Królowie kiełbasy z Namysłowa

fot. Paweł Stauffer
Józef Maryniak (z prawej) mimo sędziwego wieku ciągle dogląda produkcji, ale za całość interesu odpowiada jego syn, Sylwester.
Józef Maryniak (z prawej) mimo sędziwego wieku ciągle dogląda produkcji, ale za całość interesu odpowiada jego syn, Sylwester. fot. Paweł Stauffer
Pierwszą kiełbasę Józef Maryniak zrobił w przydomowym warsztacie niedługo po wojnie. Dzisiaj z synem Sylwestrem jest mięsnym gigantem. Mają fabrykę i zatrudniają 210 ludzi.

Trudno powiedzieć, ile pieniędzy mają Maryniakowie. Co prawda ich majątek szacowany jest na 38 mln zł, ale warto pamiętać, że - jak mówią urzędnicy - są to tylko środki trwałe. Maszyny, budynki, grunty.

- Nie używałem słów, że jesteśmy bogaczami, bo się nimi nie czujemy. My nadal mówimy o sobie, iż pracujemy w rzemiośle spożywczym - zapewnia Sylwester Maryniak, współwłaściciel firmy. - Żeby utrzymać firmę na przyzwoitym poziomie z tyloma ludźmi, trzeba mieć zysk. Dlatego wszystkie pieniądze jakie mamy, pakujemy w rozwój przedsiębiorstwa.

Sylwek jeździ wielkim mercedesem
W Namysłowie trudno znaleźć kogoś, kto nie znałby Maryniaków. Ich nazwisko kojarzy się tu jednak nie tyle z bogactwem, co ze znakomitym jedzeniem, którego jest znakiem rozpoznawczym. Owszem, wszyscy doskonale wiedzą, że Maryniakowie to rekiny lokalnego biznesu, ale rzadko kiedy namysłowianie mówią o nich "bogacze". Maryniakowie bowiem nie rozwodzą się z wielkim hukiem, ani nawet po cichu, nie starają się zainteresować świata swoimi problemami, które mają jak każda rodzina. Nie budują domów na kilkadziesiąt pokoi, nie bywają bohaterami skandali obyczajowych. Słowem, należą do tej nielicznej grupy biznesmenów, którzy w swojej społeczności budzą raczej szacunek i sympatię, niż zawiść.

- Nawet kiedy Sylwek Maryniak jedzie przez miasto swoim ogromnym czarnym mercedesem, ludzie komentują, że ma odpowiednie auto do swojej postury - mówi pan Tomasz, jeden z dawnych współpracowników biznesmenów. - Maryniak, jak przystało na porządnego rzeźnika, to kawał chłopa. A tylko Merdeces produkuje naprawdę dobre auta dla tak zbudowanych ludzi - uważa nasz rozmówca.
Pan Tomasz był kilka razy w domu Maryniaków.

- Owszem, widać tam, że biedakami raczej nie są. Ale to są ludzie, którzy nie dają po sobie odczuć, iż mają wielkie pieniądze - opowiada. Ukuł nawet teorię wyjaśniającą, skąd taka skromność u Maryniaków. - Po prostu ciężko harowali na ten sukces. Wiedzą, jak to jest, kiedy zaczyna się od małej firmy, i dlatego szanuja każdy grosz i każdego człowieka - tłumaczy dawny współpracownik masarzy.
Maryniakowie pochodzą z Rychtala - gminy sąsiadującej z Namysłowem od strony Wielkopolski. Na Opolszczyźnie są jednak traktowani jak swoi, mimo że w Namysłowie zjawili się zaledwie kilkanaście lat temu, gdy kupili budynek po byłych zakładach mięsnych.

Biznes z polityką w tle
Na początek przyjęli do pracy kilkanaście osób. Nadal mieli jednak zakład w Rychtalu, na wypadek gdyby namysłowski rynek okazał się niewypałem. Szybko okazało się, że emigracja z Wielkopolski wyszła im na dobre. Zakład zaczął się rozwijać, a Maryniakowie stali się jednym z większych pracodawców w okolicy. W ciągu kilku lat ekipa w firmie rozrosła się do ponad 80 osób. To było jeszcze przed budową nowego zakładu z ogromnymi halami przetwórczymi.

- Pomogli im wystartować lokalni politycy, z którymi rodzina żyje bardzo dobrze. Szczególnie ci z PSL-u, czyli aktualny starosta Michał Ilnicki oraz burmistrz Namysłowa Krzysztof Kuchczyński - ocenia jeden z urzędników. - Zawsze wspierali rozwój ich firmy. Zresztą w każdym miejscowym urzędzie są notesy, kalendarze i inne gadżety promocyjne przedsiębiorstwa Maryniak - dodaje polityk, pragnący zachować anonimowość.

- Bzdura! Reklamujemy się jak każda inna firma. A z burmistrzem Kuchczyńskim znamy się jeszcze z czasów, zanim został szefem gminy. Nasze rodziny utrzymywały ze sobą kontakty od bardzo dawna - Sylwester Maryniak emocjonalonie reaguje na sugestie, że za jego biznesowym sukcesem stoją konszachty z politykami.
Trudno jednak nie zwrócić uwagi, że wszyscy ludzie lokalnej władzy wypowiadający się o Maryniakach robią to z wielkim szacunkiem. Niejeden z nich wielokrotnie zwracał się do firmy o pomoc przy organizacji imprez lub bankietów. Jak opowiadają, Sylwek nigdy nie odmawiał.

Warto ich pytać: Pomożecie?
Maryniakowie, jak przystało na porządnych biznesmenów, potrafią się dzielić pieniędzmi - najchętniej z biednymi i potrzebującymi. Dlatego w okolicy ich firma uchodzi za taką, która wspiera wszystkie lokalne przedsięwzięcia charytatywne, od małych spotkań choinkowych dla biednych dzieci po imprezy o charakterze masowym.
- Nie pamiętam już, ile razy zwracałem się o pomoc do Maryniaków - opowiada Mariusz Jabłoński, urzędnik powiatu i działacz samorządowy. Jabłoński często angażuje się w akcje społeczne organizowane w powiecie. - Nigdy nie pocałowałem u Maryniaków klamki, zwracając się o wsparcie. Aż czasami było trochę niezręcznie kolejny raz prosić ich o pomoc. Jednak oni nigdy nie odmówili, włączając się w organizację imprez finansowo lub przekazując podarunki rzeczowe. Dlaczego są tacy ofiarni? Sądzę, że chociaż dziś niczego im nie brakuje, to wiedzą, jak to jest, kiedy człowiek nie ma nic.

Podobnie jak większość naszych rozmówców, Mariusz Jabłoński jest zdania, że Maryniakowie mają szacunek dla ludzi, którzy - tak jak oni - robią coś dla innych i widzą świat poza czubkiem swojego nosa. - Wyznają zasadę: pokaż, że chcesz i potrafisz, a my ci pomożemy - twierdzi społecznik z Namysłowa.

Z marketami nie gadają
Mimo podeszłego wieku w firmie wciąż najważniejszy jest pan Józef. Ma 86 lat i wciąż dogląda interesu. Co prawda wszystkimi sprawami finansowymi z marketingiem zajmują się jego syn Sylwester i synowa Jolanta, ale senior czuwa nad jakością produkcji. Bo jakość to dla Maryniaków rzecz święta.

- Dzięki tradycyjnym metodom produkcji zbudowaliśmy wszystko, co obecnie mamy - podkreśla nestor masarskiego rodu. I dodaje z dumą, że firma konsekwentnie trzyma się zasady o nieuleganiu dużym sieciom handlowym. Postanowili, iż nie będą produkować kiełbas i innych specjałow pod dyktando supermarketów, dyskontów itp. Zamiast minimalizować koszty za wszelką cenę, wolą dać ludziom naprawdę dobre i zdrowe jedzenie. - Dziś przecież tak trudno je kupić - mówi Józef Maryniak i dodaje: - Nie gadamy z supermarketami. To oznaczałoby obniżenie jakości produkcji. Na to sobie nie możemy pozwolić.

Ta stanowcza i niezwykle prosta polityka jest jednym z kluczy do sukcesu firmy państwa Maryniaków.

Bez konserwantów, za to z dotacjami
Przełomem w firmie była pomoc z Unii Europejskiej. Jako jedna z pierwszych dużych rodzinnych firm przetwórczych postanowili skorzystać z pieniędzy wspólnotowych i postawić zupełnie nowy zakład, tuż obok już istniejącego w Namysłowie. Dzisiaj w północnej części Namysłowa stoją wielkie białe hale produkcyjne, naszpikowane nowoczesnymi urządzeniami. Prawdziwy park przemysłowy. Trzy z tych hal należą do masarskiej rodziny.

- Jeszcze dwa lata temu mieliśmy tylko jeden niewielki budynek produkcyjny - wspomina Sylwester Maryniak. - Dzisiaj duże hale produkcyjne. Ale trzeba sobie powiedzieć jasno: bez zastrzyku pieniędzy z Unii nie mielibyśmy szans na tak szybki rozwój przedsiębiorstwa. Wszystko kosztowało blisko 23 miliony złotych, z czego aż 9,3 mln dostaliśmy z unijnego programu SAPARD.

Reszta pieniędzy pochodziła z kredytu, jaki firma zaciągnęła w bankach.

- Na rynku producentów mięsnych jest duża konkurencja, ale nasza spółka rodzinna utrzymuje się na nim z powodzeniem - zapewnia Maryniak junior. Wprawdzie ostatnio mnie brakowało plotek o rzekomych finansowych kłopotach rodzinnej firmy, lecz ta wciąż produkuje smakowite specjały i bynajmniej nia ma zamiaru przestać. - Produkujemy wędliny bez konserwantów, dlatego nasi klienci chętnie je jedzą. Mamy 30 punktów handlowych, które staramy się rozbudowywać. Próbujemy też wrócić do eksportowania wyrobów na rynki europejskie - kończy Sylwester Maryniak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska