Dziewięć lat temu, kiedy skończyłam szkołę ogrodniczą i rozpytywałam, gdzie można dalej uczyć się florystyki, czyli czegoś więcej niż kwiaciarstwa, na terenie Opolszczyzny nikt o takiej szkole nie słyszał - wspomina. - Pojechałam więc do Berlina korzystając z okazji, że moja ciocia w takiej szkole uczyła. Przez trzy lata tam zdobywałam wiedzę o zawodzie. Choć namawiano mnie, bym została na stałe, nie zdecydowałam się. Zawsze chciałam wrócić i w rodzinnych Łubnianach otworzyć kwiaciarnię. W domu, w którym mieszkali moi pradziadkowie, dziadkowie i rodzice.
W szkole pani Ewa poznawała przede wszystkim wiedzę o doniczkowych roślinach ozdobnych i o kwiatach. Bardzo sobie ceniła zajęcia praktyczne, podczas których mistrzowie florystyki uczyli techniki układania bukietów, zasad dobierania kolorów oraz wykorzystywania przeróżnych roślin do kompozycji, łączenia kwiatów i gałązek wikliny, wierzby mandżurskiej oraz przeróżnych roślin i traw rosnących w pobliskich lasach i na polach.
Kiedy po ukończeniu szkoły przyjechała i zdecydowała się utworzyć kwiaciarnię, w dawnej rodzinnej siedzibie, niełatwo było wygospodarować na to miejsce. Pani Ewa postanowiła zaadaptować na ten cel stary ...chlew i część stodoły. W pomieszczeniu z kolebkowym sufitem i schodkami na strych jest kwiaciarnia, a w drugiej części - pracownia, gdzie właścicielka "pachnącego interesu" przygotowuje kwiatowe kompozycje.
Nowy zawód
Florystka to jeden z nowych zawodów. To już nie kwiaciarka, która sprzedaje kwiaty, lecz specjalistka od roślin ozdobnych, która potrafi układać artystyczne kompozycje ze świeżych i suszonych roślin, zna zasady zdobienia sal weselnych i konferencyjnych, kościołów i recepcji hoteli.
- Kiedy we wsi dowiedziano się, że w naszym chlewie będzie kwiaciarnia - wspomina pani Ewa - niektórzy początkowo pukali się w czoło, inni pod nosem podśmiechiwali. Ale gdy kończył się remont, pomysł już nie wydawał się nikomu taki niedorzeczny. Dla mnie bardzo istotne było to, że nie muszę płacić czynszu. Obok wejścia do kwiaciarni został wykonany wyższy podest, gdzie przez cały rok stoją kwiatowe kompozycje. Zimą, przed Bożym Narodzeniem są to świąteczne stroiki, a później kompozycje z suchych kwiatów do ozdabiania mieszkań.
Bożonarodzeniowe dekoracje pani Ewa zaczyna robić od pierwszych dni listopada, kiedy tylko spadnie popyt na wieńce i stroiki nagrobne. Potem - zgodnie z zasadami marketingu, którego także uczono ją w Niemczech - na początku grudnia urządza kiermasz, podczas którego prezentuje efekt swojej kilkutygodniowej pracy, a klientów częstuje ciasteczkami i grzanym winem.
Bożonarodzeniowa wystawa ozdób organizowana jest w zasadniczej części stodoły. Na wysypanej suchymi liśćmi posadzce gospodyni ustawia stare meble, sanki i inne niegdyś używane w gospodarstwie przedmioty, a na nich ustawia kompozycje, które skrzą się brokatem i migocą światełkami. Tak wykorzystana stodoła stanowi jedyną w swoim rodzaju scenerię, która kojarzy się z betlejemską stajenką.
Na co dzień jednak prowadzenie kwiaciarni nie jest pracą lekką i łatwą.
- Każdy, kto tu przychodzi, zachwyca się kolorami, wchłania zapach kwiatów i przypuszcza, że ułożenie kilkunastu roślin to sama przyjemność - mówi pani Ewa. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że codziennie trzeba napełnić wodą kilkanaście wiader, bo kwiaty nią się przecież żywią. Jesienią mam ręce boleśnie podrapane przez gałązki igliwia, z którego robię wieńce i pokłute przez kolce róż. Te ciemne strony zawodu nie są jednak w stanie przyćmić ogromnej przyjemności, z jaką podchodzę do każdego bukietu, każdej ozdoby i wielkiej satysfakcji z tego, że się klientom podobają. Coraz więcej mam też zamówień na przyozdabianie wielkich sal na uroczystości rodzinne i oficjalne okazje. Jestem po prostu szczęśliwa, że robię to, o czym marzyłam.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?