Krzysztof Składowski: - Raka można pokonać

Redakcja
Prof. dr hab. med. Krzysztof Składowski, światowej sławy onkolog, autor książki "Wspólnie pokonajmy raka”.
Prof. dr hab. med. Krzysztof Składowski, światowej sławy onkolog, autor książki "Wspólnie pokonajmy raka”. Paweł Stauffer
- Ludzie często czekają zbyt długo, łudząc się, że to samo przejdzie, że w jakiś cudowny sposób się to rozwiąże. Najczęściej do wizyty u onkologa zmusza ich dopiero silny ból - mówi prof. dr hab. med. Krzysztof Składowski, światowej sławy onkolog, autor książki "Wspólnie pokonajmy raka".

- Słowo "rak" budzi przerażenie. Czy będziemy kiedyś gotowi, żeby otwarcie o nowotworach rozmawiać, zamiast chować głowę w piasek?
- Rak przeraża, ale podejście do niego już się zmieniło. Ludzie przyznają się do tego, że zachorowali, że byli leczeni. Oczywiście robią to najczęściej wtedy, kiedy to wszystko się udało. Ale też są niektórzy bardzo odważni, którzy przyznają się w trakcie trwania terapii. Często są to ludzie mediów, powszechnie znani. Decydują się na ten krok z jakichś powodów, może żeby być świadkami tego, że ta choroba nie wybiera. Dotyka biednych i bogatych, pięknych i brzydkich, mądrych i głupich. Ale myślę, że jest to niezwykle cenne, że właśnie oni się nie wstydzą tego robić, to budzi otuchę u innych chorych.

- Czy ma pan na myśli znanego dziennikarza Kamila Durczoka, który był pana pacjentem i pokonał nowotwór?
- Tak, to był dla wielu pacjentów niezmiernie cenny przykład. Przeżywali jego chorobę, później porównywali swoje problemy z jego problemami. Pocieszali się tym, że skoro jemu się udało, to im też powinno się udać. Generalnie nie widzę w tego typu zachowaniach żadnego złego czynnika. Raczej - samo dobro.

- Czy raka faktycznie da się wyleczyć?
- Wbrew pozorom sprawa nie jest tak prosta, jak by się wydawało. Ludzie rozumieją na ogół kwestię wyleczenia jako coś ostatecznego, co nastąpiło i już jest niezmienne. Rak jest wyleczalny, można go pokonać dzięki różnym metodom. Ale nie dotyczy to wszystkich chorych, gdyż wiele zależy od stopnia jego zaawansowania. W pierwszym stadium rak jest wyleczalny u 90-95 proc. chorych. W drugim i trzecim są na to nadal duże szanse. Natomiast w czwartym dochodzi już do przerzutów. Mogę również podać przykłady powtórnego zachorowania, które stwarzają u ludzi złudzenie, że ta choroba jest nieuleczalna. No, bo skoro ktoś zachorował drugi raz, trzeci raz, to pewnie jest to ta sama choroba. A że jest to inny rak, w innym miejscu, nie ma znaczenia. Znaczenie ma fakt powtórnego problemu, z którym znowu musi się ten ktoś borykać. A więc powstaje mit nieuleczalności tej choroby. Tymczasem nie jest to mit, tylko fakt narażenia organizmu na pewne kancerogeny, które występują w otoczeniu i które sprawiają, że coraz to nowe ogniska raka mogą powstawać. Jednak i wtedy nie można się załamywać. Mieliśmy pacjenta w naszym Ośrodku Onkologii w Gliwicach, który zachorował - w pewnych odstępach czasu - na siedem różnych nowotworów. Z każdego wychodził.

- Onkolog ma niewdzięczne zadanie, bo np. gastrolog może powiedzieć pacjentowi, że wrzód dwunastnicy został wyleczony, tymczasem pan chyba nikomu tego nie zagwarantuje.
- Naszym jedynym cenzorem jest czas. Nie jesteśmy w stanie wiarygodnie stwierdzić, bo jeszcze nie ma takich metod, że w organizmie pacjenta po leczeniu nie została żadna żywa komórka nowotworowa, która może stać się źródłem nawrotu. Jedynie czas sprawdza, cośmy zrobili w sensie leczniczym. Jeśli nie dochodzi do nawrotu, upływają miesiące i lata, to znaczy, że leczenie było skuteczne. Żadna komórka nowotworowa nie przeżyła, a jeśli przeżyła, to organizm sam ją zniszczył.

- Jak wygląda rak? Raz mówi się o guzie, a raz o komórkach nowotworowych.
- Guz jest zbudowany z komórek. W jednym guzie są ich miliardy. Proszę sobie wyobrazić sto miliardów złotych, ile miejsca te pieniądze by zajęły w sali, w której teraz rozmawiamy? Dużo, nawet nie jesteśmy pewni, czy ta sala by wystarczyła. A w przypadku nowotworów człowiek ma przeciętnie do czynienia właśnie z takimi, niewyobrażalnymi liczbami. Komórki nowotworowe są obecne nie tylko w guzie, który jest widoczny, który da się stwierdzić. Znacznie ważniejsze z leczniczego punktu widzenia są komórki, które są rozproszone w sąsiedztwie guza, stanowią jego odnóża. Stąd wzięło się w onkologii pojęcie rak, czyli coś, co jest podobne swoim wyglądem do tego skorupiaka.

- Gdy człowiek słyszy okrutną diagnozę, wali mu się świat. Co powinien zrobić, żeby się nie poddać, tylko rozpocząć walkę?
- Każdy, kogo to spotka, powinien przede wszystkim wiedzieć, że natychmiast nie umrze, to pierwsza rzecz. A wielu ludzi przyjmuje znak równości między rakiem a śmiercią. Nie ma nagłości postępowania, trzeba zachowywać się racjonalnie, żeby nie popełnić błędu. Wiem, że łatwo tak powiedzieć. Bo chory przeżywa wtedy ogromny stres, który powoduje, że często nie wie, co robi. Dlatego musi mieć wtedy wsparcie ze strony najbliższych mu osób, które powinny pokierować rozsądnymi działaniami. Mogą to być członkowie najbliższej rodziny, przyjaciele, koledzy z pracy, a nawet sąsiedzi.

- Nadal pokutuje przekonanie, że guza czy podejrzanego pieprzyka nie należy ruszać, że rak boi się noża.
- To jeden z mitów, który poruszam w swojej książce "Wspólnie pokonajmy raka". Oczywiście każda ingerencja w strukturę raka, czy to mechaniczna, czy chemiczna, czy promieniowaniem, jeżeli jest ingerencją bezmyślną, powoduje większe zezłośliwienie tego raka. Według zasad obowiązujących w chirurgii onkologicznej raka należy usuwać w bloku zdrowych tkanek, ale nie zawsze ten margines jest wystarczająco szeroki. Przede wszystkim, aby się przekonać, że ktoś ma raka, musimy wykonać biopsję, gdyż inaczej nie zobaczymy komórek nowotworowych pod mikroskopem. Musimy je pobrać igłą lub skalpelem. Jeżeli diagnoza zostanie postawiona w ciągu kilku dni, wiemy, że to rak, to możemy zaplanować i rozpocząć leczenie. Bywało w przeszłości i niestety nadal tak się zdarza w niektórych miejscach w Polsce, że pacjent czeka na diagnozę nawet kilka tygodni. Za długo. Wtedy guz osiąga większe rozmiary i stąd bierze się niesłuszne przekonanie, że rak boi się noża.

- O czym każdy z nas powinien pamiętać, żeby nie było za późno na leczenie?
- Żeby nie zwlekać. A ludzie często czekają zbyt długo, łudząc się, że to samo przejdzie, że w jakiś cudowny sposób się to rozwiąże. Najczęściej do wizyty u onkologa zmusza ich dopiero silny ból, silne krwawienie, nieprzyjemny widok owrzodzeń. Jeżeli tego typu objawy się pojawiają, to świadczy to o tym, że rak jest już zaawansowany i będzie problem z jego leczeniem.

- Z prognoz wynika, że na nowotwór zachoruje niestety co czwarty Polak. Jaka jest tego przyczyna?
- Prawdopodobnie jest to cena, jaką płacimy za to, że żyjemy w wysoko rozwiniętej cywilizacji. Te wszystkie ułatwienia, z jakimi mamy do czynienia na co dzień, sprawiają, że organizm nasz jest narażony na szereg czynników kancerogennych. Ukazał się już oficjalny raport, z którego wynika, że nadmierne używanie telefonów komórkowych sprzyja powstaniu raka mózgu.

- "Wielu ludzi żyje na kredyt" - to są słowa zaczerpnięte z pana książki. Jak powinniśmy je zrozumieć?
- To była taka metafora z tym kredytem, żeby przybliżyć ludziom bezsens pewnych przyzwyczajeń i nawyków ze zdrowotnego punktu widzenia. Chodzi o szereg niehigienicznych zachowań, jak np. palenie papierosów, przepracowywanie się, nieumiejętne gospodarowanie swoim czasem, eksploatowanie organizmu, przejadanie się, nadużywanie alkoholu czy narkotyków. Ile osób wie, że zaniedbaną latami próchnice zębów można przypłacić rakiem jamy ustnej i języka? My jesteśmy zaprogramowani na to, żeby żyć w zdrowiu kilkadziesiąt lat i póki organizm jest młody, silny, to radzi sobie niemal z każdym problemem. Problemy zaczynają się później. Ale powinniśmy zdrowo żyć już od najwcześniejszych lat. Bo to wszystko, co się dzieje w młodym wieku, to, czego się nauczymy, warunkuje to, co się stanie w przyszłości. Wyobraźmy sobie, że przychodzi do nas dobroczyńca i mówi: to jest karta kredytowa, którą możecie się posługiwać jak chcecie przez następne lata. W każdej chwili mogę jednak przyjść, odczytać wasz dług na karcie i każę go wam zapłacić. Ilu z nas postąpi najbardziej racjonalnie, będzie w każdej chwili przy-gotowanych na spłatę tego długu? Będzie pracować, odkładać pieniądze? Boję się, że niewielu. Większość uzna, że ma jeszcze czas. Podobnie jest z niezdrowymi nawykami, niehigienicznymi zachowaniami. Najczęściej choroba, nie tylko nowotworowa, ale też miażdżyca, cukrzyca, jest pierwszym sygnałem, że tego czasu już nie ma. Nie jesteśmy bowiem maszynami, nie da się podmienić części i zużyte organy wymienić na nowe, sprawne. Musimy wtedy często przyzwyczaić się do sytuacji, które są nieodwracalne. Tak jest również z nowotworami.

- Czy to prawda, że raka płuc aż w 95 proc. wywołuje palenie papierosów?
- Tak. Palenie wpływa kancerogennie na wszystkie narządy, na które dym tytoniowy natrafia na swojej drodze. Począwszy od warg, poprzez język, policzki, gardło, krtań, przełyk, tchawicę, oskrzela, płuca. Substancje zawarte w dymie tytoniowym, które przenikają przez płuca i nie ulegają rozpuszczeniu działają również rakowtórczo na pęcherz moczowy i nerki. Palenie tytoniu jest odpowiedzialne za sześć nowotworów, nie tylko za raka płuc.

- Często wśród ludzi pokutuje przekonanie, że rak ich nie dotyczy. Usprawiedliwiają na różny sposób swoje nałogi: "Mój sąsiad palił przez kilkadziesiąt lat paczkę papierosów dziennie i dożył późnej starości, mnie też nic nie będzie".
- Takie argumenty są nie do przyjęcia. Sporo podróżuję i widzę zasadniczą różnicę między pacjentami polskich szpitali onkologicznych a szpitali za granicą. Otóż tam przed wejściem nie ma nikogo, kto by stał i palił papierosy. U nas są to w zależności od pory dnia całe grupy pacjentów lub ich rodzin. Ponieważ nie można tego robić wewnątrz budynku, to robią to na zewnątrz. Nawet choroba ich nie odstrasza. Jak skutecznie ich leczyć?

- Wśród zachorowań na czoło wysunął się też rak skóry - czerniak. Podobno to nie tylko skutek nadmiernego opalania latem, ale też mody na solaria?
- Bez słońca nie byłoby życia na ziemi, ale to nie oznacza, że im go więcej, tym lepiej. Przeciwnie. Wpływ promieniowania słonecznego na raka skóry jest dowiedziony na całym świecie. Racjonalne zalecenia są takie, żeby nie opalać się za długo, a w trakcie plażowania, używać kremów z odpowiednimi filtrami. Absolutnie nie można doprowadzać do oparzeń skóry. Chciałbym też mocno przestrzec przed solariami, lepiej z nich nie korzystać. Większość polskich solariów działa bowiem w oparciu o sprzęt, który został już wycofany z innego kraju, gdyż jego dalsze użytkowanie jest zbyt niebezpieczne. Badania amerykańskie dowiodły, że właśnie tego typu aparatura, która była powszechnie w użyciu w solariach w Stanach Zjednoczonych w latach 90., doprowadziła do zwiększonego zachorowania na raka skóry - czerniaka. Ja sam mam w pamięci młodego chłopaka, który był moim pacjentem, miał raka skóry. Bardzo dbał o swój wygląd i nagminnie nadużywał solarium.

- Czy choremu na raka należy mówić całą prawdę, powiedzieć, ile czasu mu zostało?
- Z pacjentem przede wszystkim trzeba rozmawiać. Jeżeli wyczuwamy, że on chce się o tym dowiedzieć albo wręcz zadaje takie pytanie, to oczywiście można ten temat podjąć. Tyle tylko, że nie można pacjentowi odbierać nadziei przy pierwszej rozmowie, jeszcze przed leczeniem, bo już w tym momencie ustawiamy się w pozycji Pana Boga, wszechwiedzącego i wyroczni. Potem bardzo często się zdarza, że do mnie przychodzą pacjenci i mówią: "niech pan popatrzy, to jest mój syn, któremu nie dawano miesiąca życia, a on żyje już sześć miesięcy". Ludzie bardzo łatwo dostrzegają fałsz, który wiąże się z tego typu osądami. Ja nigdy nie stawiam się w takiej sytuacji i nie mówię pacjentowi, ile mu życia zostało. To jest nieetyczne. Natomiast jeśli się rozmawia z pacjentem, to dobry lekarz wyczuje, ile pacjent chce się dowiedzieć.

- Książka "Wspólnie pokonajmy raka" to zapis rozmów, jakie pan przeprowadził z dwiema byłymi pacjentkami. Na co zachorowały i czy łatwo było je namówić na tę publikację?
- Jedna z tych pań miała nowotwór jelita grubego, druga - szyjki macicy. To było pięć lat temu. Obie dobrze się czują i prowadzą normalne życie. To one bardzo chciały, żeby ta książka powstała, gdyż chciały się podzielić swoimi przeżyciami i radami dla innych pacjentów. To mnie trzeba było do niej namówić. Cieszę się, że tak się stało. Życie tych pacjentek świadczy o tym, że raka można pokonać i nigdy nie należy się poddawać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska