Krótki film o zabijaniu miłości

Krzysztof Strauchmann
Krzysztof Strauchmann
Maria Czajka nad grobem matki i syna: Kati i Gerharda.
Maria Czajka nad grobem matki i syna: Kati i Gerharda. Krzysztof Strauchmann
Lata sześćdziesiąte - wówczas kino urządzono w wiejskiej szkole. Kataryna Grzeszczok oglądała film w milczeniu. Wychodząc - oparła się ciężko o Marię Czajkę i szepnęła: - Marysiu, nie powinnam tego oglądać.

Umarła kilka tygodni później - 29 sierpnia 1966 roku, w wieku 73 lat. Wciąż miała przed oczami obrazy z owego filmu ukazującego sceny z lat 40. Rozpoznała syna Gerharda - poniżanego przez Niemców za zdradę rasy.

- Stare zdarzenia odżyły w niej na nowo po tym filmie. Nie wytrzymała - opowiada Maria Czajka.

Kataryna Grzeszczok nie była miejscowa, nie pochodziła ze Ścinawy Małej zwanej przed wojną Steinau, ani z sąsiedniej Ścinawy Nyskiej (dawniej Steindorf). Przyjechała do małego rolniczego miasteczka między Nysą a Prudnikiem już po I wojnie światowej.

- Była panną z dzieckiem, a wiadomo, jak wtedy traktowano takie dziewczyny - opowiada Maria Czajka. - Całe swoje życie była służącą. Wynajmowała się do pracy u rolników, do żniw, do zbierania ziemniaków, do pracy w gospodarstwie. Ludzie we wsi brali ją do gotowania na weselach czy chrzcinach. Po wojnie pracowała u gospodarza na rynku w Ścinawie. Potem sekretarz gminy wziął ją do siebie na służącą. Mieszkała wtedy niedaleko mnie i mogłam ją trochę bliżej poznać, ale była bardzo skryta. Nic o sobie nie opowiadała, nikomu się nie zwierzała.

Gerhard był jej jedynym dzieckiem. On też od małego pracował na służbie u obcych. W 1941 roku był robotnikiem rolnym u gospodarza w sąsiedniej Ścinawie Nyskiej, niejakiego Józefa Adlera. Do przymusowej pracy przysłano tam również dziewczynę z Polski, Bronkę. Nikt nawet nie wie, jak miała na nazwisko. Ktoś z miejscowych zgłosił na gestapo w Nysie, że 18-letni Gerhard, uważany za Niemca, i 16-letnia Bronka mają romans i łamią przepisy o czystości germańskiej rasy.

Romeo i Julia

W 1941 roku III Rzesza prowadziła wojnę na kilku frontach, do wojska powoływano mężczyzn o coraz młodszych rocznikach. W przemyśle i rolnictwie brakowało rąk do pracy, dlatego państwo uruchomiło roboty przymusowe, organizowane i planowane przez urzędy pracy. W szczytowym okresie niemiecka gospodarka wykorzystywała prawie 7 milionów przymusowych robotników.

Jesienią 1942 roku, kiedy zaczęto prowadzić szczegółowe analizy, tylko na Dolnym Śląsku stwierdzono 96 tysięcy przymusowych pracowników, z czego 79 tys. stanowili Polacy (53 tysiące mężczyzn, 25,5 tys. kobiet). Wyłapywano ich na ulicach polskich miast i deportowano do Rzeszy.

Większość, ponad 60 procent, pracowała w rolnictwie. Musieli nosić naszytą literę "P" na piersi, nie mogli sami podróżować, opuszczać mieszkania nocą. Władze nakazywały Niemcom traktowanie "przymusowych" jako wrogiego elementu. Policja upominała Niemców nawet za dopuszczenie cudzoziemskich robotników do jedzenia przy jednym stole, za przekazywanie ubrań. Kontakty seksualne były surowo zakazane jako zdrada rasy.

W połowie 1941 roku w Niemczech powieszono 190 Polaków za seks z Niemkami. W literaturze historycznej pojawia się jeszcze jeden przykład z Opolszczyzny, ze wsi Żerkowice. Miejscowa gospodyni o nazwisku Slappa trafiła na gestapo z powodu dożywiania polskiego robotnika. Była też podejrzana o intymne kontakty z Polakiem. Nie ma informacji, co się z nią dalej stało.

Tylko 4 minuty

Film, który po wojnie zobaczyła Kataryna, był prawdopodobnie w czasie wojny wykorzystany do akcji propagandowej w Niemczech. Dokumentalne nagranie trwa ok. 4 minut: jeden żandarm w mundurze, nie widać gestapowców. Bronka i Gerhard są ubrani w worki. Ona ma na piersiach tabliczkę z napisem: Jestem polską świnią. On z napisem: Jestem zdrajcą narodu niemieckiego. Jakiś mężczyzna obcina im włosy do gołej skóry. Potem pali je zwinięte w gazetę.

Młodzi kochankowie są pędzeni przez złowrogi tłumek przez wioskę. Dzieciaki i nastolatki z Hitlerjugend grają na trąbkach wokół nich, rzucają w nich zgniłymi jabłkami i jajami. Plują na nich, krzyczą. A oni idą przez wieś, dziewczyna z wyraźnie widoczną dumą na twarzy. W tle widać dom ludowy w Ścinawie.

Zhańbionych młodych gestapo zabrało do Nysy. Tam też - podobno - zostali wystawieni na publiczne pohańbienie za zdradę rasy, a nauczyciele przyprowadzali do nich szkolne wycieczki. Potem on trafił do karnych oddziałów, na front.

- W wojsku dostał zapalenia płuc - wspomina Maria Czajka. - W 1945 roku odesłali go do domu i leżał chory u matki. Kiedy 17 marca 1945 roku Rosjanie weszli do Ścinawy, był w domu. Nie wszyscy wtedy uciekli przed frontem. Umarł niedługo potem, w kwietniu albo w maju.

O Bronce nic nie wiadomo. Jak potoczyły się jej losy, gdzie i jak zginęła. Podobno jej rodzice po wojnie przyjechali do Ścinawy szukać śladów swojej córki. Nic nie znaleźli.
W styczniu 1946 roku wysiedlono do Niemiec większość niemieckiej ludności ze Ścinawy. Wyjechał Józef Adler. Zostało parę rodzin, które przyjęły polskie obywatelstwo. O Brońci i Gerhardzie nikt tu nie rozmawiał. O filmie z 1941 roku nikt nawet nie wiedział.

Woleli milczeć

- Wiosną 1966 roku pracowałam w banku w Ścinawie Małej - opowiada Maria Czajka. - Ktoś przyszedł do banku i powiedział, żebym przyszła do szkoły na projekcję filmu. Musiałam się zwolnić u kierownika, bo to było w godzinach pracy. Przyjechała jakaś ekipa z Opola, zaprosili wyłącznie autochtonów, tych, którzy mogli cokolwiek pamiętać z 1941 roku. Zapowiedzieli, że pokażą film i pytali, czy ktoś pamięta przedstawione tam wydarzenia, czy ktoś poznaje osoby na filmie.

Miejscowi ludzie, w tym Kataryna Grzeszczok, obejrzeli film z milczeniu. Potem w milczeniu wyszli ze szkoły. Tylko Kataryna cicho po niemiecku szepnęła Marysi: To jest moja śmierć.

- Tylko ja zgłosiłam, że poznaję jedną osobę. Bogatego gospodarza o nazwisku Hose. W czasie wojny mój ojciec pracował w Ścinawie w oddziale Reiffeissen Bank. Hose był przewodniczącym rady nadzorczej banku. Tata często wysyłał mnie do niego, żeby zaniosła jakieś dokumenty. Wiem, że był wtedy też przewodniczącym gminy i szefem NSDAP. Ale był znany jako dobry człowiek, ludzie dobrze go zapamiętali. Sam w czasie wojny miał robotnika przymusowego z Polski, który po jego wysiedleniu został na jego gospodarstwie. Na filmie Hose tylko szedł. Nic złego nie robił.

Ojciec Marii Czajki też oglądał film z 1941 roku. Musiał zapamiętać jeszcze więcej, przecież był wtedy dorosły. Ale nic nie powiedział wypytującym panom z Opola.
Kataryna Grzeszczok też milczała. O wydarzeniach sprzed 25 lat nikt słowa nie powiedział.

Taśma filmowa też ma swoją nieodkrytą historię. W 1946 roku w czasie remontu domu w miejscowości Sturovo koło Nowych Zamków na Słowacji znaleziono film. Obraz w 1966 roku wylądował w Instytucie Śląskim w Opolu. To prawdopodobnie jego pracownicy zorganizowali publiczną projekcję w szkole w Ścinawie.

W 2002 roku polski dokumentalista Marek Tomasz Pawłowski na zlecenie niemieckiej telewizji nakręcił film dokumentalny z fabularyzowanymi scenami ceremonii poniżenia. Bronię zagrała aktorka Maria Adamus, w Gerharda wcielił się Jakub Czyczyło.

Największą jednak wartością filmu są relacje świadków, do których udało się dotrzeć dokumentaliście. Pawłowski rozmawiał nawet z synem gospodarza Józefa Adlera, mieszkającym w Niemczech. O losach Kataryny-Kati opowiadała jej przyjaciółka Maria Szydłowska. Po emisji filmu w niemieckiej telewizji do reżysera zgłosiła się też synowa mężczyzny, który w filmie obcina włosy młodym ludziom ze Ścinawy. Telewizja Polska pokazała ten film w 2004 roku.

- Siostra uprzedziła mnie o emisji. Specjalnie urlop wzięłam z pracy, żeby to obejrzeć - opowiada Maria Czajka. - W 2002 roku pomagałam filmowcom. Pewnej nocy nawet u mnie przenocowali. Dałam im też fotografię Kati. Nigdy mi nie zwrócili.

Po emisji filmu Pawłowskiego o zakazanej miłości zrobiło się głośniej o Ścinawie Małej. Kilka osób we wsi złożyło się i ufundowało nowy, marmurowy, nagrobek na wspólnym grobie matki i syna. Planowano wykorzystać postacie Gerharda i Bronki do promocji Ścinawy. Potem sprawa przycichła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska