Krzysztof Varga spotkał się z czytelnikami w opolskiej WBP

Redakcja
- Od literatury pocieszenia są inni - tłumaczył Krzysztof Varga.
- Od literatury pocieszenia są inni - tłumaczył Krzysztof Varga. Paweł Stauffer
- Udało mi się, jadąc tutaj, uniknąć kontaktu z Polskimi Kolejami Państwowymi - żartował pisarz - autor m.in. "Chłopaki nie płaczą", "Nagrobka z lastryko", książki nominowanej w 2007 roku do Nagrody Nike, oraz najnowszej powieści "Trociny".

- Z Warszawy na Śląsk przyjechałem czeskim Eurocity, a tam w "Warsie" beherovka i inne szlachetne alkohole. A z Katowic przywiozła mnie do Opola przyjaciółka autem.

Krzysztof Varga rozśmieszył tą anegdotą publiczność Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej, ale i nie ukrywał, że twórczością nie chce nikogo bawić. Dlaczego to, co pan pisze, jest takie smutne? - pytał prowadzący spotkanie Tomasz Zacharewicz.

- Bo od literatury pocieszenia są Katarzyna Grochola i Małgorzata Kalicińska - ripostował Varga. - Nawet jak w ich książkach dzieją się same nieszczęścia, to bohaterowie na końcu odnajdują radość życia i sens. A ja jestem zachwycony, jeśli mój czytelnik czuje się winny. Bo literatura jest po to, żeby za nią szła jakaś refleksja.

Nawiązując do swego pochodzenia (ojciec jest Węgrem, matka Polką), Varga przyznał, że lubi bardziej węgierską ironię i melancholię niż charakterystyczne dla polskiej literatury i życia dowcipasy i sentymentalizm.

- Mój bohater jest okropny - mówił o powieści "Trociny" - i sam nie chciałbym żyć w jego świecie. Ale większość ludzi odrzuca świat, w którym żyje. Sam mam bardzo wiele zastrzeżeń do kultury masowej i durnoty telewizyjnej. Jestem nieustannie zniesmaczony klasą polityczną. Nie da się żyć 24 godziny na dobę w zachwycie. Chyba że ktoś jest szaleńcem. Zwyczajnie szczęście to są chwile olśnień. Wychodzisz na jakiś pagórek, przed tobą las i myślisz: o kurcze, ale pięknie. Tylko że to po chwili mija. Jednocześnie wiem, że lepiej żyć w 2012 roku niż w 1942 lub 1952.

Dlaczego pisze tak dużo o śmierci? - Bo nic ważniejszego niż Eros i Thanatos, czyli seks i śmierć, się nam w życiu nie trafia - odpowiadał.

Przyznał, że umieszczenie erotyki w sztuce jest niebywałym wyzwaniem i przyznał, że kobiety mają lepszy słuch do pisania o cielesności.

- Język polski sobie z tym nie radzi - przekonywał. - Albo jest pretensjonalny i landrynkowy albo koszarowo-wulgarny. Miłoszowi pisanie o cielesności wychodziło lepiej pod koniec życia. Więc może jest tak, że kiedy nasze ciało odmawia uczestniczenia w seksie, przychodzi czas, by o tym, pisać. Mam nadzieję, że kilka lat mam jeszcze przed sobą.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska