Kwaśniewski myśli o Nigerii

fot. Wojciech Grzędziński/Fotorzepa
Jerzy Urban
Jerzy Urban fot. Wojciech Grzędziński/Fotorzepa
Rozmowa z Jerzym Urbanem, właścicielem tygodnika "Nie" i dyżurnym skandalistą.

- Jest pan nadal członkiem Sojuszu Lewicy Demokratycznej?
- Nie. Od kilku lat jestem bezpartyjny. Z członkostwa w SLD zrezygnowałem, kiedy moja krytyka rządów Leszka Millera była na tyle radykalna, że w moim odczuciu nie mogłem być nadal członkiem partii.

- Co pan sądzi o nowym tworze politycznym - tj. centrolewicy, czyli Lewicy i Demokratach?
- Mam na ten temat dobre zdanie, gdyż jest to bardzo naturalne połączenie, które programowo ma głęboki sens. Właściwie pomiędzy liberalnymi politykami Demokratów a liberałami z Socjaldemokracji nie ma żadnych różnic myślowych czy politycznych. Te z kolei występują pomiędzy liberałami a socjalistycznym skrzydłem SLD, ale to jest skrzydło wymierające, odłam populistyczny, które często głosuje na Samoobronę czy PiS. Inne odrębności to "kanapy" radykalnie lewicowe, które moim zdaniem mają przyszłość, ale nie w europejskiej, liberalnej socjaldemokracji.
Lewica i Demokraci to partia przeciwstawna tradycji konserwatywno-katolicko-nacjonalistycznej. Musi ona mieć przyszłość, stanowić równowagę dla obu partii prawicowych. Tak naprawdę scena polityczna dopiero się układa i trudno wyobrazić sobie, aby pozostały tylko dwie partie - PO i PiS. Obie są przecież konserwatywne i silnie zakotwiczone w przeszłości.

- Dobrze zna pan Wojciecha Olejniczaka?
- Źle znam, ale znam.

- Coraz więcej mówi się, że ten młody szef SLD nie radzi sobie na tym stanowisku. Zarzuca się mu, że jest mało wyrazisty.
- Podzielam opinię, że Olejniczak jest mało wyrazisty i mało porywający. W publicznych wystąpieniach pokrzykuje, lecz to nie robi wrażenia, bo w tym nie ma wielkiego autentyzmu. Olejniczak dostosowuje się tylko do panującej mody, tak jak opozycja winna mówić, tak mówi. Ale nie ma co się zastanawiać nad Olejniczakiem, bo cała centrolewica nie ma wyraźnego lidera.

- A Marek Borowski? Osiągnął dobry wynik w wyborach na prezydenta stolicy i włączył się do gry o przywództwo na lewej stronie sceny politycznej.
- Na lewicy za rok czy dwa wyrośnie ktoś nowy. Bo i Marek Borowski, i Wojciech Olejniczak mają swoje określone zalety, jak i wady. Jedynie Aleksander Kwaśniewski ma same zalety, ale żadnej pracowitości. On właśnie wrócił z Lagos i jest przejęty ciężką dolą Nigerii. Nie widzę w nim chęci, aby stanąć na czele nowej formacji. A czas działa na jego niekorzyść. Z każdym dniem traci polityczną wartość.

- Może w przypadku Kwaśniewskiego dobry byłby "wariant litewski"? To znaczy gdyby były prezydent stanął na czele rządu.
- Proponowałem taki wariant, ale już wcześniej, tj. przed wyborami parlamentarnymi i prezydenckimi rok temu. Sugerowałem, aby Kwaśniewski na trzy miesiące przed końcem swojej kadencji abdykował i oddał prezydenturę marszałkowi Sejmu, wówczas Włodzimierzowi Cimoszewiczowi, tak jak przewiduje konstytucja.
W moim planie Kwaśniewski stałby na czele listy wyborczej lewicy do Sejmu. I dzisiaj może nie byłby premierem, ale lewica miałaby jakieś 20 procent posłów w Sejmie. Wówczas cały układ w parlamencie byłby inny. Kwaśniewski, stając na czele takiej silnej partii, byłby alternatywą dla rządzących. Stałby się wyrazistym kandydatem na premiera, który codziennie swoim funkcjonowaniem w polityce przypominałby o sobie. A teraz Kwaśniewski pełni rolę kolegi królów i byłych prezydentów. A jak nadal będzie takim "bawidamkiem", to nie będzie miał dużego poparcia społecznego.

Pod lupą

Pod lupą

Jerzy Urban, rzecznik rządu Wojciecha Jaruzelskiego, gościł w Opolu na zaproszenie koła naukowego historyków UO. W miniony poniedziałek wygłosił wykład o wolności słowa w IV RP.

- A czy nie uważa pan, że nie potrafimy zagospodarować byłych prezydentów? Jaruzelski, Wałęsa czy Kwaśniewski mogliby być np. dożywotnimi senatorami.
- Można zlikwidować Senat, można go przemienić w jakąś izbę samorządową, można go w końcu zostawić w takiej postaci, w jakiej jest, ale zagracanie go byłymi politykami to pomyłka. To jest bardzo poczciwe i pożyteczne, ale tylko dla tych polityków, a nie dla systemu państwowego. A byli prezydenci mają de facto to co senatorowie - pensje, sekretariat i samochód plus jeszcze ochronę, więc nie bardzo widzę sens tej inicjatywy.
Tylko czasami, aby móc płynnie przejść z pewnego okresu do następnego, historia wymusza podobne rozwiązania. Przykładem niech będzie Chile, gdzie utworzono senat z takimi nominacjami, aby istniała równowaga między tym, co wybrało społeczeństwo, a tym, co pozostało po dawnym reżimie. U nas koncepcja Senatu wysunęła się u podstaw Okrągłego Stołu, gdzie nam - stronie rządowej - wydawało się, że będziemy mieli w Sejmie większość. Więc Senat był pomyślany jako zabezpieczenie dla opozycji, aby mogła blokować działania Sejmu.

- Podobno polubił pan Stefana Niesiołowskiego, kiedyś czołowego polityka ZChN.
- On po prostu fajnie mówi i fajnie pisze. Osobistego kontaktu z nim nie mam, a jak miałem towarzyską okazję, to nie ryzykowałem zaprzyjaźnienia się z nim przy pomocy wódki, gdyż pisałem o nim straszne obelgi. Ale on teraz jest pyszny!

- Pańskim zdaniem dojdzie po następnych wyborach do koalicji LiD z PO?
- Najbardziej prawdopodobne po wyborach za trzy lata będzie… POPiS. Tylko na innych zasadach. Rozdawać karty będzie Platforma, ona też będzie miała premiera. To już w moim rozumieniu będzie korzystna zmiana. Bo nie będzie LPR i Samoobrony, czyli konserwatywnych, populistycznych partii. Ale pozostaną partie nadal napędzane antykomunizmem, z chęcią kontynuowania tych bzdur lustracyjnych, które powoli się ocierają o śmieszność.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska