OPOLSKIE KALENDARIUM
OPOLSKIE KALENDARIUM
Rok 1980
6.09 W Opolu spotkały się delegacje kilku zakładów pracy i w efekcie doprowadziły do formalnego założenia MKZ-tu.
19.09 - Wybór władz MKZ: B. Bardon -przewodniczący, Z. Galeta - wiceprzewodniczący, R. Kirstein - wiceprzewodniczący, R. Pawluszkiewicz - sekretarz, I. Kurowska - skarbnik.
22.09 Zmiana na stanowisku przewodniczącego MKZ Opole. Został nim R. Kirstein a wiceprzewodniczącym J. Głowiński.
Rok 1981
Marzec
7.03. Komisja Zakładowa NSZZ "Solidarność" przy hucie im. gen. Świerczewskiego w Zawadzkiem protestuje przeciwko wystąpieniu I sekretarza PZPR Stanisława Kani na zjeździe partii radzieckiej. Fragment: ... jesteśmy oburzeni wypaczaniem rzeczywistych przyczyn kryzysu w naszym kraju, jak również wystąpieniem I-go sekretarza KC PZPR w imieniu całego narodu ...
16.03 Na dworcu kolejowym Opole Główne zostali zatrzymani przez MO studenci WSI. Aresztowania dokonano w trakcie rozmów z naczelnikiem stacji dotyczących prawa do rozwieszania informacji o zatrzymanych i pobitych 5 marca przez milicję studentach.
21.03 Prezydium MKZ w Opolu wystosowało protest przeciwko wprowadzaniu w błąd polskiej opinii publicznej przez ekipę Dziennika TVP.
24.03 Międzyzakładowy Komitet Strajkowy w Opolu podporządkowując się uchwale KKP, podjął decyzję o strajku generalnym, który zaplanowano na 31.03.1981 r.
26.03 MKZ wystosowała do członków instrukcje w sprawie zasad postępowania na wypadek: strajku generalnego, stanu wyjątkowego lub interwencji z zewnątrz.
27.03 56 zakładów z terenu działania MZS Ziemi Prudnickiej proklamowało strajk. W trakcie akcji rozwieszono plakaty z napisami: "Pałami od nowa, Za co bijesz? Za chęć do życia?, Demokracja, rozmowy z ludem".
Kwiecień
17.04 Prezydium MKZ NSZZ "Solidarność" w Opolu rekomendowało dr. Stanisława Jałowieckiego jako kandydata na stanowisko wojewody opolskiego.
28.04. w Kędzierzynie-Koźlu zawiązał się Komitet Obrony Więzionych za Przekonania.
Maj
Rejonowa Komisja Porozumiewawcza NSZZ "Solidarność" Kolejarzy wystosowała stanowisko, w którym żąda udostępnienia Szpitala Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Opolu społeczeństwu.
30 maja odbył się pierwszy Zjazd Delegatów Województwa Opolskiego, na którym podjęto uchwałę o utworzeniu Regionu Ziemi Opolskiej.
Czerwiec
"Solidarność" zwróciła się do wojewody opolskiego z propozycją rozpatrzenia możliwości przekazania obiektu Komitetu Miejskiego PZPR przy ul. Mickiewicza w Opolu z przeznaczeniem na Pogotowie Ratunkowe. Z inicjatywy Komisji Zakładowej NSZZ "S" przy KSSD w Graczach budynek tamtejszego KM-G PZPR przeznaczony został na przedszkole, a sam Komitet przeniósł się do UMiG.
Lipiec
Przewodniczącym ZR wybrany został Stanisław Jałowiecki.
Sierpień
5.08 Prezydium Zarządu Regionu Śląska Opolskiego po zapoznaniu się z sytuacją w kraju i w regionie, a zwłaszcza po wysłuchaniu wielu opinii związkowych organizacji zakładowych, które kategorycznie wyraziły sprzeciw na zmniejszenie i tak już głodowych racji żywnościowych oraz dla poparcia stanowiska KKP w rozmowach z rządem, podjęło uchwałę o ogłoszeniu stanu gotowości strajkowej. Początek gotowości strajkowej wyznaczono na 6.08.1981 r. Ostry sprzeciw wyraziły też między innymi Komisje Zakładowe: przy Zakładzie Części Samochodowych w Opolu, w Hucie Małapanew w Ozimku, Elektrowni OPOLE w Budowie, przy Wojewódzkim Szpitalu Zespolonym w Opolu, w Spółdzielni Pracy Wyrobów Drewnianych "Dąb" w Głuchołazach.
10.08 w Hucie im. gen. Świerczewskiego w Zawadzkiem odbyło się zebranie Komisji Zakładowej NSZZ "S". Związkowcy podjęli decyzję o rozszerzeniu strajku do 2 godzin na każdej zmianie w proteście przeciwko brakowi jakichkolwiek oznak realizacji porozumienia podpisanego z wojewodą Mikołajewiczem, a także przeciwko sytuacji w kraju.
13.08 Po wysłuchaniu opinii przewodniczących KZ oraz w nawiązaniu do apelu KKP Zarząd Regionu odwołał gotowość strajkową w regionie.
W sierpniu 1981 r. w skład Zarządu Regionu wchodziły 623 organizacje związkowe.
Wrzesień
W dniach 5-10.09 i 26.09-7.10 w hali "Oliwii" w Gdańsku odbył się I Krajowy Zjazd Delegatów. Region Śląska Opolskiego reprezentowali: Stanisław Jałowiecki, Jarosław Chołodecki, Leonard Rypień, Jakub Forystek, Czesław Chmielewski, Bogdan Hełka, Roman Kirstein, Jerzy Łysiak, Włodzimierz Wiktor, Eugeniusz Woliński, Stanisław Dolacik, Ireneusz Just, Andrzej Kwoka, Waldemar Kupczak, Jerzy Mielnik, Franciszek Szelwicki, Maria Trać, Aleksander Dudek, Ryszard Gleich.
22.09 Podczas III tury Walnego Zebrania Delegatów Regionu Śląska Opolskiego delegaci wyrazili stanowczy protest przeciwko próbom czynionym przez władze, usiłujące wmówić narodowi, że wyłonieni w demokratycznych wyborach przedstawiciele załóg nie mają prawa reprezentować robotników, a tym samym uchwały podjęte przez nich na I Krajowym Zjeździe NSZZ "Solidarność" oceniane są jako akty sprzeczne z wolą i interesami klasy robotniczej. Delegaci potwierdzili też ważność mandatów udzielonych delegatom na I KZD. Zjazd uchwalił również Odezwę do związkowców NSZZ "Solidarność", w której krytycznie oceniono poczynania władzy ukazującej wydarzenia w naszym kraju jako działania zmierzające do obalenia socjalizmu nie tylko u nas, ale i w całym bloku państw socjalistycznych. "Propaganda prześciga się w wymyślaniu dowodów takich działań. (...). Po raz nie wiadomo już który aparat władzy daje dowód, że jego głównym celem nie jest likwidacja kryzysu gospodarczego, ale likwidacja Solidarności".
Październik
12.10 Na spotkaniu członków NSZZ "Solidarność" z przedstawicielami Zarządu Regionu, delegaci z Olesna podkreślali, że sprawą dla nich najważniejszą jest powrót gminy do administracyjnych granic Opolszczyzny.
12.10 Komisja Zakładowa NSZZ "Solidarność" Śląskich Zakładów Przemysłu Skórzanego w Krapkowicach ogłosiła z dniem 14.10.81 r. gotowość strajkową zakładu. Jednocześnie upoważniła Komitet Strajkowy do przeprowadzenia w dniu 16.10.81 r. strajku ostrzegawczego. Powodem strajku był zły system sprzedaży artykułów reglamentowanych, a w szczególności mięsa i przetworów mięsnych na terenie miasta i gminy Krapkowice. Podobne uchwały podjęło następnych 18 zakładów
20.10 Zarząd Regionu udzielił wotum nieufności funkcjonującym strukturom władzy administracyjno-gospodarczej województwa. W związku z kończącą się kadencją organów przedstawicielskich stopnia podstawowego i wojewódzkiego, Zarząd domagał się przeprowadzenia wyborów do tych organów w oparciu o społecznie akceptowaną ordynację wyborczą.
26.10 Zarząd Regionu podjął uchwałę w sprawie proklamowania w dniu 28 października 1981 r. jednogodzinnego strajku protestacyjnego. W uchwale wysunięto następujące żądania: 1) Zaprzestania represji w stosunku do działaczy związku; 2) Podjęcia energicznych działań dla zabezpieczenia pokrycia kartkowego oraz ujednolicenia systemu kartkowego w całym kraju. Przyznania odpowiednich uprawnień dla Społecznej Rady Gospodarki Narodowej oraz dla związkowych komisji kontroli społecznej
28.10 14 miesięcy od pamiętnych wydarzeń z sierpnia 1980 r. w godz. od 12.00 do 13.00 przeprowadzono jednogodzinny strajk ostrzegawczy. Do strajku przystąpiła większość zakładów Opolszczyzny. W Banku Spółdzielczym w Opolu wraz z pracownikami strajkowali klienci.
Grudzień
5.12 Z okazji Dnia Górnika z inicjatywy Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" przy Kopalni Skalnych Surowców Drogowych ks. bp Antoni Adamiuk poświęcił krzyż, grotę św. Barbary i sztandar NSZZ "Solidarność" po czym odbyła się uroczysta akademia w Domu Kultury.
(na podst. strony internetowej NSZZ "Solidarność" Śląska Opolskiego).
Jednak wtedy, w połowie sierpnia, dwadzieścia trzy lata temu, chyba tym bardziej nikt nie był w stanie przewidzieć, tego, co dla pokolenia dzisiejszych czterdziesto-pięćdziesięciolatków stało się rzeczywistością: upadku muru berlińskiego, ZSRR, demontażu komunizmu, wreszcie wolnej, demokratycznej Polski.
- Choć jakieś niejasne przeczucie, że musi zdarzyć się coś ważnego tkwiło w każdym z nas - opowiada Jałowiecki. - Nawet, pamiętam, gdy już siedziałem w więzieniu w stanie wojennym i biegałem po spacerniaku, by trzymać formę, strażnicy pół żartem, -pół serio pytali: a wy to ćwiczycie biegi, żeby przed nami uciekać czy, żeby nas gonić?
Przychodzą intelektualiści do robotników.
- Mimo że po gorzkim doświadczeniu Marca 68 - mówi Jałowiecki - tkwiła w inteligencji zadra, jednak w sierpniu, gdy po Polsce rozlała się fala strajków, nie miałem wątpliwości, że powinienem się przyłączyć i wesprzeć ten ruch.
Tylko jak? Nikt jeszcze wtedy w Polsce nie zdawał sobie do końca sprawy, co takiego właściwie narodziło się w Stoczni Gdańskiej. Że ruch związkowy - wolny, samorządny i niezależny od władz komunistycznych, to było oczywiste. Ale czy to ruch wyłącznie robotniczy, czy otwarty również dla inteligencji? Czy stawiający sobie za cel tylko naprawę socjalizmu (popularne wówczas hasło: Socjalizm tak - wypaczenia nie!), czy zmierzający do powolnego demontażu systemu.
- Niczego wówczas nie wiedzieliśmy, ale razem z Andrzejem Pasierbińskim poszliśmy do opolskiego Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego i zaoferowaliśmy pomoc. Przyjęto nas z pewną rezerwą. Delegaci załóg robotniczych nas nie znali, choć to, że w większości nie znali się też między sobą mniej im przeszkadzało.
Propaganda partyjna dbała wówczas szczególnie o to, by wbić klin między "zdrowy nurt klasy robotniczej" a "ekspertów, którzy z wrogich socjalizmowi pozycji chcą robotnikom doradzać". Ta uparta, nieprzebierająca w środkach kanonada nie przechodziła całkiem bez echa.
Jałowiecki: - Podczas słynnego pierwszego zjazdu krajowego "Solidarności" uchwała z podziękowaniem dla Komitetu Obrony Robotników, który od wydarzeń w Radomiu w 1976 r. pomagał brutalnie represjonowanym robotnikom, przeszła prawie cudem. Dopiero w powtórzonym głosowaniu. Podsycaną przez partię wzajemną nieufność między robotnikami a inteligencją trzeba było likwidować powoli.
Zdezorientowani partyjni
- Choć Instytut Śląski, w którym pracowałem, był mocno upartyjniony, a i w szeroko pojętym środowisku naukowym Opola raczej nie zaznaczały się szczególnie mocno postawy opozycyjne, moja i Pasierbińskiego decyzja o włączeniu się do ruchu "Solidarności" nie spotkały się z polityczną retorsją. Dominowała postawa na przeczekanie. Większość wolała zobaczyć, co z tego wszystkiego wyniknie. Tym bardziej, że lokalni działacze partyjni starali się przekonać, że ten ruch w istocie ogranicza się do Gdańska i kilku wielkich miast, a rozszerzenie go na nasz region mogłoby spowodować tylko napięcia i spadek, i tak już kiepskiego, poziomu życia.
W MKZ pozycja Jałowieckiego ugruntowała się na dobre dopiero od chwili, gdy został przewodniczącym świeżo powołanej Komisji Zakładowej w instytucie i od tego momentu stał się pełnoprawnym członkiem późniejszego Zarządu Regionu NSZZ "Solidarność" Śląska Opolskiego.
- Pan przez to wszystko źle skończy - powiedział mi jeden z luminarzy opolskiej nauki - uśmiecha się Jałowiecki. - Przepowiednia w jakiejś części się sprawdziła.
Rok 1981. Przed siedzibą "Solidarności" przy ul. Reymonta w Opolu na murze zainstalowano uliczną gazetkę.
Jak naprawić
nienaprawialne?
Podstawowy, praktyczny dylemat tamtych czasów: czy starać się o to, by miesięczny, kartkowy przydział papierosów na osobę wynosił szesnaście paczek, czy obalać system, który musiał doprowadzić, i doprowadził, do reglamentacji niemal wszystkiego?
- Dziś, zwłaszcza dla ludzi młodych, nie pamiętających tamtego okresu zabrzmi to pewnie anegdotycznie, ale dzięki upartym negocjacjom naszej "Solidarności" z władzami wojewódzkimi udało nam się doprowadzić do tego, że przydział miesięczny papierosów na mieszkańca Opolszczyzny był najwyższy w kraju. Inny ewenement na skalę krajową to fakt, że koks ze zdzieszowickiej koksowni nie był hurtem wywożony do Huty "Katowice" - oczka w głowie ówczesnych władz centralnych - lecz wprost do rolników. Prawie że udało nam się załamać rozdzielnik - rzecz świętą w ówczesnej gospodarce planowej - produkowanej na Opolszczyźnie margaryny, więc i z zaopatrzeniem w ten artykuł nie było u nas tak źle, jak gdzie indziej. Ale coraz bardziej było oczywiste, że na dłuższą metę państwo, gospodarka tak nie mogą funkcjonować. Że trzeba zmian strukturalnych.
"Solidarność" domagała się kontroli nad żywnością, w kraju - między innymi w Łodzi - odbywały się marsze głodowe, a pod parasolem ochronnym związku trwały spory o zakres zmian systemowych w państwie.
- Ludzie z KPN, jak Moczulski, domagali się na przykład wolnych wyborów do Sejmu - wspomina Jałowiecki. - W naszym województwie ten pomysł cieszył się nawet sporym wzięciem, bowiem w samym Zarządzie Regionu mieliśmy komórkę KPN, którą pilnie chroniliśmy przed działaniami bezpieki. Z drugiej strony KOR ustami Kuronia przekonywał, że wolne wybory to jakby próba wprowadzenia dwóch równoległych rozkładów jazdy. Musi doprowadzić do szeregu katastrof, w tym pewnie największej - interwencji Armii Radzieckiej rozlokowanej wzdłuż naszych wschodnich granic. I te dyskusje ciągnęły się prawie w nieskończoność, bo ludzie po prostu przestali się bać. To, co niektórzy nazywają dziś karnawałem "Solidarności" właśnie na tym polegało, że złamany został monopol partii w sferze obiegu poglądów. Ta raptem wybuchła wolność prowadziła często wręcz do paraliżu: zebrania trwały po wiele godzin. Każdy mógł zabrać głos, powiedzieć, co chce, i nikt ani nie myślał mu przerywać. Pamiętam wizytę Wałęsy w opolskim amfiteatrze. Nikomu nie przeszkadzało to, że trudno było czasem zrozumieć tok jego rozumowania. Mówił jednak językiem zwyczajnym, wypranym z partyjnej nowomowy. Nazywał sprawy po imieniu, a na to ludzie czekali prawie czterdzieści lat.
To może zostaniesz
wojewodą?
Jałowiecki był już przewodniczącym Zarządu Regionu opolskiej "Solidarności". On, inteligent, którego ofertę pomocy kilka miesięcy temu przyjęto w związku z lekką rezerwą, wygrał wybory z przygniatającą przewagą. W kraju i na Opolszczyźnie sytuacja ekonomiczna była już prawie rozpaczliwa. By wygrać na czasie, władze podjęły decyzję o zmianie wojewody.
- Powiedziałem kolegom ze związku, że powinniśmy wystawić też naszego kandydata. Zgodzili się, ale kogo? Ktoś zaproponował, żebym ja startował. Uśmiałem się. Ja wojewodą? W tych jednych starych dżinsach, jakie mam?
Na tydzień przed wyborami, w których tym razem w ramach kontrolowanej demokratyzacji startować miało trzech oficjalnych kandydatów, "Solidarność" zgłosiła czwartego. Partia wpadła w popłoch. Wygrana Jałowieckiego mogła być jak pierwszy kamyk, których ruszy lawinę.
W dniu wyborów, na sali, gdzie zgromadzili się radni Wojewódzkiej Rady Narodowej, odczytano list od Wojciecha Jaruzelskiego, który skupiał wtedy pełnię władzy w Polsce. Generał życzył radnym trafnego wyboru spośród... trzech kandydatów!
- Wśród radnych konsternacja. Nie wiedzieli - zignorować sugestię Jaruzelskiego czy kandydata "Solidarności"? Po długich deliberacjach zdecydowali się jednak na to pierwsze.
Przegrał głosowanie nieznacznie. Zwycięzca nie osiągnął pięćdziesięciu procent głosów.
Kozacy i Tatarzyni
"Solidarność" coraz pewniejsza była tego, że bez zasadniczych zmian systemowych tak naprawdę niczego się w Polsce nie zmieni. Że praca ludzi będzie marnotrawiona, że system reglamentacji się utrwali, a gospodarka przygnieciona garbem gigantycznych długów na stałe ugrzęźnie w regresie. Aparat partyjny zdecydowany był jednak bronić zasad systemowych, twardo niszcząc nawet nieśmiałe działania reformatorskie w swoich szeregach.
- Doszliśmy do sytuacji patowej - mówi Jałowiecki. - Żadna ze stron nie mogła się cofnąć, nie było też pola do zawarcia jakiegokolwiek sensownego kompromisu. Stan wojenny był najgorszym z możliwych rozwiązań, ale wtedy już chyba jedynym, jakie pozostało.
Jałowiecki schodzi
do podziemia.
- Nie lubię tego określenia. Nie nosiłem doklejonej brody, nie organizowałem trójek, piątek, sieci łączników. Ja się nawet specjalnie nie konspirowałem - opowiada. - Jeśli chciałem się skontaktować z działaczami w Prudniku, jechałem tam autobusem. No tak, zima była sroga, wszyscy okutani, więc może i trudno mnie było rozpoznać. Ale do huty w Zawadzkiem wjechałem ciężarówką. Zatrzymałem kierowcę, zapytałem, czy mnie ukryje w samochodzie i przewiezie przez bramę. Zgodził się bez problemu. Jeśli organizowałem "Solidarność" w stanie wojennym, to po to, by dać świadectwo, że związek istnieje, że nie zaprzestał działalności, że nie daliśmy się stłamsić. Wydawaliśmy pismo "Sygnały Wojenne", kolportowaliśmy ulotki.
Wpadł w maju 82r., gdy pojechał do Tarnowskich Gór na imieniny żony. Bezpieka popisała się intuicją: otoczyła dom i po chwili oboje z żoną, skuci kajdankami, razem z kwiatami, których nie zdążył jej wręczyć, ruszyli na sygnałach milicyjnymi "sukami" do Opola.
Tu się nie da żyć
Sędzia wrocławskiego Sądu Wojskowego, Matacz, okazał się człowiekiem z charakterem. Gdy sądy marynarki na Wybrzeżu ferowały wtedy wyroki w granicach ośmiu, dziesięciu lat więzienia za kolportaż "bibuły", Jałowiecki dostał dziesięć miesięcy.
- Podałem mu rękę po wyroku - mówi. - Uniewinnić mnie przecież nie mógł...
Po wyjściu z więzienia jeszcze nie myślał o emigracji. Ale...
- Jakiś czas potem zabrali mnie z domu w okolicznościach, o których nie chcę mówić. W każdym razie tego dnia żona, która do tej pory miała bardziej radykalne poglądy od moich, powiedziała dość. Tu się nie da żyć.
Zgodnie z amerykańskim prawem, by uzyskać status uchodźcy w USA nie można pojechać do tego kraju wprost. Trzeba mieć po drodze przystanek. Dla rodziny Jałowieckich była to mała miejscowość pod Frankfurtem.
Tam spotkał się z pracownikiem sekcji polskiej Radia Wolna Europa. W Monachium wziął udział w konferencji. Opowiedział o sytuacji w kraju, nastrojach społecznych. Potem wyjechał do Seattle, gdzie miał podjąć pracę na uniwersytecie. Po telefonie Zdzisława Najdera, z propozycją stałej pracy w RWE, w 85 r. przyjechał do Monachium.
- Traktowałem tę pracę jak kontynuację dotychczasowej działalności. Skoro nie mogłem jej prowadzić tu, prowadziłem ją tam. Oczywiście obawiałem się, że być może już więcej nie wpuszczą mnie do Polski, że nie zobaczę się z tą częścią rodziny, która w Polsce pozostała. Tym bardziej, że jeszcze u schyłku lat osiemdziesiątych mało kto przypuszczał, że blok socjalistyczny się zawali. Fakt, że Amerykanie zwolnili z funkcji dyrektora rozgłośni Najdera właśnie o tym świadczy. Ba, w roku 88 r., Amerykanie poważnie rozważali propozycję Urbana, by zaprosić go na dyskusję do Radia Wolna Europa i tylko zdecydowany opór naszego zespołu skłonił ich do zaniechania tych planów.
Powrót trapera
A potem? Potem, gdy komunizm upadł, wrócił z rodziną do kraju, do swej Chaty Trapera w górach. Pracuje w Instytucje Śląskim, z którego kiedyś się zwolnił, by przejść na etat szefa tej pierwszej, regionalnej "Solidarności". Był marszałkiem województwa. Bo prócz dżinsów i t-shirtów miał już trochę lepszych ubrań.
Z tego fragmentu życiorysu, który splótł mu się silnie, nie żałuje prawie niczego.
Choć nie.
- Dla "The Seattle Times", gdy nastał Gorbaczow, a Zachód wpadł w euforię, słuchając, co mówi i patrząc na jego żonę Raisę, napisałem artykuł, w którym przepowiadałem, że wszystko się skończy na słowach, jakiejś kolejnej kampanii antyalkoholowej. Wymowa tekstu była tak jednoznaczna, że redakcja opatrzyła go trzema fotografiami obok siebie: Stalina, Breżniewa i Gorbaczowa. To była moja największa porażka zawodowa. Ale się cieszę z tego tak pięknego dla nas wszystkich strzału kulą płot.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?