiedy z miasta wynieśli się Niemcy, a wkroczyły doń wojska radzieckie, Armia Czerwona wparowała również do szkoły
przy Kołłątaja.

- Naturalnie niszczyli wszystko, co tylko się dało, tłukli szło, rozrzucali preparaty, ale ciekawostką jest fakt jakoby w tym amoku i destrukcyjnym szale wypijali również zawartość... pojemników z formaliną - opowiada Stachura.

Po krasnoarmiejcach należało zakasać rękawy, posprzątać i nie oglądając się na nic zwerbować
wybitych z rytmu nauki przez wojnę nastolatków do szkolnych murów.Uczynił to niemalże własnoręcznie pierwszy dyrektor powojennej szkoły - Franciszek Nieć.

We wspomnieniach spisanych na kartach jednej ze szkolnych ksiąg przewija się motyw namalowanego na ścianie auli wówczas orła białego, który rzekomo podczas rozpoczęcia pierwszego powojnie roku szkolnego wprawił w konsternację całe grono pedagogiczne i uczniów.

Otóż okazało się, ku rozpaczy szkolnych włodarzy, iż orzełek ma nie w tę stronę co należy łeb obrócony.Na co pierwszy polski pedagog w Państwowym Liceum i Gimnazjum Koedukacyjnym w Paczkowie, niejaki Józef Soroka miał rzec:

- Ptak, jak to ptak. Raz skręci głowę w lewo, raz w prawo.

I tym sposobem ciało pedagogiczne machnęło ręką i zabrało się na powrót za niesienie kaganka oświaty.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska