MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Krótka piłka. Dlaczego nie zazdroszczę prezesowi Kuleszy? Najpierw w PZPN ktoś się zdrzemnął, a teraz czasu jest jak na lekarstwo

Adam Godlewski
Ktoś w PZPN się zdrzemnął i – zamiast narzucić narrację o sukcesie - pozwolił, aby obowiązujące stały się narzekania na brak stylu.
Ktoś w PZPN się zdrzemnął i – zamiast narzucić narrację o sukcesie - pozwolił, aby obowiązujące stały się narzekania na brak stylu. Fot. polska press
Zwykle życzymy sobie wesołych i zdrowych świąt, ale zaraz (najczęściej) dodajemy, że powinny być także spokojne. A spokój – już zresztą tradycyjnie, jest towarem deficytowym w okresie świąteczno-noworocznym u prezesa PZPN Cezarego Kuleszy.

W tym roku niepokoje zaczęły się wcześniej niż w poprzednim, z powodu występu Biało-Czerwonych na mundialu w Katarze. Styl był jaki był, ale wynik reprezentacja prowadzona przez Czesława Michniewicza osiągnęła historyczny. Najlepszy od 36 lat. Wbrew notowaniom światowego rankingu udało się zakwalifikować do najlepszej 16 globu, czego naprawdę nie sposób nie docenić.
Niestety, z perspektywy Kuleszy, ktoś w PZPN się zdrzemnął i – zamiast narzucić wszystkim wokół narrację o sukcesie (co niewątpliwie nastąpiłoby podczas kadencji jego poprzednika) – pozwolił, aby obowiązujące stały się narzekania na brak – delikatnie ujmując – urody w grze naszej drużyny.

Niepotrzebna drzemka, a po niej defensywa
Ktoś, kto powinien odpowiadać za związkowy PR i komunikację, nie zareagował też w żaden (nawet niewłaściwy) sposób na tzw. aferę premiową. A w konsekwencji PZPN, zamiast – co byłoby słuszne i zasadne – fetować największy od wielu dekad sukces na mistrzostwach świata i zbierać punkty niezbędne do podpisania nowych, lukratywnych kontraktów reklamowych, znalazł się w defensywie. Nieoczekiwanie, i zupełnie niepotrzebnie…

I także dlatego dziś presja, którą odczuwa – w każdym razie odczuwać powinien Kulesza – związana z wyborem selekcjonera jest większa niż przed rokiem. W tej akurat kwestii obowiązująca jest narracja, że PZPN – po siermiężnej grze drużyny narodowej w ostatnich miesiącach – powinien sięgnąć po super fachowca zza granicy. Wykładając nawet ciężkie miliony na pensję, byleby tylko postawić na obcokrajowca, który wyprowadzi Biało-Czerwonych na zwycięską ścieżkę w pięknym stylu.

Fachowiec z importu to kierunek słuszny, ale...
I właśnie tego nie zazdroszczę Kuleszy. Nawet jeśli kierunek wydaje się słuszny – pod warunkiem oczywiście, że autorytet z importu zostałby obudowany (jak przed laty miało to miejsce przy Leo Beenhakkerze) w sztabie takimi szkoleniowcami jak (wówczas) Adam Nawałka czy Jan Urban, z których doświadczenia i wiedzy mógłby potem korzystać polski futbol – to czasu na właściwy wybór jest niewiele. A w zasadzie – nie ma go wcale.

Do eliminacji Euro’24 Biało-Czerwoni przystąpią już przecież 24 marca. I z miejsca zagrają z Czechami, czyli teoretycznie najtrudniejszym rywalem w grupie, na dodatek na jego terenie. Sytuacja jest zatem bardzo podobna jak wówczas, kiedy kadrę przejmował Paulo Sousa. I nie zdołał na tyle poznać potencjału – i personaliów w naszej drużynie – żeby na dzień dobry ograć Węgry w Budapeszcie. A i na koniec roku, przynajmniej momentami, zachowywał się niczym dziecko we mgle…

Dlatego wcale nie jestem przekonany, że zagraniczna opcja musi być tą – w tym momencie – najlepszą. Kandydat powinien legitymować się przede wszystkim pracą z reprezentacją (jak choćby wspomniany Urban), bo to zupełnie inna bajka niż prowadzenie klubu. I taki wpis w CV, oprócz znajomości polskiego futbolu czy naszej mentalności, powinien stanowić podstawowe kryterium wyboru nowego selekcjonera.

Adam Godlewski

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kadra Probierza przed Portugalią - meldunek ze Stadionu Narodowego

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska