Kto stoi za Vatileaks?

Wikipedia
Benedykt XVI
Benedykt XVI Wikipedia
Po aferze z wyciekiem dokumentów Stolicy Apostolskiej panuje zgodna opinia, że kuria rzymska jest w kryzysie. Na szczęście, choć aparat biurokratyczny jest ważny, nie on jest Kościołem.

Od dwóch tygodni światowe media huczą o skandalu w Watykanie związanym z wyciekiem dokumentów i prywatnych listów adresowanych do papieża Benedykta XVI.

Wśród nich miały być m.in. listy abpa Carla Marii Vigano wysyłane do papieża i do kardynała sekretarza stanu Tarcisio Bertone.

Arcybiskup zarządzający Gubernatoratem Państwa Watykańskiego informował m.in. o korupcji i nepotyzmie w tej instytucji. Do afery szybko przylgnęła nazwa Vatileaks, nawiązująca do podobnych problemów administracji amerykańskiej spowodowanych przeciekami z witryny internetowej WikiLeaks.

Kamerdyner siedzi

Wykradzione z bezpośredniego otoczenia papieża dokumenty obiegły najpierw włoską prasę, a potem zostały opublikowane w książce Gianluigi Nuzziego "Jego Świątobliwość".

W związku z przeciekiem 25 maja aresztowano papieskiego kamerdynera Paolo Gabriele. Pracę w Watykanie rozpoczął za Jana Pawła II, ale kamerdynerem papieża został dopiero w czasie pontyfikatu Benedykta XVI.

Należał do osób będących najbliżej papieża (Benedykt XVI nazywał go zdrobniale Paoletto - Pawełek). Jest czcicielem św. Faustyny Kowalskiej, propagatorki kultu Miłosierdzia Bożego. Po aresztowaniu trafił - do zwyczajnie pustego - watykańskiego aresztu w koszarach gwardii szwajcarskiej.

Do jego aresztowania przyczynił się papieski sekretarz, ks. Georg Gaenswein. Niemiecki prałat zwrócił uwagę, że w książce Nuzziego znalazło się m.in. najnowsze sprawozdanie finansowe z działalności Fundacji Josepha Ratzingera wysłane bezpośrednio papieżowi do akceptacji.

Dokument ten miał zostać odesłany do fundacji z pominięciem archiwum. Sekretarz doszedł do wniosku, że jedyną osobą, która mogła ukraść ten papier z papieskiego biurka, był Gabriele. Kilka godzin później kamerdynera zatrzymano, a w jego mieszkaniu znaleziono wiele innych wykradzionych przez niego materiałów.

Jakie będą dalsze losy aresztowanego? Włoskie media mnożą spekulacje. Gabriele ma podwójne - watykańskie i włoskie - obywatelstwo. Może więc być sądzony przed Trybunałem Watykańskim lub przed włoskim wymiarem sprawiedliwości. Rozbieżności co do grożącego mu wyroku są ogromne.

Zasadniczo grozi mu od roku do sześciu lat więzienia. Ale gdyby przed sądem Stolicy Apostolskiej udowodniono mu zdradę stanu i targnięcie się na bezpieczeństwo papieża, mógłby spędzić za kratami nawet 30 lat. Z drugiej strony oskarżony mógłby wprost do Benedykta XVI apelować, by sam papież go sądził lub ułaskawił.

Ideowiec czy chciwiec?

Sprzeczne są także oceny czynu papieskiego majordomusa. We włoskiej prasie pojawiają się podejrzenia, że mógł on działać z chęci zysku. Ale nie brak też opinii, że działał w dobrej wierze i kierowała nim troska o przejrzystość życia Kościoła i o papieża.

Jacek Moskwa, watykanista i przez ponad 15 lat korespondent polskich mediów w Rzymie, ocenia czyn Paolo Gabriele bardzo surowo:
- To, że ktoś wykrada dokumenty i prywatną korespondencję, jest w każdym organizmie państwowym, i nie tylko państwowym, skandalem. Tym bardziej niedopuszczalne na szczytach Kościoła. Nową sytuacją jest to, że sprawcę aresztowano, a informację o tym podano natychmiast do publicznej wiadomości.

Watykan przez stulecia wewnętrzne sprawy otaczał tajemnicą. O chorobie papieża wierni zwykle dowiadywali się po jego śmierci. Teraz rzecz stała się publiczna i musi znaleźć swój koniec. Paolo Gabriele musi zostać uniewinniony albo skazany.

Tomasz Terlikowski, redaktor naczelny portalu Fronda.pl, jest zdania, że o motywacjach sprawcy zwyczajnie nie wiemy, a on sam - choć zaczął już zeznawać przed watykańskim prokuratorem - na temat swych intencji milczy.

- Gabriele nie jest ani głównym bohaterem, ani pomysłodawcą. Jest pionkiem - uważa Terlikowski. - Został aresztowany, a dokumenty wypływają nadal. Stoją za tym ważni ludzie w Stolicy Apostolskiej, ale wymienianie jakichkolwiek nazwisk dzisiaj byłoby nieodpowiedzialne. Łatwiej powiedzieć, przeciwko komu wymierzone jest Vatileaks.

Ta akcja miała uderzyć w kardynała Tarcisio Bertone, który jest prawą ręką papieża. A być może i w samego Benedykta XVI. Kuria rzymska nie jest instytucją świętą. Jest biurokracją. Kościelną, ale jednak biurokracją. Znany watykanista Vittorio Messori mówi, że bywa ona czasem kłębowiskiem żmij. Ja bym tak daleko nie poszedł, ale jakieś przetasowania, walki o ważniejsze funkcje niewątpliwie mają tam miejsce.

Sodano kontra Bertone?

Włoskie media są zdania, że generalnym problemem kardynała Bertone jest to, iż zdaniem niektórych osób z papieskiego otoczenia zgromadził on w swoim ręku zbyt wielką władzę.

Spekuluje się, że spowodowało to m.in. jego konflikt z ks. Gaensweinem. Prawdopodobnie kardynałowi nie pomogło, że w strukturach Sekretariatu Stanu jest osobą z zewnątrz. Nie jest kościelnym dyplomatą. W Stolicy Apostolskiej pracuje od dawna, ale był sekretarzem kierowanej przez kard. Josepha Ratzingera Kongregacji Nauki Wiary. Tego najbliższego współpracownika papież zabrał na bardzo prestiżowe stanowisko. Sekretarz stanu jest drugim człowiekiem po papieżu.

Włoski portal Vatican Insider zasugerował, że do oponentów kardynała Bertone ma należeć grupa przedstawicieli dawnej dyplomacji watykańskiej z byłym sekretarzem stanu, kard. Angelo Sodano. Ten ostatni stanowczo temu zaprzecza. Swego rodzaju konkurencja między członkami kolegium kardynalskiego i tworzącymi się w nim grupami jest przez niektórych obserwatorów oceniana jako wstęp do przyszłego konklawe. Tym bardziej że w Rzymie coraz głośniej mówi się o ponownym wyborze Włocha na głowę Kościoła.

- Moment ataku na kardynała Bertone jest nieprzypadkowy - uważa Tomasz Terlikowski. - W tym roku kończy on 78 lat i w grudniu może - bez potrzeby podawania się do dymisji - przejść na emeryturę.
Jeśli taki był zamysł autorów przecieku, to prawdopodobnie się nie powiódł. Obecność kardynała Bertone przy papieżu podczas ostatniej pielgrzymki Benedykta XVI do Mediolanu został odebrany jednoznacznie jako gest zaufania ze strony Ojca św.

Kuria zależy od Włoch

- Sytuacja w kurii rzymskiej jest mocno zakorzeniona w tym, co dzieje się we Włoszech - uważa Jacek Moskwa. - A we Włoszech dzieje się bardzo źle pod względem ekonomicznym, politycznym, także moralnym. Mało o tym wiemy. Tymczasem kuria i jej aparat biurokratyczny pozostały w dużej mierze włoskie. Duchowni i świeccy mają różne powiązania ze swoją ojczyzną, z różnymi grupami nacisku, także biznesowymi, i to wpływa na tę niedobrą sytuację.

Ani Janowi Pawłowi II, ani Benedyktowi XVI niełatwo porządkować sprawy kurii i finansów Stolicy Apostolskiej. Każdy z nich jest człowiekiem z zewnątrz. Ja kocham Włochy, ale wiem, ile zła się tam pleni. To zło przenika także do Watykanu.

Jednym z przejawów kryzysu było - zbieżne w czasie z aresztowaniem Paola Gabriele - spektakularne wydarzenie w banku watykańskim IOR. Jego rada nadzorcza udzieliła wotum nieufności i wymogła dymisję prezesa, Ettore Gottiego Tedeschi.

Ten znany finansista trzy lata temu otrzymał od papieża zadanie wprowadzenia zasad przyjrzystości w IOR oraz międzynarodowych standardów, w tym zdecydowanej walki z praniem brudnych pieniędzy. Tedeschi bywa w mediach także posądzany o ujawnianie tajnych dokumentów. Grozi nawet autorom takich opinii sądem.

Do jego dymisji doszło w momencie, gdy w IOR trwają międzynarodowe kontrole poprzedzające wpisanie banku na tzw. białą listę placówek przestrzegających przepisów dotyczących walki z praniem brudnych pieniędzy. Prowadzą je m.in. eksperci specjalnego komitetu Rady Europy.

- Na styku z pieniądzem często rodzi się zło - przyznaje Jacek Moskwa. Otwierać konta w tym banku mogą tylko pracownicy Stolicy Apostolskiej albo osoby duchowne i instytucje kościelne. Ale kto chce nawet nie od razu prać brudne pieniądze, ale uniknąć dokuczliwego włoskiego fiskusa, może znaleźć zaprzyjaźnionego księdza albo choćby kamerdynera pracującego w Domu Papieskim i dzięki niemu "na słupa" pieniądze w IOR ulokować czy transferować za granicę.

Trzeba powiedzieć jasno: to nie jest zupełnie normalne. Im dalej Kościół trzyma się od wielkich interesów finansowych, tym mniej jest narażony na działania rozmaitych hochsztaplerów. Cała ta sprawa na pewno nie sprzyja poprawie wizerunku Kościoła w świecie.

W podobnym tonie wypowiedział się cieszący się we Włoszech wielkim autorytetem kardynał Carlo Martini. - Kościół może w sposób pozytywny interpretować to, co wyszło na jaw - mówił. - Niech Kościół straci pieniądze, ale nie zatraci samego siebie. To, co się stało, może zbliżyć nas do Ewangelii.

Jacek Moskwa wiary w Kościół nie traci. - Jest on instytucją bosko-ludzką, a to oznacza, że działa w nim Bóg, Duch Święty, ale także grzeszni ludzie. Więc rozmaite intrygi się zdarzają. Jest zgodna opinia, że kuria rzymska jest w kryzysie.

Ten aparat biurokratyczny jest ważny, ale to nie on jest Kościołem. Watykaniści nie mają wątpliwości: wizerunek Kościoła na Vatileaks traci, ale obraz papieża prawdopodobnie nawet zyskuje. Nie tylko dlatego, że papież jest ofiarą afery. Także dlatego, że robi on wiele, by sprawę wyjaśnić.

- Benedykt XVI powołał komisję kardynałów, z których tylko jeden jest Włochem - przypomina Jacek Moskwa. - Na jej czele stoi kardynał Herrans związany blisko z Opus Dei. Jestem pewien, że afera z przeciekiem dokumentów zostanie wyjaśniona. Co złego się działo w banku i dlaczego zdymisjonowano publicznie jego prezesa, też się dowiemy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska