Lech Wałęsa: Kluczowa była stocznia, bo tam położyliśmy na łopatki propagandę komunistyczną

Tomasz Gdula
- Cała nasza walka lat 80. szła o to, żeby dialog zastąpił policyjne pałki. Zwyciężyliśmy nie po to, żeby nasz monopol zastąpił monopol komunistyczny, tylko żeby była demokracja - prawdziwa, żywa - mówi Lech Wałęsa, przywódca naszej walki o wolność.

- Co dla pana oznacza data 4 czerwca?
- Dla mnie, jako stratega, 4 czerwca bez ciągu dalszego jest tak naprawdę największą klęską, bo wywalczyliśmy wtedy ograniczoną demokrację, czyli tak naprawdę nic. Owszem, dostaliśmy prawo zasiadania w Sejmie, zdobyliśmy Senat, ale realna władza nadal spoczywała w rękach komunistów. Dla mnie kluczowe jest inne wydarzenie - strajk w stoczni w 1980 roku. To on wszystko zaczął i tak naprawdę przesądził. A konsekwencjami - lepszymi, gorszymi, to kwestia oceny
- był m.in. 4 czerwca 1989.

- Sierpniowy strajk rozpalił płomień wolności, ale potem przygasił go stan wojenny. I dopiero 4 czerwca społeczeństwo ponownie doszło do głosu.
- Kluczowa była stocznia, bo tam położyliśmy na łopatki propagandę komunistyczną. Kiedy po wojnie walczyliśmy z nią zbrojnie, wmawiała światu, że to karły reakcji i agenci Zachodu. Później, gdy walczyła młodzież, komuniści nazywali ją "bananową", a z robotników w 1970 i 76 zrobili warchołów. Dopiero w stoczni w 1980 na bazie robotników udało nam się zjednoczyć wszystkie inne grupy, zebrać kamery z całego świata i powiedzieć władzy: wy nas nie reprezentujecie, my was nie chcemy, jest nas miliony! I po tym mogli jeszcze zrobić stan wojenny, ale już nigdy nie udało im się nikomu wmówić, że reprezentują kogoś innego poza samym sobą.
- Wiosną 1989 roku przepis na wyborczy sukces był bardzo prosty: wystarczyło zrobić sobie z panem zdjęcie. Spodziewał się pan, że społeczeństwo tak zdecydowanie poprze "Solidarność", a władzy da czerwoną kartkę?
- Zakładałem dwa scenariusze: mocnego zwycięstwa lub sromotnej porażki, chociaż rzeczywiście wydawała się ona bardzo mało prawdopodobna. Ale przygotowywałem działania na obie te ewentualności. Natomiast było jasne, że po wyborach 4 czerwca rzeczywistość się zmieni, ale ponieważ do czasu otwarcia urn nie było pewne, w którą stronę, byłem gotów na wszystko.

- Zdradzi pan, jaki był scenariusz na porażkę?
- Wie pan, ja zawsze pracuję i myślę do przodu - jak coś było, to o tym zapominam, bo szkoda czasu. Liczy się to, że zwyciężyliśmy.

- Rankiem 5 czerwca miał pan w ręku wszystkie karty. Gdyby pan mógł rozegrać je jeszcze raz, coś by pan zmienił, poprawił, poprowadził inaczej?
- Oczywiście, wiele spraw załatwiłbym inaczej. Choćby to, że gdy nasze zwycięstwo okazało się już trwałe, trzeba było zwinąć sztandary "Solidarności". Mówiłem o tym, ale nie dość stanowczo i mnie nie posłuchano, nie zrozumiano. Efekt jest taki, że dziedzictwo dziesięciu milionów należy dziś do związku, który liczy tylko 500 tysięcy ludzi. I mamy taką sytuację, że mała grupa macha tymi świętymi sztandarami i uważa, że ona to "Solidarność", a my to nie. Mówiłem też, żeby Polskę sprzedać Polakom za pożyczkę po sto milionów, a nie cwaniakom - nie posłuchano. Domagałem się wprowadzenia systemu prezydenckiego i dekretów, bo nie zdążymy za złodziejami - miałem racje, ale też postąpiono inaczej. A moglibyśmy być w zupełnie innym miejscu...
- Dzisiaj, użyczając swojej twarzy Libertasowi, też ma pan rację? Politycy tworzący polską frakcję tego ugrupowania jeszcze nie dawno osądzali pana od czci i wiary i publicznie nazywali "Bolkiem".
- Ja z tymi ludźmi nie mam nic wspólnego, bo w Polsce oni mało kiedy mają rację, prawie nigdy. Ale za granicą to wygląda inaczej, dlatego rozmawiam z Ganleyem, bo żyjemy w epoce rozmów i porozumienia. Do końcówki XX wieku świat był podzielony na granice, wrogie kraje, faszystów, komunistów i innych, należało ostrożnie dobierać partnerów do rozmowy, a nawet do tańca. To była epoka czołgów, pałowania i zamordyzmu. Teraz jest zupełnie inna epoka - dziś z przeciwnikami się nie walczy, tylko właśnie rozmawia i ja to robię. Tym bardziej, że grupa Ganleya ma w kilku miejscach rację.

- Na przykład?
- Oni słusznie zauważają, że Unia Europejska to dziś głównie urzędnicy, którzy mocno siedzą na stołkach, obrośli w piórka i dbają głównie o swój interes. Ta diagnoza jest w dużej mierze słuszna, tylko recepta na leczenie proponowana przez Libertas jest błędna: oni chcą Unię przewrócić do góry nogami, głównie przez odrzucenie traktatu lizbońskiego. A ja mam inną strategię: wszedłem w struktury Unii, zasiadam w Radzie Mędrców i próbuję te skostniałe struktury zmieniać od środka. Ale jestem za traktatem, więc siłą rzeczy przeciw głównemu postulatowi Libertasu.
- Mimo to pozwolił pan, by kojarzono pana z tym antyeuropejskim ugrupowaniem.
- Szukam rozwiązań, bo jak ludzi o innych poglądach zepchniemy na margines i nie damy prawa głosu, to będą demonstrować, palić opony, a nie o to chodzi. Dlatego trzeba dyskutować, przekonywać, ale i umieć słuchać, ponieważ nie wszystko, co mówią ludzie o innych poglądach jest błędne i złe. Cała nasza walka lat 80. szła o to, żeby dialog zastąpił policyjne pałki. Zwyciężyliśmy nie po to, żeby nasz monopol zastąpił monopol komunistyczny, tylko żeby była demokracja - prawdziwa, żywa.

- Przez minione 20 lat robiono z pana pomnik i nazywano zdrajca, był pan na politycznym szczycie, ale i na zupełnym marginesie. Tak jak skrajnie oceniano pana, tak różnie mówi się o tych dwóch dekadach. A pan jak by je podsumował?
- Demokracji trzeba się uczyć, bo ma różne oblicza, każdy z nas widzi jakie. To, że u nas zdarzają się spektakle nienawiści, palenie opon itp. jest najlepszym dowodem, że jeszcze się nie nauczyliśmy i długo to potrwa. Mnie rzeczywiście wielu osądzało od czci i wiary - nie dbam o to, bo oddałem się na służbę narodowi i tylko jemu jestem wierny oraz mojej Danusi. Jako kraj jesteśmy dziś mocno zakorzenieni w wolnym świecie, należymy do NATO, weszliśmy do Unii, Polska się zmienia, idzie do przodu. Nie wszyscy są zadowoleni, bo nie wszystko jest jak należy, ale coś jednak osiągnęliśmy i w dalszym ciągu osiągamy. A więc moje podsumowanie może być tylko jedno: wiwat demokracja!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska