Krystyna Guzik: - Celem jest złoto. I stać mnie na to, żeby pokazać pazurki

Tomasz Bochenek
Rozmowa z biathlonistką Krystyną Guzik, która wraz z reprezentacją Polski rozpoczyna dziś starty w mistrzostwach świata.

Z jakimi nadziejami przystępuje Pani do mistrzostw świata?
- Zamierzam powalczyć o to, by spełnić swoje marzenie, to największe.
Już w listopadzie powiedziała Pani otwarcie, że chciałaby w tym sezonie zdobyć złoty medal mistrzostw świata.
Tak. To jest marzenie na koniec mojej kariery. Mam kilka medali letnich mistrzostw świata, chciałbym mieć złoty medal z zimowych. Aczkolwiek w Oslo i tak będę się cieszyła z każdego miejsca w pierwszej dziesiątce. Bo zależy mi też na tym, żeby na koniec sezonu utrzymać się w czołowej dziesiątce ogólnej punktacji Pucharu Świata.

Zaraz, zaraz – koniec kariery?!
- Nie wiem, jak to będzie dalej. Chciałabym nadal trenować i dotrwać do igrzysk olimpijskich, ale różnie bywa. Nie jestem już najmłodszą zawodniczką. Jeśli jednak zdrowie mi pozwoli, to myślę, że dam radę, będę kontynuowała karierę, żeby wystąpić za dwa lata w PjongCzang.

Rozmawiamy po bodaj najbardziej udanym miesiącu w Pani karierze, świetnych startach w Kanadzie i Stanach Zjednoczonych...
- Jeżeli chodzi o zawody Pucharu Świata, rzeczywiście były to najlepsze miejsca w mojej karierze, a te amerykańskie występy dosyć równe. Cieszę się jednak z całego sezonu, bo to nie jest tak, że tylko w Ameryce dobrze biegałam. Praktycznie w każdym starcie od początku sezonu miałam szansę na bardzo wysokie miejsce. Zależało to tylko i wyłącznie od strzelania. Przeważnie w biegach z bezpośrednią rywalizacją (wyścig ze startu wspólnego i na dochodzenie – przyp.) traciłam na ostatnim strzelaniu, kiedy łapałam jedną-dwie rundy karne – i po prostu wypadałam z pierwszej dziesiątki, a miałam nawet szansę być na podium. Wiele razy. Trochę więc traciłam strzelecko, ale w biegu było bardzo dobrze. I ta równa forma biegowa cieszy.

Jak się Pani czuje po zgrupowaniu w Ruhpolding? Przygotowania zakończone, teraz tylko narty na nogi, karabin na plecy – i fru!
- Czuję się dobrze, ale różnie to bywa po takich przerwach w startach, a teraz taką mieliśmy. Ja ich nie lubię. Wolę startować systematycznie, częściej – i wtedy się rozkręcam. Po prostu dobrze się czuję w trybie startowym. Teraz wypadliśmy z niego na dwa tygodnie, intensywność treningu była mniejsza. Mieliśmy też szybkie treningi, ale to nie to samo co starty. Przekonamy się na mistrzostwach świata, jak ta przerwa na mnie wpłynęła, jak będę biegać.

A ja mam wrażenie, że to, co Pani lubi bądź nie, już nie przekłada się na wyniki. W ubiegłym roku mistrzostwa świata też były po długiej przerwie – i właśnie wtedy miała Pani szczyt formy. Teraz w lutym w Stanach był straszny mróz, też przez Panią nielubiany, i spisała się Pani świetnie.
- To prawda. Biathlon jest taką dyscypliną, w której wszystko może się wydarzyć. Generalnie, ze mną jest tak, że nie do końca wiem, czy w danym dniu będę dobrze biegać. Nie ma natomiast wątpliwości, że aby być na podium, trzeba biegać szybko i strzelać czysto.

Ma Pani jakieś skojarzenia z Oslo? Trzy lata temu zajęła tam Pani w Pucharze Świata czwarte miejsce w biegu na dochodzenie...- Trasa jest dość fajna. Ciężka, ale myślę, że siłowo jestem do niej przygotowana. Oczywiście, duże znaczenie będzie miało przygotowanie nart, no i pogoda – to, czy będą równe warunki podczas całego biegu. Pamiętam, że w Oslo bywały zawody, na początku których warunki śniegowe były fajne, potem się psuły, a to też ma duży wpływ na wynik, podobnie jak rozlosowanie grup, numerów startowych.

Jak porównałaby się Pani z Krysią sprzed trzech lat, sprzed najbardziej dla Pani udanych mistrzostw świata w Novym Meście?
- Myślę, że byłam podobnie przygotowana i tak samo nastawiona na walkę. Moje podejście do startów się nie zmienia. Do każdego startu podchodzę na poważnie i staram się dać z siebie wszystko.

Wtedy była Pani zawodniczką po przejściach, mającą za sobą sporo poważnych problemów zdrowotnych. W trzech ostatnich latach los Pani odpuścił...
- Tak, oczywiście. Te ostatnie trzy lata minęły bez jakichś niemiłych niespodzianek. Mogłam normalnie przygotowywać się do sezonu, nie miałam żadnych przerw. To duży plus, że praca jest systematyczna. Daje mi też przekonanie, że zrobiłam wszystko, co trzeba, że nic nie pokrzyżowało mi planów i jestem w pełni sił, żeby walczyć. Potrzeba mi tylko wiary w siebie – większego przekonania, pewności, że potrafię biegać na poziomie najlepszych zawodniczek i nawet wygrywać.

W ciągu półtora roku, jakie minęło od Pani ślubu, Krystyna Guzik dogoniła pod względem liczby miejsc na podium w międzynarodowych zawodach pannę Krystynę Pałkę, która w Pucharze Świata startowała od 2004 roku. Wychodzi na to, że pani Guzik jest dużo skuteczniejsza w odnoszeniu sukcesów...
- I bardzo się z tego cieszę, bo bywały już momenty, kiedy wątpiłam w to, że mogę jeszcze dobrze biegać, zaczynałam tracić nadzieję. Aczkolwiek w głębi zawsze czułam, że to nie jest ostatnie słowo, że stać mnie na to, aby jeszcze pokazać pazurki.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska