Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami w Polsce to organizacja szacowna, założona 1 listopada 1864 roku - po upadku powstania styczniowego. Na Opolszczyźnie jednak nie ma komu kontynuować tej tradycji.
- Mam dość pracy na zasadzie walki z wiatrakami, bez wsparcia - mówi Radosław Pych obecny prezes TOnZ w Opolu. - To praca społeczna, zajmuje bardzo dużo czasu, który powinienem poświęcać rodzinie. Rezygnuję.
Oficjalnie w opolskim towarzystwie jest 40 działaczy - tak informuje Irena Otręba z TOnZ. Ale tylko oficjalnie: opłacają symboliczne składki (po 3 złote i 1,50 zł w przypadku emerytów).
- Działać nie ma komu ani prowadzić buchalterii, księgowości, wpisów internetowych (ostatni wpis o interwencji na stronie internetowej TOnZ jest z maja - dop. aut.) - dodaje Otręba. - Miał to zmienić nowy prezes, za nim mieli przyjść młodzi...
- I przyszli! - podkreśla Radosław Pych. - Organizowaliśmy marsze w obronie praw zwierząt, odbudowaliśmy dobry wizerunek organizacji w Opolu.
Kilka lat temu TOnZ miało bowiem "wpadki", bo interweniowało np. w sprawie krów trzymanych na polu zimą, choć ta rasa bydła była przeznaczona właśnie do takiego zimnego chowu.
- Ostatnio wiele spraw dotyczących okrucieństwa wobec zwierząt kierowaliśmy do sądów, kończyły się one wyrokami skazującymi - mówi Pych. - Ale zapał młodych wygasł, zostali zrażeni.
Pych nie chce wyjaśniać, kto i jak zraził młodych, czy w TOnZ doszło do konfliktu pokoleniowego. Irena Otręba ma inne zdanie: - Tu jest ciężka praca, interwencje każdego dnia, o każdej porze. Codziennie odbieram jakieś telefony, koleżanka właśnie przyjechała z miasta z zabiedzonym kotkiem, którego zobaczyła na ulicy, ja niedawno odbierałam o pierwszej w nocy telefon i udzielałam porad w sprawie potrąconego jelenia. Przy takim ogromie społecznej pracy łatwo się zrazić...
Radosław Pych miał też inną wizję prowadzenia TOnZ niż niektórzy doświadczeni działacze. - Organizacja często była bezsilna wobec ogromu zgłoszeń - mówi prezes. - Uważałem, że należy wprowadzić ich weryfikację. Nie ma sensu reagować na każdy telefon, czasem warto skierować sprawę do innych służb, np. inspekcji weterynaryjnej. Zdarzało się też, że na koszt TOnZ wykonywano zabiegi - głównie sterylizacje - choć właściciele zwierząt powinni je opłacić sami, stać ich na to. Po prostu: wyłudzali od nas wsparcie, twierdząc, że są ubodzy, a potem podjeżdżali pod gabinet weterynaryjny dobrymi samochodami. Niestety, nie mogłem realizować swej polityki.
Pych uważa jednak, że jego rezygnacja nie oznacza końca TOnZ. - Ktoś może przecież mnie zastąpić - dodaje.
- Ja jednak nie wyobrażam sobie, co mamy robić dalej, mam nadzieję, że prezes zechce zostać z nami choćby do końca roku - mówi Otręba. - Mam też apel do wszystkich, którzy dysponują wolnym czasem i kochają zwierzęta. Dołączcie do nas. Potrzebujemy ludzi do pracy, szczególnie znających się na księgowości i komputerach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?