Lachowski: - Odra przekupywała sędziów

fot. Sebastian Stemplewski
Zdaniem Lachowskiego większość piłkarzy, sędziów i działaczy maczała palce w korupcji.
Zdaniem Lachowskiego większość piłkarzy, sędziów i działaczy maczała palce w korupcji. fot. Sebastian Stemplewski
Rozmowa z Marcinem Lachowskim, byłym piłkarzem Zagłębia Sosnowiec i Odry Opole.

Ważne

Ważne

Za udział w aferze korupcyjnej Wydział Dyscypliny ukarał Zagłębie Sosnowiec degradacją o jedną klasę, czterema punktami ujemnymi i grzywną w wysokości 50 tys. zł. Kara degradacji będzie obowiązywać od następnego sezonu, a punkty ujemne zostaną uwzględnione w bieżących rozgrywkach. Zagłębie jest szóstym klubem ukaranym za udział w aferze korupcyjnej w polskim futbolu. Wcześniej sankcje dotknęły Arkę Gdynia, Górnika Łęczna, KSZO Ostrowiec Św., Górnika Polkowice i Podbeskidzie Bielsko-Biała.

- Jest pan persona non grata w polskim futbolu?
- To chyba zbyt mocne słowa. To określenie nie pasuje do mojej sytuacji. Dlaczego i kto miałby mnie tak nazywać?

- Po awansie do ekstraklasy musiał pan odejść z Zagłębia Sosnowiec. Przed sezonem nie znalazł pan zatrudnienia w pierwszej ani drugiej lidze. Szefowie klubów bali się, że nazwisko Lachowski kojarzy się z korupcją w polskiej piłce.
- Rozwiązałem kontrakt z Zagłębiem za porozumieniem stron. Czekałem na propozycje z pierwszej ligi, choć zdawałem sobie sprawę, że tych ofert może nie być wiele. I to nie z racji afery korupcyjnej. Znam swoje miejsce w szeregu. Nie jestem piłkarzem, po którego sięgnie Legia, czy inne kluby z tej półki. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że wiele klubów, także pierwszoligowych, jest zamieszanych w ten proceder. Ich szefowie woleli uniknąć medialnej burzy, która mogła być wywołana po zatrudnieniu Lachowskiego. Ale nie czuję się wyizolowany. W ostatnich tygodniach odebrałem kilkanaście telefonów z klubów, które chciałyby mnie zatrudnić. W większości były to kluby trzecioligowe, mające aspiracje i plany awansu. Ale w tej chwili to mnie nie interesuje.

- Porozumienie stron to forma oficjalna. Tajemnicą poliszynela jest, że Zagłębie pozbywa się graczy podejrzanych o ustawianie meczów.
- Działacze chcieli w ten sposób zyskać w oczach Wydziału Dyscypliny PZPN-u i mieć argumenty, które mogły wpłynąć na zmniejszenie kary dla klubu. Rozumiem ich zachowanie, ale go nie akceptuję. Ja nie odżegnuję się od tego, co się stało. Ale jak czytam wypowiedzi, że nikt w klubie nie wiedział, co się działo, to jestem zdziwiony. Trudno, muszę się pogodzić z tym, że nie jestem zawodnikiem Zagłębia. Jest mi bardzo przykro, bo z tym klubem związałem się emocjonalnie.

- Powiedział pan, że grał w dwóch klubach, w których dochodziło do korupcji. Czy Odra Opole przekupywała sędziów?
- Przecież to nie jest żadną tajemnicą. Były prezes Odry, pan Niedziela, też składał obszerne wyjaśnienia we wrocławskiej prokuraturze.

- Pamięta pan jesień 2000 roku, po której Odra była bliska awansu do pierwszej ligi?
- Pamiętam dobrze.

- Pozycję w tabeli zawdzięczała tylko swojej dobrej grze?
- Jasne, że wtedy dobrze grała, ale...

- Sędziowie jej pomagali?
- Byłem wtedy bardzo młodym zawodnikiem. Nie znam szczegółów, czasami coś się tylko mówiło w szatni.

- I co pan wtedy słyszał?
- To było dawno i nie chcę przekręcić jakiegoś faktu. Powiem tylko tyle, że grałem w dwóch klubach i żaden nie jest święty.

- Runda wiosenna tamtego sezonu nie była już tak udana. Piłkarze sprzedawali mecze?
- Runda była fatalna. Na wynik złożyło się wiele czynników: brak motywacji, brak pieniędzy, niesnaski w gronie piłkarzy...

- W klubie nie było pieniędzy, a bogatsi rywale dzielili się z wami swoimi premiami?
- Powtarzam, byłem wtedy młodym zawodnikiem. Jeśli takie rzeczy są, to zawsze wie o nich tylko kilku starszych graczy. Nie chcę mówić o czymś, o czym tylko słyszałem. Natomiast dziwię się, że do dziś kibice w Opolu na niektórych zawodników złego słowa nie powiedzą.

- Na ile Zagłębie wywalczyło, a na ile kupiło awans?
- Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że Zagłębie kupiło awans. Prokuratura zarzuca bodaj 27 ustawionych meczów. Z tego - jak mówi jeden z członków Wydziału Dyscypliny - wiele było nieudolnie załatwianych. Należy to rozumieć tak, że mecze nie skończyły się oczekiwanym wynikiem. Byłem w Sosnowcu cztery lata, w tym czasie Zagłębie rozegrało 140 meczów. 27 to niewiele. Sędziowie otrzymywali jakieś pieniądze, ale to jest normą w polskiej piłce.

- Dawanie pieniędzy sędziom to jedna z zasad gry?
- Ludzie przez lata się do tego przyzwyczaili. Takie praktyki były już stosowane 20-30 lat temu. Większość ludzi nie zdawała sobie sprawy, że za takie czyny od pewnego czasu do gry wchodzi prokurator. A to, co działo się przed 2003 rokiem, to było cacy? Nie. Tylko że od tego czasu korupcja jest karalna. Znam ludzi, którzy w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych byli kierownikami drużyn, działaczami klubowymi. Mają notatki z tamtych lat. Dlatego twierdzenie, że korupcja w polskim futbolu zaczęła panoszyć się dopiero przez ostatnich kilka lat jest nieprawdziwe. Korupcja istnieje od klasy C do ekstraklasy. Była, jest i... Czy będzie, nie wiem. We Włoszech 20 lat temu była wielka afera. Nastąpiło oczyszczenie i nagle, w zeszłym roku, znów gruchnęło.
- W polskim futbolu korupcja jest zjawiskiem powszechnym?
- W moim przekonaniu zdecydowana większość piłkarzy, trenerów, działaczy i sędziów w czynny lub bierny sposób miała do czynienia z korupcją. Dziś wszyscy mówią, że są czyści. Skoro tak, to niech poddadzą się badaniom wariograficznym. I wtedy niech powiedzą, że nigdy się nie zrzucali, nie brali, nie kupowali. Daję sobie uciąć dwie ręce, że po takim badaniu okaże się, że osiemdziesiąt procent środowiska ma coś za uszami. Reszta to młodzi, którzy dopiero wchodzą do piłki.

Sylwetka

Sylwetka

26-letni Marcin Lachowski to w ostatnich latach jeden z najzdolniejszych piłkarzy na Opolszczyźnie. Jest wychowankiem Otmętu Krapkowice, z którego - w wieku 16 lat - trafił do Odry Opole. W jej barwach grał w II i III lidze, będąc przez trzy sezony jej podstawowym zawodnikiem. Cztery lata temu odszedł do Zagłębia Sosnowiec. Z tym klubem wywalczył awans najpierw do II, a potem do I ligi.
Rok temu został zatrzymany w związku z korupcją w polskim futbolu. Podejrzewany jest o to, że wraz z kilkoma piłkarzami oraz dyrektorem klubu z Sosnowca, byłym reprezentantem Polski Wojciechem Rudym, korumpował sędziów prowadzących mecze Zagłębia. Po awansie Zagłębia do ekstraklasy odszedł z klubu. Wrócił na Opolszczyznę. W nowym sezonie będzie grał w beniaminku IV ligi - LZS-ie Leśnica.

- Ale nie można akceptować sytuacji, że o awansie decyduje to, kto więcej razy przekupi sędziego.
- Nie twierdzę, że należy to akceptować. Mówię tylko, jak to funkcjonuje. Dlatego - choć dziś w moich ustach to brzmi niewiarygodnie - Zagłębie awansowało czysto. W takim sensie, że zgodnie z panującymi regułami gry. Jeśli sędziom wręcza się kopertę, to nie po to, żeby pokonał za ciebie przeciwnika. Gospodarze zawsze starają się sprzyjać arbitrom. Powiedzmy, że odpowiednio się ich gości, by nie przeszkadzali w grze. Jak sędzia ci nie przeszkadza, a ty jesteś dobry, to wygrywasz. Gdy sędzia przeszkadza, to bywa różnie.

- Jednak jest różnica, kiedy daje się pięćdziesiąt złotych ponad to, co arbitrowi wychodzi z rozliczenia delegacji, niż kiedy daje mu się pięćdziesiąt tysięcy.
- To są kwoty nierealne.

- Takie padły z ust prokuratora prowadzącego śledztwo.
- Może w innych klubach, ale nie w Zagłębiu.

- A jakie stawki obowiązują?
- Nie wiem, wydaje mi się, że nie ma na to reguły. Jest chwila, jakaś sytuacja, pewna stawka meczu... Nie ma taryfy.

- Jakimi kwotami obracało się w Sosnowcu?
- Nie mogę na to pytanie odpowiedzieć.

- Skąd w takim razie bierze się lewa kasa na sędziego?
- Wydaje mi się, że działa to na zasadzie zwykłej zbiórki członków zespołu.

- W ilu kupionych meczach pan grał?
- Nie wiem. Prokurator wymienił liczbę 27. Ja na początku byłem zawodnikiem wchodzącym, a tacy o wielu rzeczach nie wiedzą. Przez te cztery lata wiele razy byłem kontuzjowany i nie grałem.

- Ale Marcin Lachowski to ważna postać Zagłębia: był w radzie drużyny, potem jej kapitanem. Nawet podczas absencji musiał pan wiedzieć, co się dzieje.
- Niekoniecznie. Nieobecni głosu nie mają. A po wszystkim o takich rzeczach nie mówi się przy kawie.

- Kiedy pierwszy raz poszedł pan "ugościć"sędziego?
- Pomińmy to milczeniem.

- Ktoś te koperty przekazywał.
- Poprzestańmy na tym, że ktoś taki był.

- Krzysztof Tochel, były trener Zagłębia, powiedział, że to zawodnicy wręczali koperty sędziom, a on nie miał z tym nic wspólnego.
- Dzisiaj wiele osób na siłę stara się wybielić. Pan Wojtek (Małocha, były piłkarz Zagłębia - przyp. red.), pan Mariusz (Ujek, były piłkarz Zagłębia, obecnie napastnik wicemistrza Polski GKS-u Bełchatów - przyp. red.), pan Krzysztof (Tochel - przyp. red.) dziś udają dzieci, zbłąkane owieczki, które o niczym nie wiedziały. Takie opinie są nie na miejscu. Mnie też się to nie podobało, ale nie odżegnuję się od tego, że uczestniczyłem w tym procederze. Trudno, stało się i trzeba ponieść konsekwencje swych czynów. Ja swoje odpokutowałem. Przez trzy miesiące byłem zawieszony, z pierwszoligowego klubu wylądowałem w czwartej lidze. Pewnie dostanę jeszcze karę od prokuratura, bo prawo jest prawem dla wszystkich.

- Skąd wiedzieliście, który sędzia jest skłonny przyjąć pieniądze, by nie krzywdzić gospodarzy?
- Nie wiem. Panowało przeświadczenie, że 99 procent ludzi nie odmawia. Wszyscy się wychowali w takim przekonaniu.

- Zdarzyło się, że jakiś sędzia odmówił "gościny"?
- Nie mam takiej wiedzy.

- A ma pan wiedzę, czy arbitrzy, którzy przyjęli od was "gościnę", do dzisiaj sędziują?
- W moim prywatnym przekonaniu w futbolu ciągle funkcjonuje bardzo wiele osób - sędziów, piłkarzy, działaczy, trenerów - które miały do czynienia z tym procederem.

- Pamięta pan dzień, w którym przyjechała po pana policja?
- Tak. Wszystko odbyło się spokojnie, bez nerwowych sytuacji. Panowie się przedstawili, pojechaliśmy do domu, bym mógł odstawić samochód. Potem do Wrocławia na przesłuchanie.

- Od razu się pan przyznał?
- Nie chciałem niczego ukrywać, nie chciałem dalej w to brnąć. Miałem też pewnego rodzaju zapewnienie, że jak nie będę utrudniał śledztwa, to będę mógł dalej grać. A na tym mi najbardziej zależało.

- Nie myślał pan, by samemu się zgłosić. Prokuratura o to apelowała, gwarantując dyskrecję?
- Nigdy bym tego nie zrobił. Nie jestem człowiekiem, który dla ratowania własnego tyłka zgłasza się na policję i sprzedaje informacje, przekazuje donosy. To nie leży w mojej naturze. Kiedy afera się rozwijała, były różne rozmowy, również takie, by zgłosić się na policję. Ale mnie to nie przyszło do głowy.

- Pańska kariera na najwyższym poziomie już się skończyła?
- Kocham futbol. Chcę i potrafię grać w piłkę na niezłym poziomie. W Zagłębiu, już w pierwszej lidze, miałbym miejsce w składzie. Ale życie jest przewrotne i trzeba brać to, co przyniesie. Sam sobie nawarzyłem piwa i teraz je spijam. Jest mi żal, że tak się stało. Już tego nie zmienię, a teraz muszę się odnaleźć w nowej sytuacji.

- Nowy sezon rozpocznie pan w LZS-ie Leśnica, która gra w czwartej lidze. To poczekalnia?
- Jestem zaprzyjaźniony z panem Piotrem Bajorem, który opiekuje się tą drużyną, dlatego zgodziłem się w niej zagrać. Jest tam bardzo dobry trener i grupa niezłych zawodników. Myślę, że zespół powinien awansować. Ale chciałbym, by przygoda w Leśnicy była dla mnie tylko przeczekaniem najbliższych miesięcy. Być może później pojawi się jeszcze jakaś ciekawa oferta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska