Targi nto - nowe

Kukiz: - Miał być skarb, jest wiocha

fot. archiwum
Symbolem udziału Pawła Kukiza w obronie Opolszczyzny jest występ na festiwalu z żółto-niebieską flagą.
Symbolem udziału Pawła Kukiza w obronie Opolszczyzny jest występ na festiwalu z żółto-niebieską flagą. fot. archiwum
Samorządowcy muszą mieć zapał, pomysły i chęć do pracy organicznej. Nie da się kierować regionem, myśląc o nim od siódmej do piętnastej.

Paweł Kukiz jest muzykiem rockowym i aktorem. Założył zespół "Piersi", w 2003 roku wydał płytę z Janem Borysewiczem. Urodzony w Paczkowie, mieszka w Łosiowie. Bardzo mocno zaangażował się w obronę Opolszczyzny. Symbolem jego udziału w tym ruchu był występ na opolskim festiwalu z żółto-niebieską flagą, którą muzyk wymachiwał ze sceny.

Dziesięć lat temu zaangażowałem się mocno w obronę województwa opolskiego. Dziś też jestem pewien, że nigdy z Opolszczyzny nie wyjadę, bo to jest moje miejsce na ziemi, z nim jest związane wszystko, co robię w życiu. Tutaj zbudowałem dom, tu chcę żyć i tutaj umrę. A nawet jeśli umarłbym gdzie indziej, to przywiozą moje zwłoki i pochowają je w tej naszej małej ojczyźnie.

Rządzącym brak pomysłów
Ale to swoje zaangażowanie, to bieganie z flagą po scenie opolskiego amfiteatru oceniam z perspektywy 10-lecia różnie. Są chwile, kiedy jestem pewien, że zrobiłem wtedy dobrze, ale nie brak też momentów, w których zdaje mi się, że tego żałuję. Takie myśli nachodzą mnie szczególnie wtedy, gdy uświadamiam sobie, że niechcący, wbrew swoim intencjom pomogłem tym wszystkim Poganom i Jakubowskim w zdobyciu stołków, żłobów i korytek, słowem - do zrobienia karier. Ale nie warto się zajmować tymi, którzy siedzą lub niebawem będą siedzieć. Ważniejsza jest przyszłość.

Jestem bowiem przekonany, że walczyłem o region, który miał i ma nadal ogromne szanse, by stać się "małymi Niemcami" czy "małą Holandią", bo na tym właśnie polega wielka Polska. To jest nasz wielki skarb, że razem mieszkają tu różne nacje historycznie związane z Polską, Czechami i Niemcami. Drugiego takiego regionu nie ma w Polsce. Dlatego moglibyśmy i powinniśmy być prekursorem europeizacji naszego kraju. Tymczasem nasze województwo stało się na naszych oczach okrutną wiochą. Niestety, tak z ogólnopolskiej perspektywy wyglądamy. Powodem nie jest mentalność obywateli, bo ta jest autentycznie europejska. Problemem jest to, że kiedyś lewicowa władza nas okradała, a ludziom obecnie rządzącym województwem, powiatami i gminami brakuje pomysłów na przyszłość swojej małej ojczyzny.

Nie rozumiem, dlaczego nie wykorzystuje się szans Opolszczyzny. Także szans personalnych. Na przykład, jeden z liderów Platformy Obywatelskiej, Grzegorz Schetyna, jest emocjonalnie związany z naszym regionem. Mieszka tu nadal jego mama. Pytam: Dlaczego nie potrafimy tego wykorzystać dla dobra regionu? Dlaczego nikt z nim nie rozmawia o naszych problemach. Dlaczego nie korzystamy ze związków z naszym regionem takich osób jak wiceminister ochrony środowiska Stanisław Gawłowski, kapitalny człowiek i świetny fachowiec, czy posłanka Danuta Jazłowiecka, wiceprzewodniczaca Rady Europy? I - żeby była jasność - nie chodzi o żadne kumoterstwo, tylko o to, żeby skutecznie grać o dobro województwa, które razem wywalczyliśmy przed 10 laty. Ale tego nie zrobi śpiewak rockowy Paweł Kukiz ani inny hydraulik.

Za dużo biesiad, za mało pracy
To jest zadanie dla marszałka województwa, wojewody czy prezydenta Opola. Czemu oni nie wypełniają tego zadania wystarczająco, nie umiem powiedzieć. Jedno wiem: stan województwa mniej zależy od tego, czy w kraju rządzi Platforma czy PiS. Ważniejsze jest, jak sobie radzi marszałek, prezydent miasta, burmistrz czy wójt, jaką jest osobowością. Dobrze to widać po gminach, które kwitną niezależnie od tego, kto rządzi w Warszawie. Tyle tylko, że do kierowania gminą, powiatem czy regionem trzeba pasji, zaangażowania i wizji. Nie da się stać na czele samorządu na jakimkolwiek szczeblu od siódmej do piętnastej. To nie może być zwykła praca, po której zamyka się biuro i wraca do domu. Urzędnik nie będzie walczył o to, żeby Opole i Opolszczyzna były piękniejsze. Trzeba w to włożyć kawał serca. Tego serca chwilami u nas nie widać. Niestety, brakuje nam ludzi pokroju papy Musioła. Pani profesor Simonides angażuje się nadal w sprawy województwa, ale nie jest już nastolatką. Innych ludzi z wizją nie mamy w nadmiarze. Nie widać zaangażowania. A jeśli go brakuje, przed każdym, kto chce coś zrobić dla tego regionu, mnoży się przeszkody, które odbierają chęć do czegokolwiek.

Na pewno obecne czasy nie sprzyjają takiemu entuzjazmowi, jaki towarzyszył obronie województwa. Nie ma klimatu dla tych emocji, które kazały nam wtedy krzyczeć: "Nie oddamy Opolszczyzny!". Ale skoro nikt nam regionu nie zabiera, to jest czas, na pracę organiczną, na codzienne uporczywe pozytywistyczne budowanie jego siły. I trochę mnie przeraża, że takiego budowania, które przecież należy do tutejszej śląskiej tradycji, nie widać u nas za wiele.

Nie mogę się nadziwić, że w naszym regionie co chwila w różnych miejscach organizuje się - także za pieniądze z Unii Europejskiej - imprezy happeningowo-biesiadne. Niech się bawią we Wrocławiu, bo mają już wypracowane nadwyżki, ale na Opolszczyźnie jeszcze nie pora na zabawę. Trzeba uporczywie budować i na to przeznaczać pieniądze z Brukseli. Bawmy się na koniec, jak region już będzie w stanie kwitnącym. Po namyśle zgodziłem się na odciśnięcie swojej dłoni w alei gwiazd dla upamiętnienia 10-lecia obrony województwa. Ale pytam, dlaczego przy okazji Święta Opolszczyzny nie naprostujemy wreszcie tych okropnych ławek w amfiteatrze. To by dopiero była promocja regionu. Ale łatwiej promować, wydając pieniądze na artystów od popkultury i na fajerwerki. Łatwiej na pewno, tylko czy skuteczniej?
Województwo chce mi przyznać medal za zasługi dla Opolszczyzny. A mnie bardziej od medalu ucieszyłoby, gdyby z okazji 10-lecia utrzymania województwa w moim Łosiowie zbudowano wreszcie dla dzieci salę gimnastyczną. Apeluję: potraktujmy 10-lecie uratowania województwa jako powód nie tyle do biesiad połączonych z jedzeniem pieczonej świni, ile jako okoliczność sprzyjającą refleksji typu: co jeszcze możemy i powinniśmy dla naszego regionu zrobić. Posłużę się przykładem: Kupiłem starą śląską pompę. Czyszczę ją i za pomocą różnych specyfików staram się ją doprowadzić do stanu używalności. Mam wrażenie, że przynajmniej część władz na Opolszczyźnie chętnie by taką pompę spryskała luksusową farbą, najlepiej za europejskie pieniądze, ale to, czy ona będzie pompować wodę, jest kompletnie nieistotne.

Mieszkańcy sobie poradzą
Ciągle czekamy, aż na Opolszczyznę trafią wielkie inwestycje. Jeszcze niedawno ich brak tłumaczyłem sobie antyniemieckimi fobiami PiS-u, który rządził w Warszawie. Ale teraz tej partii u władzy nie ma, a wielkiego biznesu nadal nie możemy się doczekać. Więc widać mamy u władzy innych mentalnie ludzi niż województwo dolnośląskie. I to jest powodem.

Siłą Opolszczyzny pozostają wciąż jej mieszkańcy. Udała się nam ta niezwykła wymiana wartości. Mniejszość niemiecka, czy też zwyczajnie Ślązacy przejęli od przyjezdnych trochę fantazji i wrażliwości i mają teraz więcej nieba nad sobą. W zamian pokazali nam miłość do heimatu, swój śląski ordnung i pracowitość na co dzień. To ze względu na tę wymianę darów broniłem Opolszczyzny 10 lat temu. Trzeba się cieszyć z tego, że udał się nam i trwa cud pojednanej różnorodności. Kiedyś na poważnie wyzywaliśmy się od "hanysów" i "chadziajów". Dziś potrafimy już z tego żartować, a to jest najlepszy dowód, że ten problem przestał mieć znaczenie. Ci, którzy mieszkają tu z dziada pradziada, i przyjezdni oraz ich potomkwie uważają ten region za swój własny. To jest coś wspaniałego.
Cieszmy się, że coraz więcej Opolan wraca z zagranicy do heimatu. To zrozumiałe, że wracają. Bo tu zawsze będą się czuli u siebie, a w Niemczech i Holandii będzie się im dawać do zrozumienia, że są Polakami albo Ślązakami, słowem - że są obcy. Ale nie wystarczy się z ich powrotu cieszyć. Trzeba jeszcze tak rządzić regionem, żeby na wracających czekały miejsca pracy. A ci, którym udało się zarobić i przywożą ze sobą kapitał, muszą mieć gdzie go ulokować. Pomysł, jak to osiągnąć, jest zadaniem samorządu.

Tymczasem osobiście byłem w Opolu, w dziale promocji miasta, pytany, czy mam pomysł na ratowanie Opolszczyzny. Odpowiedziałem, że jeden mam na poczekaniu. Na miejscu pani zadającej mi to pytanie zatrudnić taką, która nie zada mi tego pytania. Bo ja chętnie z miłości do regionu zagram i zaśpiewam, ale przecież to nie ja jestem od pomysłów i ten wracający z saksów Ślązak też nim nie jest. Trzeba mu pomóc, poprawdzić go za rękę, pokazać, jakie mamy możliwości.
Jeśli inwestycje się tu nie pojawią, to nie będzie to problemem mieszkańców regionu. Oni zawsze dadzą sobie radę. Pokazywali to przez wiele lat, wyjeżdżając do pracy na Zachód. Radzili sobie i ci, którzy mieli dwa paszporty, i Opolanie bez "pochodzenia". Bo tu mieszkają autentycznie pracowici i zaradni ludzie.

Zachodni biznes potrzebny jest po to, żeby wzmocnić ekonomicznie nasz region. Bo Opolszczyzna słaba gospodarczo będzie zagrożona.

Weźmie nas silniejszy
Kiedy nto zaproponowała mi wprowadzenie do Święta Opolszczyzny z okazji 10-lecia obrony województwa, powiedziałem w wywiadzie dla waszej gazety, że gdyby dziś próbować na nowo ustawić "łańcuch nadziei", musiałby się on zaczynać pod opolskim ratuszem i urzędem wojewódzkim czarnymi flagami. To był tylko symbol. W rzeczywistości nigdy bym z taką flagą nie wyszedł, bo Opolszczyzna to przecież moja ziemia. Ale właśnie dlatego, że uważam ją za swoją, myślę z niepokojem o jej przyszłości.

Ostatnio za wielki sukces uznano kupienie przez samorząd lotniska w Kamieniu Śląskim. Oczywiście, to dobrze, że będziemy mieć swoje lotnisko. Choć przy tej okazji trudno nie zapytać, dlaczego tak łatwo rozebraliśmy lotnisko w Brzegu. A i lotnisko w Kamieniu samo niczego nie rozwiąże. Bo samoloty z Europy będą tu mogły lądować, tylko do czego one przylecą, jeśli w wielu gminach nie ma nadal uzbrojonych terenów czekających na inwestorów? Jeżeli nasz region nie będzie ekonomicznie silny, nie będzie zintegrowany, to stanie się niczyj. A to, co niczyje, bierze zawsze silniejszy. Tego się boję, że jak będziemy nadal traktować Opolszczyznę po macoszemu, to najdalej za 50 lat ona przestanie mieć jakiekolwiek znaczenie. A wtedy zostanie gospodarczo wessana przez ekonomicznie silniejszych Niemców. I na tym polega zagrożenie. Bo tu nikt nie przyjdzie z karabinami przesuwać granicy. Tego nie musimy się obawiać. Bardziej trzeba się bać tego, byśmy naszego regionu sami nie zmarnowali.

Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska