Do wypadku doszło 24 czerwca na wyspie Bolko. Pan Andrzej razem ze swoim kolegą wybrali się na wycieczkę rowerową. Kiedy przejeżdżali obok kawiarni nad stawkiem, nagle z drzewa oderwał się suchy konar i uderzył o kierownicę roweru.
- Usłyszałem tylko krzyk kolegi: Uważaj! Poczułem ogromny ból prawej ręki. Gdyby konar spadł kilka centymetrów bliżej i uderzył mnie w głowę, już bym nie żył - opowiada pechowy rowerzysta.
Kolega pomógł panu Andrzejowi dostać się na pogotowie. Stwierdzono złamanie prawego przedramienia i założono gips. Nasz czytelnik będzie musiał chodzić z nim przez sześć tygodni.
- Ktoś przecież dba o wyspę, ja płacę podatki. Tam się bawią dzieci. Nie wchodziłem między drzewa, tylko jechałem szeroką ścieżką, a mogło dojść do tragedii - mówi pan Andrzej.
Właścicielem terenu wyspy jest urząd miasta. Z jego ramienia utrzymaniem tam porządku zajmuje się "Zieleń Miejska".
- My tam tylko przycinamy trawę i sprzątamy. Kiedy dostajemy takie zlecenie, to prowadzimy wycinkę - mówi Marek Smolarski, wiceprezes "Zieleni Miejskiej".
Ostatnie wycinanie suchych gałęzi miało miejsce w lutym - wycięto 25 sztuk. Jak na 80 hektarów to niedużo. Powód zaniedbania jest prosty - mało pieniędzy. W tym roku na utrzymanie zieleni na wyspie Bolko, w budżecie miasta zapisano 200 tys. zł - czyli miesięcznie 15 tys. zł.
- Za te pieniądze trzeba nie tylko sprzątać i przycinać trawę, ale także wymieniać zniszczone ławki, kosze i tablice. Na wszystko nie wystarcza. Nie wiem, kto zapłaci to odszkodowanie - twierdzi Bogdan Kociński, naczelnik wydziału ochrony środowiska urzędu miasta.
- Jak urząd nie będzie chciał zapłacić, to pójdę do sądu - mówi pan Andrzej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?