Krzyk kobiet, płacz dzieci

Iwona Kłopocka-Marcjasz
Iwona Kłopocka-Marcjasz
Barbara ma twarz dziewczyny ze słynnego plakatu "... bo zupa była za słona". Krwawe usta, fioletowe oczy. Znowu uciekła od męża. Jest nadzieja, że po raz ostatni.

To jest przemoc:
- bicie, popychanie, szarpanie
- wyśmiewanie i obrażanie
- używanie w stosunku do dziecka wulgarnych słów
- zaniedbanie (gdy dziecko nie ma gdzie spać, co jeść i w co się ubrać)
- zamykanie wbrew woli w jakimś pomieszczeniu
- dotykanie intymnych miejsc albo zmuszanie do tego

Dziecko - ofiara przemocy:
- ma kłopoty w szkole, trudności z nauką, koncentracją uwagi, skupieniem się
- moczy się
- jest nerwowe, jąka się
- jest agresywne, wulgarne, wszczyna bójki
- jest ciche, wycofane, nie odzywa się
- boi się wszystkiego, często płacze
- nie ma przyjaciół
- obwinia się o atmosferę w domu
- często skarży się na ból głowy i brzucha
- dostaje wysypki o niewytłumaczonym pochodzeniu

Problem społeczny:
- 60 proc. dorosłych Polaków stosuje kary fizyczne wobec swoich dzieci
- co szósty 12-latek przyznaje, że w wyniku przemocy ze strony rodziców doznał urazów takich jak siniaki, zadrapania
- 47 proc. dzieci co najmniej raz doświadczyło poniżających wyzwisk ze strony rodziców
- 87 proc. dzieci doświadczających różnych form krzywdzenia w rodzinie czuło, iż w takich sytuacjach potrzebuje pomocy i wsparcia
- 13 proc. dzieci deklarujących potrzebę pomocy nigdy nie zwróciło się o nią, gdyż uznały, że nie mają do kogo

Zadzwoń:
Niebieska Linia - 0-800-1200-02 (bezpłatny)
Telefon zaufania Poradni Przedmałżeńskiej i Rodzinnej TRR - 454-18-67
Ośrodek Interwencji Kryzysowej - 457-54-90

Do kogo pójść...
... z informacją o tym, że ktoś używa przemocy wobec dziecka:
do prokuratury, do specjalistów ds. nieletnich w każdej jednostce policji, do wydziału rodzinnego sądu rejonowego, do kuratora sądu dla nieletnich; do pedagoga lub psychologa szkolnego, poradni psychologiczno-pedagogicznej, centrum pomocy rodzinie, ośrodka pomocy rodzinie, ośrodka pomocy społecznej.

Jej problem od lat zna policja, prokuratura, sąd, opieka społeczna, szkolny pedagog i Bóg wie, kto jeszcze. Już raz wydawało się, że go rozwiążą - gdy pewnego dnia umarło malutkie dziecko Barbary i wszystko wskazywało na to, że przyłożył do tego rękę ojciec niemowlęcia. I choć wszystkie sąsiadki plotkowały, że po Stachu z gęby widać, że jest do tego zdolny, prokuratura nie znalazła wystarczających dowodów i postępowanie umorzyła. To, że ktoś na oczach całego osiedla musztruje rodzinę i każe jej biegać dookoła bloku, nie znaczy, że morduje dzieciaka w łóżeczku. Nawet jeśli jego ulubioną lekturą jest "Mein Kampf", a syna ochrzcił imieniem jej autora.
Kiedy prokuratura nie znalazła dowodów jego winy, wszyscy urzędowo dobrzy ludzie, których obowiązkiem jest pomoc Barbarze, stracili punkt zaczepienia i rozpęd do działania. Stach znowu ćwiczył najbliższych pod blokiem. Syn coraz gorzej radził sobie w szkole. Barbara chodziła z siniakami, a sąsiedzi wzywali policję, gdy przy ich zdobywaniu krzyczała za głośno. Co jakiś czas kobieta, jak stała, uciekała w noc, ciągnąc za sobą dwójkę (w międzyczasie na świecie pojawiło się kolejne) przerażonych dzieci. Po ostatniej ucieczce Barbara trafiła do domu matki i dziecka. Dla ratowania jej rodziny zebrał się jeden z pierwszych w regionie międzyinstytucjonalnych zespołów walczących o "dzieciństwo bez przemocy".

W ciągu ostatnich dziesięciu lat w świetle policyjnych statystyk liczba przypadków znęcania się nad członkami rodziny - w tym nad dziećmi - podwoiła się. Ostatnio notuje się ich w kraju ponad 20 tysięcy rocznie. Znawcy przedmiotu nie potrafią jednoznacznie ocenić, w jakim stopniu tak duży wzrost zarejestrowanych przestępstw wynika z nasilenia się przemocy rodzinnej, w jakim zaś ze wzrostu "zgłaszalności", spowodowanego rosnącą wrażliwością społeczną i świadomością ofiar. Uwrażliwienie ludzi jest jednym z głównych celów ogólnopolskich kampanii, takich jak ubiegłoroczna kampania "Dzieciństwo bez przemocy". Opole włączyło się do niej, organizując w czerwcu 2001 roku lokalną debatę na ten temat z udziałem przedstawicieli wszystkich instytucji i sił społecznych zaangażowanych w niesienie pomocy ofiarom przemocy.
- Ideą było zwrócenie uwagi na problem krzywdzenia dzieci, poruszenie sumień, a także integracja środowiska w celu skutecznego rozwiązywania tego problemu - mówi Małgorzata Dziwoki-Więcek, lokalna ambasadorka kampanii "Dzieciństwo bez przemocy".
- W naszym mieście jest wiele instytucji zajmujących się pomocą dziecku - dodaje Katarzyna Dera, także ambasadorka kampanii. - Każda z nich indywidualnie realizuje zadania związane z edukacją, pomocą w rodzinie, opieką, ochroną, poradnictwem, ale współpraca między nimi nie jest doskonała, a ich działania są mało skuteczne. Tymczasem pomoc dziecku krzywdzonemu, aby była skuteczna, powinna być skierowana nie tylko na dziecko, lecz na całą rodzinę. To chroni je przed oderwaniem od środowiska rodzinnego i umieszczeniem w placówce. Jednakże takie działanie wymaga zintegrowanych wysiłków wielu specjalistów, budowania sieci współpracy, interdyscyplinarnych zespołów środowiskowych. Potrzebny jest system.
Obie ambasadorki są pedagogami w Ośrodku Interwencji Kryzysowych przy Miejskim Ośrodku Pomocy Rodzinie. Z przemocą w rodzinie i krzywdzeniem dzieci mają do czynienia na co dzień. Wraz z Wacławem Mitorajem, psychologiem i terapeutą rodzinnym z Poradni Przedmałżeńskiej i Rodzinnej Towarzystwa Rozwoju Rodziny, zaczęły tworzyć system pomocy dzieciom krzywdzonym. Jest on oparty na współpracy między instytucjami. Z jednej strony istnieje zespół ekspertów - rzeczników idei reprezentujących policję, prokuraturę, sąd, służby socjalne i zdrowia. Z drugiej strony pracują zespoły robocze. Do każdego przypadku dobiera się indywidualnie zespół ludzi, który może zidentyfikować przemoc, podjąć interwencję i współdziałać w procesie pomocy dziecku i jego rodzinie. W takim zespole może się znaleźć pracownik socjalny, który zajmuje się daną rodziną, dzielnicowy, szkolny pedagog, lekarz, terapeuta, kurator sądowy, a także świadkowie przemocy, np. sąsiedzi.

Pierwszy zespół zebrał się w październiku ubiegłego roku. Od tego czasu w Poradni TRR odbyły się cztery spotkania w sprawach trzech różnych rodzin.
Uczestnicy tych spotkań wymieniają się swoją wiedzą na temat danej rodziny i informacjami o dotychczas podjętych w jej sprawie działaniach. Dzięki temu nie powielają się ani nie podejmują czynności wykluczających się. Razem potrafią obiektywnie i rzetelnie zdiagnozować sytuację (często wygląda ona zupełnie inaczej niż to wynikało z cząstkowych spostrzeżeń) oraz opracować strategię przeciwdziałania przemocy w tej rodzinie. Ważne jest też to, że zespół może sporządzać opinię do sądu, która może być materiałem dowodowym uzupełniającym te powstałe w sądowych ośrodkach diagnostyczno-konsultacyjnych. Na badania do ośrodka rodzina przychodzi przygotowana, by odegrać zamierzone role. Zespół jest w stanie uchwycić jej pełniejszy obraz.
- Współpraca w zespole wielu ludzi daje szansę zatrzymywania przemocy w rodzinie na jak najwcześniejszym etapie - mówi Wacław Mitoraj - nim dojdzie do jej eskalacji, nim zrobi się za późno. Razem można przemyśleć sprawę i zaplanować proces postępowania.
Tak było w przypadku Barbary. Po kolejnym incydencie ktoś z sąsiadów zawiadomił Ośrodek Interwencji Kryzysowej. W tym samym czasie terroryzowana rodzina uciekła przed swym oprawcą do domu matki i dziecka. Szybko zebrał się zespół, aby zająć się tą rodziną w momencie, gdy szuka ona pomocy w instytucji.

- Przemoc w rodzinie następuje w powtarzających się cyklach - wyjaśnia Małgorzata Dziwoki-Więcek. - Kiedy ta przemoc jest gorąca, dochodzi np. do pobicia, to ofiara szuka pomocy. To jest dobry moment na zmobilizowanie jej do podjęcia terapii. Potem "sprawca przykleja plaster", obiecuje poprawę, ofiara czuje się bezpieczniejsza i wycofuje się z działania, bo ma nadzieję, że wszystko się ułoży. I tak po wielekroć.
Tym razem prokurator zwrócił się do sądu rodzinnego o zainteresowanie się sprawą tej rodziny. Skierowano wniosek o pozbawienie obojga rodziców władzy rodzicielskiej. Rodzina ma być zbadana w ośrodku diagnostyczno-konsultacyjnym. Dzięki pracy zespołu materiał dowodowy zgromadził też kurator sądowy. Zadbano o to, by znalazła się w nim sugestia dla sądu o zobowiązaniu rodziny w wyroku sądowym do podjęcia terapii.
- Sędziowie zwykle tego nie robią, bo uważają, że nie da się takiego zobowiązania wyegzekwować - mówi Małgorzata Dziwoki-Więcek. - Tymczasem i w Ośrodku Interwencji Kryzysowej, i w Poradni TRR są fachowcy, którzy takiej terapii - także sprawcy - mogą się podjąć.

To, co do tej pory zrobiono w sprawie Barbary, ambasadorowie kampanii "Dzieciństwo bez przemocy" już uważają za sukces
- Sukces pierwszy - że zebrali się ludzie zajmujący się tą rodziną i zaczęli o niej wspólnie myśleć - mówi Wacław Mitoraj. - Drugi - że sąd otrzymał kompletną informację o tym, co naprawdę dzieje się w tej rodzinie. Trzeci - jeśli sąd zobowiąże ich do terapii, to osoby, które z nimi pracują, będą miały podstawę do efektywnego umotywowania rodziny do przeprowadzenia zmian. Jeśli ta rodzina podejmie się terapii, to jest szansa, że jej członkowie nabędą korzystne dla siebie i dla rodziny umiejętności.
Trzeba to robić krok po kroku. Fachowcy podkreślają, że ważne jest, aby takie sprawy nie kończyły się na wczesnym etapie, kiedy np. wraz z umorzeniem postępowania prokuratorskiego porzuca się rodzinę. Chodzi o to, aby organizować długotrwały proces zmiany. Niesłychanie istotne jest, by w tym procesie, w terapii, uczestniczył sprawca. Wiadomo, że jeśli nikt go w żaden sposób nie karze za czynione zło, to utrwala jego bezkarność.
Przemoc w rodzinie wciąż jest tematem tabu. W Ameryce przeprowadzono eksperyment badający reakcję ludzi na kłótnię - dwóch osób tej samej płci oraz kobiety i mężczyzny. Ludzie częściej reagowali na tę pierwszą, bo drugą postrzegali jako kłótnię małżeństwa, do której "nie należy się wtrącać". Ten mit pokutuje także wśród policjantów. Tymczasem przemoc jest przestępstwem i każdy nie tylko może, ale wręcz ma obowiązek przeciwstawić się jej - wezwać policję, ułatwić ucieczkę, udzielić schronienia ofierze. Czasami przemocy nie słychać, ale sąsiedzi podejrzewają, że dzieje się coś niedobrego.
- Wystarczy wtedy dać nam znać - mówi Mitoraj. - Można przyjść, skonsultować, wyjaśnić podejrzenia. Takie zawiadomienie to może być jedyna szansa, by poznać prawdę. A może właśnie komuś dzieje się okropna krzywda?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska