Ks. prof. Tadeusz Dola: Święty to nie ten, kto nie grzeszy, ale ktoś, kto kocha Boga i ludzi

Krzysztof Ogiolda
Krzysztof Ogiolda
Albrecht Duerer, Wszyscy święci - obraz z ołtarza w Landau namalowany w 1511 roku.
Albrecht Duerer, Wszyscy święci - obraz z ołtarza w Landau namalowany w 1511 roku. Wikipedia
Ks. prof. Tadeusz Dola, emerytowany profesor teologii na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Opolskiego, w latach 2012-2020 przewodniczący Komitetu Nauk Teologicznych Polskiej Akademii Nauk.

Gdyby przeciętnego przechodnia na Krakowskiej w Opolu zapytać, kto jest święty, to prawdopodobnie odpowie, że jest nim ten, kto nie grzeszy. Prawda czy fałsz?
To jest fałsz. I podejście całkowicie niebiblijne. Chrześcijanie słowo święty - zgodnie z Biblią - wiążą z Bogiem. To On jest święty i tylko jemu tak naprawdę w pełni przysługuje ten przymiot. Świętość jest tym, co odróżnia sprawy Boskie od ziemskich. Przysługuje więc samemu Bogu i wszystkiemu co z Nim jest związane - świątyni, w której Bóg mieszka i ludowi Bożemu, w którym Bóg jest obecny.

Lud Boży na pewno bezgrzeszny nie jest…
I nie dlatego jest święty. Prorocy Starego Testamentu wypominali ludowi, że od Boga odchodzi. Ale co do świętości ludu nie mieli wątpliwości. Lud jest święty dlatego, że sam Bóg jest w nim obecny.

Zupełnie tak samo, jak święty Kościół grzesznych ludzi?
Niektórzy się tego określenia upowszechnionego w Polsce przez ks. Hryniewicza - boją. Ale ono jest w świadomości chrześcijan od początku istnienia Kościoła. Św. Paweł swoje apostolskie listy kieruje np. do „świętych w Koryncie”, ale w tych samych listach tym świętym wypomina ich grzechy. Kościół jest święty, ale nie bezgrzesznością wiernych tylko obecnością Boga. Świętość i nieświętość są więc ze sobą często powiązane. Świętość Boga spotyka się i łączy z grzesznością człowieka. Warto zauważyć, że wielcy święci, mówiąc lub pisząc o swoich doświadczeniach, często widzą siebie jako grzesznych i słabych. Bardziej niż ci, którzy ich oceniają z zewnątrz.

Krygują się?
Nie, widzą swoją grzeszność wyraźniej.

Więcej wiedzą o sobie niż bliźni o nich?
To na pewno też. Ale ważniejsze jest co innego. Święci są blisko Boga, a kto jest bliżej Boga, widzi swoją słabość wyraźniej. Kto jest daleko, kto swojego życia nie konfrontuje z Bogiem samym, często swojego grzechu nie widzi.

Gotów uwierzyć, że skoro nie zabił, nie ukradł i z kobietą dobrze żyje, prowadzi święte życie. Powinny mu dzwonki alarmowe zadzwonić?
Na pewno powinien się serio zastanowić, czy nie ocenia siebie zbyt powierzchownie. Czy nie jest wobec siebie za mało krytyczny, skoro nie ma sobie nic do zarzucenia. Myślenie: Skoro nie zabiłem i nie ukradłem, to jestem doskonały, święty, to jest jedno niebezpieczeństwo, jakie chrześcijanom grozi. Drugie polega na tym - wielu chrześcijan tak myśli - że uważamy, że świętość w ogóle nie jest dla nas. Tylko dla jakichś wybrańców.

Pan Jezus zdaje się co do naszej grzeszności nie mieć złudzeń. Nawet apostołom w Wieczerniku powiedział: Tej nocy wszyscy zwątpicie we mnie. Nie pomylił się. I mimo tej wiedzy podzielił się z nimi Eucharystią i kapłaństwem. A oni ostatecznie - prawie wszyscy - zostali męczennikami za wiarę. Jak to wytłumaczyć?
W życiu każdego człowieka zło miesza się z dobrem. Chrystus pokazuje, zagrożenia, jakie w naszym życiu się pojawiają: jesteśmy słabi i upadamy. Ale powinniśmy nieustannie podejmować wysiłki, by być jak najbliżej Boga i by mieć właściwe relacje z drugim człowiekiem. Ks. Tadeusz Isakowicz - Zaleski udzielił jakiś czas temu wywiadu jednemu z dzienników. Zwrócił uwagę na to, że wielu z nas ma ogromny problem z pogodzeniem tego, że wyniesiony na ołtarze papież Jan Paweł II jako człowiek mógł równocześnie popełniać błędy, podejmować nie całkiem słuszne decyzje. Słowem, że miał swoje słabości.

A przecież na jego pogrzebie tłum wołał: „Santo subito”, święty natychmiast. Słyszałem na Placu św. Piotra na własne uszy.
Ta intuicja wiernych była poprawna. Ale to nie znaczy, że święty papież był człowiekiem idealnym. Świętość to jest takie życie, które u innych wywołuje okrzyk „święty natychmiast”. Ale to wad i grzechów tego świętego nie wyklucza. Święty Paweł pisał do Rzymian: „Nie czynię bowiem dobra, którego chcę, ale czynię to zło, którego nie chcę. Jeżeli zaś czynię to, czego nie chcę, już nie ja to czynię, ale grzech, który we mnie mieszka (…), umysłem służę Prawu Bożemu, ciałem zaś - prawu grzechu. Ale kończy refleksją o tym, że tylko Bóg może go do świętości doprowadzić i pisze: Dzięki niech będą Bogu przez Jezusa Chrystusa, Pana naszego!

Ustaliliśmy, że święty nie znaczy bezgrzeszny, bo wtedy po prostu nie byłoby świętych. Ale skoro tak, kto jest - po ludzku - święty?
Święty jest ten, kto naprawdę szczerze próbuje zbliżyć się do Boga, odgadywać i wypełniać Jego wolę. To nam pokazał Pan Jezus, że sensem życia jest wypełnianie woli Bożej.

A myślałem, że ksiądz profesor powie, iż święty jest ten, kto wypełnia przykazania.
Kiedy wypełniam wolę Boga, tym samym wypełniam Jego przykazania.

Myślę, że Pan Bóg ma inne oczekiwania wobec księdza profesora, a inne wobec mnie, a przykazania mamy te same.
Ale w życiu każdego człowieka przykazania się inaczej realizują.

„Nie cudzołóż” znaczy nie całkiem to samo dla małżonka i dla celibatariusza?
Przykazanie, które każe szanować rodziców, też nie dokładnie tak samo będziemy realizować, bo każdy przez lata inaczej swoje relacje z rodzicami układał. Każdy trochę inaczej okazuje szacunek rodzicom, inaczej zbliża się do Boga i szuka z Nim relacji. Słowem, te same przykazania każdy z nas konfrontuje ze swoim, indywidualnym życiowym doświadczeniem. Jak konkretnie te przykazania realizować najlepiej się dowiedzieć od Boga samego - na modlitwie.

Święty jest ten, kto szczerze stara się być blisko Boga. A co z ludźmi?
Tak naprawdę nie można być blisko Boga, nie można być świętym, jeśli my tej świętości nie urzeczywistniamy równocześnie w relacji do drugiego człowieka. Bóg swoją świętość urzeczywistnia przez to, że nas kocha, przez miłość. Kocha każdego. W „kazaniu na górze” mówi wprost, że skoro na każdego świeci słońce i pada deszcz, to każdy jest przez Boga kochany. Od nas oczekuje, żebyśmy na wzór Boga próbowali także każdego człowieka kochać. Nawet jeśli jesteśmy słabi i nie zawsze nam się to udaje, zawsze jesteśmy przez Boga do tego wysiłku by kochać innych wzywani. I on nam - raz jeszcze wracam do modlitwy i jej znaczenia - podpowiada, co mamy zrobić, jak mamy się zachować. To jest sztuka świętych. Są tak blisko Boga, by te podpowiedzi słyszeć i za nimi iść w konkretnych życiowych sytuacjach.

Gdybyśmy otwarli spis świętych ogłoszonych przez Kościół, liczący tysiące nazwisk, to byśmy tam znaleźli bardzo różne postaci: męczenników, którzy oddali życie za wiarę, ludzi pobożnych, umiejących się modlić i ludzi czynu zaangażowanych społecznie jak choćby Matka Teresa z Kalkuty. Każdy znajdzie swój wzór do naśladowania? Który model ksiądz poleca?
Te modele, które pan przywołał, składają się tak naprawdę na jedną drogę. Przyjrzyjmy się - przykładowo - postaci św. Maksymiliana Kolbego. Umiera za wartości, które przez całe życie uważał za podstawowe.

Papież Jan Paweł II kanonizował go jako męczennika, ale wcześniej beatyfikował jako wyznawcę. Tu nie ma sprzeczności?
Zupełnie nie ma. Zanim znalazł się w Auschwitz, wszystkie siły poświęcał dla ewangelizacji. Był niezwykle pragmatyczny. Całe życie darował innym ludziom, bo był przekonany, że oni potrzebują Boga. To go doprowadziło do takiej postawy, że własne życie przestało być dla niego ważne. Jak było trzeba, ruszył na misje do Japonii i założył czasopismo, choć nie znał japońskiego. Ewangelizacja polegała na tym, że cały czas i wszystkie siły oddał drugiemu człowiekowi. Decyzja z obozu, żeby pójść na śmierć za ojca rodziny jest naturalną kontynuacją tego, co robił wcześniej. On kolejny raz oddaje życie za innego. Tym razem dosłownie. Nie tylko dla niego. Generalnie dla męczenników, dla świętych ogłoszonych przez Kościół kochanie Boga i kochanie człowieka są ściśle powiązane. A przecież - na chwilę wracam do pierwszego pytania tej rozmowy - każdy z nich był świadomy swoich ludzkich słabości.

W powszechnej świadomości żeby zostać świętym trzeba nie tylko czynić, ale i dużo się modlić. Trochę nam ten motyw na razie umknął. A w dodatku dużo dla zapracowanego biznesmena to może być inna wielkość niż dla mnicha, któremu reguła gwarantuje czasem i osiem godzin na dobę na modlitwę.
Dla wielu świętych modlitwą jest nie tylko to, co jest nią dosłownie, czyli trwanie przed Bogiem w kościele czy w domu - klęczenie przed Najświętszym Sakramentem czy odmawianie różańca, czytanie Pisma Świętego.

Choć to wszystko są formy modlitwy.
Tak, ale istotą modlitwy jest bycie z Bogiem. Jeśli ktoś intensywnie pracuje, ale w czasie pracy wraca u niego refleksja, że to, co robi czyni dla dobra ludzi, z miłości do Boga, to ta praca, zagonienie też staje się modlitwą.

Boję się, że grozi nam herezja czynu: skoro jak pracuję, to równocześnie się modlę, to mogę już pracować na okrągło. Nawet na najkrótszy pacierz czasu nie wystarczy.
Pracoholizm nie jest pobożnością. Jeśli mamy całym sobą pracować, musimy znaleźć czas na odpoczynek, na jedzenie, dla rodziny czy przyjaciół i na modlitwę także.

Łatwo powiedzieć, ale trudno zrobić. A zwłaszcza znaleźć właściwe proporcje.
Trzeba ich szukać wciąż na nowo w zależności od sytuacji. Jeśli pielęgniarka - nawet jeśli jest siostrą zakonną - spędziła noc przy łóżku chorego z troską o to, by naprawdę wypełnić przykazanie miłości Boga i bliźniego, to może być tak, iż któregoś poranka zrezygnuje z modlitwy z użyciem brewiarza żeby odpocząć. Może nie być w stanie dobrze wykonywać pracy bez modlitwy, ale bez snu także nie. Z drugiej strony, przypominam sobie jedną z pielgrzymek Jana Pawła II do Polski i jego pobyt w Krakowie.

Chyba już się domyślam. Przenosimy się do katedry wawelskiej.
Papież był tego dnia ogromnie zaangażowany w swoją apostolską działalność. Wygłaszał homilię, rozmawiał z ludźmi itd. I nagle w pewnym momencie zapadła cisza. Okazało się, że papież w ciszy i skupieniu klęczy. W katedrze zrobiło się jak makiem zasiał. Po chwili umilkli także telewizyjni komentatorzy. Papież wszystkim nam wtedy pokazał, że nawet gdy jesteśmy bardzo zabiegani, to potrzebujemy czasem takiej kontemplacyjnej przerwy. Także po to, by sobie raz jeszcze uświadomić, czego Pan Bóg od nas w tym momencie oczekuje. Zatem warto, a czasem po prostu trzeba tak swoje obowiązki porządkować, żeby choć na chwilę skupić się na samym Bogu. Można to zrobić na przykład, wchodząc na chwilę modlitwy do kościoła, ale niektórzy potrafią to także zrobić, jadąc autobusem albo idąc z jednego miejsca pracy do drugiego. Separują się na chwilę od świata i skupiają się na Bogu. To im w wypełnianiu codziennych obowiązków nie przeszkadza. Wydaje się, że takie chwile da się znaleźć. Na szukanie Boga, na myśl o tym, czego on oczekuje i na szukanie sensu tego, co ja dzisiaj robię. Tylko trzeba zatęsknić za tym, że się oderwiemy od telefonu czy internetu na małą chwilę i oddamy ją Bogu. Jeszcze jeden przykład z życia Jana Pawła II. Kiedy przyjmował kolejnych gości na prywatnych audiencjach - polityków, artystów itd. Jedna grupa wychodziła, a na jej miejsce przychodziła następna. To dawało dosłownie parę chwil na modlitwę za tych, którzy właśnie się zbliżają. Na prośbę, żeby zdołał spełnić ich oczekiwania. Ta chwila była wypełniona modlitwą, a audiencja już tylko poświęcona rozmowie. Ale modlitwy - nawet w dniu szczelnie wypełnionym spotkaniami - nie brakowało.

Przywołujemy tu świętych ogłoszonych przez Kościół - Pawła. Maksymiliana Kolbego czy Jana Pawła II, ale 1 listopada będziemy świętować uroczystość Wszystkich Świętych. Myślę, że wielu z nas wierzy, że w tym gronie są nasi dobrzy rodzice, dziadkowie, przyjaciele…
Ta wiara ma sens, skoro ci ludzie tu w życiu na ziemi przyjęli Chrystusa w sposób widoczny - przez chrzest święty i inne sakramenty. A także przez dobre życie, przez które starali się być jak najbliżej Boga i innych ludzi, doszli do świętości. O tyle są święci, o ile zbliżali się do Boga i w Jego świętości mają udział. Niezależnie od tego w Kościele jest instytucja świętych.

W jakim celu?
Kościół chce wskazać wszystkim, którzy chcą się do Boga przybliżyć, takie postawy, które rzeczywiście do Boga przybliżają. Święci ogłoszeni przez Kościół to ci, którzy - działając w bardzo różnych obszarach życia - mogą nam pomóc jako wzorce. Inny będzie wzorzec świętości dla zakonnika, inny dla świeckiego pracującego w świecie. Inny dla kapłana, inny dla ojca rodziny. Ważne by swojego wzoru szukać i konsekwentnie starać się za Bogiem podążać.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska