Kto z kim w Kędzierzynie-Koźlu? Rodzinny układ w samorządzie

kolaż nto
Kędzierzyńscy radni i ich rodziny coraz częściej znajdują pracę w instytucjach, które z racji pełnionych funkcji powinni jedynie nadzorować.
Kędzierzyńscy radni i ich rodziny coraz częściej znajdują pracę w instytucjach, które z racji pełnionych funkcji powinni jedynie nadzorować. kolaż nto
Samorządowe spółki i spółeczki, gminne ośrodki i związki, powiatowa służba zdrowia. Kędzierzyńscy radni i ich rodziny coraz częściej znajdują pracę w instytucjach, które z racji pełnionych funkcji powinni jedynie nadzorować. A oni czerpią z nich korzyści.

20 grudnia, sala obrad kozielskiego magistratu. Radni głosują w sprawie budżetu na 2013 rok, czyli najważniejszej uchwały dla miejskiego samorządu.

Atmosfera jest nerwowa, bo niedawno część radnych niezadowolonych z rządów prezydenta Wantuły przeszła do opozycji. Spekuluje się, że o wyniku może zaważyć jeden głos. Tak też się dzieje, 11 radnych chce przyjąć budżet w wersji zaprezentowanej przez prezydenta, tyle samo osób jest temu przeciwnych, a jeden z rajców wstrzymuje się od głosu.

To Stanisław Gładysz, związany z Komitetem Wyborczym Wyborców Tomasza Wantuły. Komitet ten w ostatnich tygodniach opuściło aż 4 radnych. Im mniej ma członków, tym cenniejsi są oni dla prezydenta, który chcąc skutecznie rządzić Kędzierzynem-Koźlem, musi mieć przychylność rady miasta.

Wstrzymujący głos radnego Gładysza oznacza, że budżet nie zostaje przyjęty. Ogłoszona zostaje przerwa. Po powrocie z niej przewodnicząca rady Elżbieta Czeczot (również KWW TW) informuje rajców, że Stanisław Gładysz pomylił się podczas głosowania.

- Nacisnął nie ten guzik, który chciał - tłumaczy przewodnicząca i chce powtórzenia głosowania. Część radnych kręci głowami z niedowierzaniem.

- Być może Staszek faktycznie się pomylił, ale bardziej prawdopodobne, że ktoś mu przypomniał, iż jego syn ma fuchę w radzie nadzorczej Miejskich Wodociągów i Kanalizacji, którymi zarządza prezydent - komentuje po cichu jeden z radnych.

Kilka dni później budżet zostaje uchwalony na powtórzonej sesji, Stanisław Gładysz nie myli już przycisków.

Jeden na drugiego szuka haków

Jego syn Jakub 14 stycznia stracił jednak stanowisko w MWiK, na dodatek w atmosferze skandalu. Wywołały go nagrane z ukrycia taśmy, na których Gładysz junior, używając języka jak spod budki z piwem, opowiada o kulisach lokalnej polityki.

Aż do wybuchu afery był na tej scenie równie ważną figurą jak jego ojciec. W 2010 roku wszedł do rady powiatu z listy komitetu Wantuły, został nawet członkiem zarządu powiatu z ramienia KWW TW.

W ujawnionym kilka dni temu nagraniu mówi on o dyrektorze powiatowego szpitala Anatolu Majcherze: "Spiskował (Majcher - dop. red.) przeciwko staroście.

Starosty nie udało się odwołać, więc ma u starosty przej...ne. Starosta chce go załatwić (...), więc jak mi jeszcze dał wypowiedzenie z pracy, to ja to pier...lę, dlatego go odwołamy ze starostą".
Jakub Gładysz od marca zeszłego roku pracował w kierowanym przez Anatola Majchera szpitalu jako informatyk.

Niedawno dostał wypowiedzenie z pracy. Zarząd powiatu, którego jest członkiem, powołuje i odwołuje dyrektora szpitala. Dlatego słowa Gładysza wszyscy odczytali jako zapowiedź politycznej zemsty na Anatolu Majcherze. - Powiedziałem to w nerwach, ale nie chodzi o zemstę - zapewnia Jakub Gładysz. Przekonuje, że padł ofiarą szantażu. - Pan dyrektor zaproponował mu wycofanie wypowiedzenia z pracy, jeśli zrezygnuję z członkostwa w zarządzie powiatu - opowiada Jakub Gładysz. Anatol Majcher zaprzecza, aby składał taką propozycję.

Historia rodziny Gładyszów pokazuje jednak, jak niezdrowe układy panują obecnie w Kędzierzynie-Koźlu, w którym lokalną politykę zdominowały sprawy stanowisk dla samorządowców i ich rodzin.

Tata kontroluje szpital, a dziecko dostaje w nim pracę

Już sam fakt, że członek zarządu powiatu pracuje w powiatowym szpitalu, może wzbudzać kontrowersje. Podobnych przykładów w Kędzierzynie-Koźlu jest jednak więcej. Pracę w kierowanym przez Majchera szpitalu w grudniu znalazł syn Marka Piątka, kolejnego powiatowego radnego. Został zatrudniony w dziale kadr. - Niech pan o tej sprawie rozmawia z synem, a nie ze mną. On jest dorosły i sam decyduje o swoim życiu - słyszymy od Marka Piątka, gdy pytamy go o to, czy wykorzystał swoje wpływy, aby pomóc synowi znaleźć pracę.

- Ale to pan z racji pełnionej funkcji sprawuje nadzór nad służbą zdrowia. Fakt, że w szpitalu został zatrudniony członek pana rodziny, może mieć wpływ na podejmowane przez pana decyzje - podkreślamy.

- Zawsze głosuję zgodnie ze swoim sumieniem - zapewnia radny.
W szpitalu pracuje też dwójka dzieci kolejnego radnego powiatowego, Leona Piecucha. Syn jest specjalistą BHP, a córka położną. - Syn długo był bezrobotny, aż wreszcie znalazł pracę w szpitalu. Nie widzę powodów, dla których miałoby to wzbudzać jakieś kontrowersje - słyszymy od Leona Piecucha. Także zapewnia, że nie pomagał dzieciom w znalezieniu pracy.
W szpitalu pracuje też były inny radny powiatowy Jerzy Pałys, który jest - podobnie jak syn Piecucha - specjalistą od BHP.

Anatol Majcher odżegnuje się od zarzutów o nepotyzm. - ZOZ jest bardzo dużym zakładem pracy, pracuje tu blisko 700 osób, w związku z czym zdarza się, że pracują tu zarówno samorządowcy, jak i członkowie ich rodzin. O ich zatrudnieniu decydowały jednak tylko ich kwalifikacje zawodowe - przekonuje Anatol Majcher.

Wszyscy ludzie prezydenta

Mirosław Wantuła, Marek Niemiec, Grzegorz Chudomięt i Zbigniew Barszcz należą do najbardziej lojalnych wobec prezydenta radnych miejskich i świetnie wpisują się w przysłowie "Kto czyj chleb je, tego pieśni śpiewa".

Pierwszy to kuzyn prezydenta, któremu w wyborach samorządowych pomogło znane w mieście nazwisko i miejsce na liście popularnego komitetu. Marek Niemiec był przez lata kierowcą karetki. Do czasu, aż szpital stracił kontrakt na ratownictwo medyczne. Niemiec szybko znalazł jednak pracę w samorządzie, a konkretnie na nowo utworzonym stanowisku kierownika boisk "Orlik". - Po pierwsze wygrałem konkurs, po drugie znam się na sporcie i wspierałem budowę boisk. Fakt, że jestem radnym, nie miał żadnego znaczenia - przekonuje radny Niemiec.

Grzegorz Chudomięt przez lata słynął z ciętego języka i dociekliwości w krytykowaniu pracy samorządu. Zyskał tym samym zaufanie sporej części wyborców, która regularnie głosowała na bezkompromisowego i wyrazistego polityka. Język mu się stępił, gdy dostał pracę szefa Międzygminnego Związku "Czysty Region", który ma się zajmować gospodarką odpadami.

Zawdzięcza ją prezydentowi Kędzierzyna-Koźla, to on desygnował go na to stanowisko. Z kolei córka radnego Barszcza już po wyborach w 2010 roku została zatrudniona w Miejskich Wodociągach i Kanalizacji.

Z tą spółką związanych jest wyjątkowo dużo osób wywodzących się z rodzin lokalnych polityków. Szefową rady nadzorczej (tej samej, w której zasiadał Jakub Gładysz) jest Zofia Pokorska, ciocia powiatowej radnej Olgi Młodzińskiej-Pokorskiej, która z kolei jest żoną miejskiego radnego PiS Roberta Młodzińskiego.

Nasi rozmówcy twierdzą, że ma to wpływ szczególnie na to, jak podczas sesji rady miasta głosuje Młodziński. - Bzdura, nie ma żadnego - ucina sam radny. Faktem jest jednak, że Robert Młodziński jako jedyny z trzech miejskich radnych PiS często wspiera prezydenta, m.in. głosował za przyjęciem budżetu zaproponowanego przez Wantułę.

To nie jest zbieżność nazwisk

Wyjątkowo ciekawy jest przypadek miejskiego radnego Zygmunta Dereja. Kojarzony był z lewicą, w ostatnich wyborach samorządowych startował do rady z ramienia SLD. I choć partia ta znalazła się w opozycji, to Derej zaczął jednak otwarcie wspierać działania prezydenta, za co zresztą wyrzucono go z klubu radnych Sojuszu. Mniej więcej w tym samym czasie pracę w urzędzie miasta dostała Karolina Derej, synowa brata radnego.

- Chciałem przypomnieć, że pan Derej nie pierwszy raz zmienia politycznych przyjaciół. Kiedy przed wieloma laty silna w mieście była centroprawica, wówczas wspierał jej działania - przypomina Grzegorz Mankiewicz, miejski radny SLD.

Polityczny zmysł radnego Dereja pozwalał mu przez wiele lat zachować stanowisko kierownika administracji w Miejskim Zarządzie Budynków Komunalnych, także wówczas, gdy zmieniała się władza.

Prezydent Tomasz Wantuła napisał nam, że sugerowanie, iż rozdaje on synekury, traktuje jako pomówienie.

- Podobnie jak sugestie, że zatrudnianie osób będących radnymi czy też ich krewnymi ma rzekomo wpływać na decyzje poszczególnych radnych - przekazał nam jego rzecznik Jarosław Jurkowski. I wyjaśnia, że Chudomięt został przewodniczącym związku międzygminnego "Czysty Region" po wyborze przez zgromadzenie tego związku, składające się z 17 członków, z czego tylko trzy osoby reprezentowały gminę Kędzierzyn-Koźle. - Nie powoływał go zatem ani nie zatrudniał prezydent Tomasz Wantuła - przekonuje rzecznik. To wszystko prawda, tyle że to właśnie prezydent decyduje, kto w związku reprezentuje Kędzierzyn-Koźle. Zamiast Chudomięta w praktyce mógłby tam być zupełnie ktoś inny. A więc jednak radny ma co zawdzięczać prezydentowi.

Magistrat tłumaczy, że ostateczną decyzję w sprawie zatrudnienia Marka Niemca podjęła dyrektor Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Powszechnie wiadomo jednak, że żaden dyrektor miejskiego ośrodka nie podejmuje decyzji wbrew woli szefa gminy. Mało tego, często realizuje wręcz jego polecenia.

Sytuacja ma się identycznie, jeśli chodzi o córkę Zbigniewa Barszcza, w sprawie której prezydent także zarzeka się, iż nie miał wpływu na zatrudnienie. Przyznaje się z kolei, że to on decydował o zatrudnieniu krewnej Zygmunta Dereja.

"Jest (Karolina Derej - red.) zatrudniona w urzędzie miasta na czas określony, z marszu musiała przejąć obowiązki rzecznika i asystenta prezydenta ds. informacji publicznej, w zastępstwie osoby, której na dalsze pełnienie obowiązków nie pozwolił stan zdrowia" - napisał nam magistrat w oficjalnym oświadczeniu.

Sam prezydent Wantuła także dorabia w powiatowej służbie zdrowia, a konkretnie w tutejszym szpitalu. Teoretycznie nie powinno to wzbudzać kontrowersji, ponieważ z wykształcenia jest lekarzem. Problem jednak w tym, że samorząd gminny wspiera powiat w finansowaniu służby zdrowia, niedawno przeznaczył na ten cel 2 miliony złotych.

Tym samym prezydent ma wpływ na to, ile pieniędzy przekazywanych jest instytucji, z którą sam współpracuje. W 2011 roku wzbogacił się w ten sposób o blisko 100 tysięcy złotych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska