Leczenie do leczenia

Redakcja
Minister Mariusz Łapiński zapowiedział uzdrowienie służby zdrowia. Nasze środowisko medyczne obawia się, czy Opolszczyzna wyjdzie cało z terapii wstrząsowej, na jaką się zanosi.

Będzie dobrze
Z dr. Andrzejem Mazurem, przewodniczącym komisji zdrowia sejmiku wojewódzkiego (radnym SLD), rozmawia Małgorzata Fedorowicz
- Część środowiska medycznego sceptycznie podchodzi do propozycji zmian zapowiadanych przez ministra zdrowia.
- Propozycje te są zgodne z programem ogłoszonym przez SLD przed wyborami parlamentarnymi. Dlatego ja również w pełni je akceptuję. Istotne jest to, że fundusz pozostanie nadal w niezależności od budżetu państwa, bo nadal pozostaje system ubezpieczeń zdrowotnych. Nie będzie więc zagrożenia, że np. w razie powstania dziury budżetowej, ktoś sięgnie po nasze składki.
- Pojawiają się jednak poważne obawy, czy pieniądze należne Opolszczyźnie faktycznie do nas trafią...
- Pieniądze ze składek nie będą wcale dzielone w Warszawie, tylko centralny fundusz ma je alokować w odpowiednie miejsce. Natomiast rząd, który odpowiada konstytucyjnie za służbę zdrowia, ustali reguły gry, jeżeli chodzi o dostępność do usług medycznych. Mają bowiem obowiązywać te same zasady w całym kraju i każdy pacjent ma mieć taki sam dostęp do leczenia, czyli - znowu same plusy. Obecnie jest 17 różnych systemów finansowania opieki zdrowotnej i tyle samo systemów finansowania opieki zdrowotnej. Generalnie chodzi o przywrócenie kontroli państwa nad służbą zdrowia.
- Na czym konkretnie ma to polegać?
- Na tzw. górze zostaną ustalone ogólne zasady funkcjonowania służby zdrowia dla całego kraju, np. ile na 10 tysięcy mieszkańców ma przypadać łóżek wewnętrznych, ginekologicznych, ilu specjalistów z poszczególnych dziedzin ma przyjmować na danym terenie itp. Menedżerowie służby zdrowia wiedzą, o co chodzi, i zaproponowane zmiany nie powinny być dla nikogo zaskoczeniem. Choć wiadomo, że niektórzy mogą się obawiać, iż przyniesie to nie najlepszy skutek dla ich placówek.
- Czy uważa pan, że będzie dobrze, skoro lekarze mają mieć znowu płacone za czas spędzony w poradni, a nie od ilości przyjętych pacjentów? Pozbawia się ich w ten sposób motywacji do pracy.
- Narodowy fundusz ma płacić w ten sposób tylko specjalistom, natomiast lekarzy pierwszego kontaktu będą obowiązywać dotychczasowe zasady. A właśnie teraz największe problemy są z dostępem do specjalistów, bo oni sami z góry ustalają, że danego dnia przyjmą tylko 5 czy 10 chorych i żadnego więcej. Gdy zaczną mieć płacone od czasu spędzonego w przychodni, będą musieli przyjąć ludzi, którzy czekają pod gabinetem, bo nie będzie pretekstu, żeby ich odesłać.

Obawy mają też pacjenci, którzy już dawno się pogubili w zawiłościach systemu. Reformowanie służby zdrowia trwa od ponad 3 lat. Miało być lepiej, tymczasem chorzy narzekają na coraz gorszą dostępność do leczenia, zwłaszcza specjalistycznego. Dlatego obietnice nowego ministra, że teraz będzie lepiej, odbierane są na razie sceptycznie.
- Dla mnie przedstawiony program jest mętny i niezrozumiały - wyjaśnia dr Zdzisław Imiołek, dyrektor ZOZ-u w Prudniku. - Jeżeli miałby to być powrót do tej równości i sprawiedliwości w dzieleniu pieniędzy co kiedyś, gdy nie było kas chorych, czarno to widzę.

Kasy chorych mają istnieć tylko do końca tego roku, a od przyszłego zastąpi je Narodowy Fundusz Ochrony Zdrowia z 16 oddziałami wojewódzkimi. Wiadomo, że jeden będzie się mieścić w Opolu i prawdopodobnie zostanie on ulokowany w budynku zajmowanym obecnie przez kasę chorych.
- Czy będą w nim zatrudnieni ci sami ludzie, którzy u nas teraz pracują? Nie wiem. Różnie się mówi - stwierdza Stanisław Łągiewka, dyrektor Opolskiej Regionalnej Kasy Chorych.
Niektórym osobom ze środowiska medycznego nazwa przyszłego funduszu kojarzy się z dawnym NFOZ, który został nie tak dawno zlikwidowany, a wcześniej przez lata prowadził publiczne zbiórki pieniędzy na zakup sprzętu dla służby zdrowia, budowę i remonty placówek leczniczych. A pod koniec ledwo dyszał.
- Ta nazwa jest niefortunna - uważa dr Roman Kolek, dyrektor Departamentu Zdrowia i Polityki Społecznej Urzędu Marszałkowskiego w Opolu. - Przypomina to to, co już dłużej nie miało racji bytu.

Minister zdrowia krytykuje dotychczasowy efekt reformy za to, że stworzyła ona 17 udzielnych księstw, czyli 17 kas chorych, z których każda rządziła na swoim terenie tak, jak chciała. W każdym regionie i w każdym szpitalu za wykonywane usługi obowiązywał inny cennik, np. za operację wyrostka robaczkowego kasy płaciły od kilkuset do 1800 złotych. W jednym województwie kasa "ładowała" najwięcej pieniędzy w lecznictwo specjalistyczne, a w innym - w szpitalne. Według ministra mieszkańcy różnych części kraju mieli rażąco nierówny dostęp do usług medycznych, dlatego od 2003 roku, wraz z nastaniem funduszu, to się wszystko zmieni. Zostaną wprowadzone jednolite zasady udzielania świadczeń zdrowotnych.
- Jestem gorąco za tym, żeby był jednakowy system płacenia za usługi medyczne - podkreśla dr Roman Kolek, z zawodu lekarz anestezjolog - gdyż wtedy nie będzie dużych różnic między regionami, minimalne mogą być. Obawiam się jednak, że nasze województwo może nieco stracić, jeśli więcej pieniędzy, które trafią do funduszu, pójdzie potem do klinik, których na Opolszczyźnie nie ma. A przecież u nas wielu lekarzy podnosiło swoje kwalifikacje, aby pacjenci mieli jak najbliżej do różnych specjalistów i nie musieli jeździć do Zabrza czy Wrocławia. Nasze placówki lecznicze nie oferują usług na gorszym poziomie, a nie wiem, czy to ktoś uwzględni.
- Nie ma czegoś takiego jak równy dostęp do lekarza, równe dzielenie pieniędzy - twierdzi dr n. med. Sławomir Tubek, dyrektor ZOZ-u w Strzelcach Op. - To są słowa wytrychy, które nic nie znaczą.
Zdaniem doktora Tubka zanosi się na powrót do starego, socjalistycznego systemu. Będzie jeszcze trudniejszy dostęp do lekarzy:
- Jeżeli pieniądze, które znajdą się na koncie funduszu, będą potem dzielone na zasadzie stawki kapitałowej, czyli weźmie się pod uwagę liczbę mieszkańców i według tego przyzna się określoną kwotę placówkom na leczenie, to wrócimy znowu do rejonizacji, kolejek pod przychodniami ustawiającymi się o 3 rano. Do tego, że poradnie znowu zaczną pracować najwyżej do godz. 14-15.
Po obecnej reformie pozostanie tylko to, że nadal będziemy płacić składki na ubezpieczenie zdrowotne - na razie w wysokości 7,75 proc. Ale zamiast do kas trafią już one do narodowego funduszu, który ma podlegać ministrowi zdrowia. Dopiero tam zostaną podzielone między poszczególne oddziały wojewódzkie.
- Będzie bardzo duża odległość od płatnika do placówek na naszym terenie - obawia się dr Roman Kolek. - Ktoś, kto koło pana ministra zajmie się dzieleniem tych pieniędzy, będzie oblegany przez różnych "klientów", zaczną się naciski. Teraz starostowie, burmistrzowie zjeżdżali się do opolskiej kasy i każdy próbował coś uszczknąć dla placówek na swoim terenie. Załatwiało się te sprawy na miejscu. A w przyszłości wycieczki do Warszawy zacznie się urządzać? To nie jest dobre rozwiązanie.
Dyrektorzy ZOZ-ów wskazują na fakt, że dzięki zmianom pieniędzy w systemie nie przybędzie. Bo minister nic nie mówi, że składka na ubezpieczenie w końcu wzrośnie. Zatem fundusz będzie nadal dzielił tę samą biedę, tylko czy faktycznie po równo?
- Przyznaję rację ministrowi Łapińskiemu, że trzeba ujednolicić płacenie za usługi medyczne. Zaniepokojony jednak jestem tym, że stawia on tylko na publiczne jednostki służby zdrowia, a niepubliczne jakby pomija. Tymczasem, jak wynika z obserwacji naszej kasy, te ostatnie bardziej dbają o pacjentów. Szkoda byłoby to zaprzepaścić - zaznacza Stanisław Łągiewka.
Mariusz Łapiński chce, aby Ministerstwo Zdrowia znowu przejęło pieczę nad całą służbą zdrowia w Polsce, która, jego zdaniem, za bardzo wymknęła się państwu spod kontroli. Była wiceminister zdrowia Anna Knysok krytykuje obecnego ministra za to, że chce on wrócić do ręcznego sterowania systemem ochrony zdrowia i wszystkich patologii z nim związanych.
- Minister Łapiński ma wspaniałe wizje - dodaje dr Zdzisław Imiołek, dyrektor ZOZ-u w Prudniku. - Ale czy Ministerstwo Zdrowia jest w stanie ogarnąć całą Polskę, na terenie której samych szpitali jest około 750. Z całym szacunkiem dla Ministerstwa Zdrowia, ale gdy w ubiegłym roku pojechałem tam załatwić "erkę" dla naszego pogotowia, to okazało się, że pomylili moje dane z danymi dyrektora innego zoz-u. W ministerstwie panował bałagan.

O swój los obawiają się zwłaszcza szpitale powiatowe. Niektóre z nich są mocno zadłużone i ledwo zipią. Ma być opracowana "na górze" sieć szpitali w Polsce i raczej jest wątpliwe, czy wszystkie się do niej załapią.
- Jak oni je posegregują? Co wezmą pod uwagę? Czy te malutkie pójdą do odstrzału? - zastanawia się dyrektor ZOZ-u w Prudniku, któremu podlega właśnie taki szpital.
Spokojnie może spać dyrektor ZOZ-u w Strzelcach, gdzie szpital funkcjonuje wzorcowo i leczą się w nim pacjenci nawet z sąsiednich województw, a podstawowa opieka zdrowotna została w całości sprywatyzowana. O osiągnięciach powiatu strzeleckiego rozpisywała się centralna prasa. Ale los innych szpitali - w Ozimku, Brzegu czy Grodkowie - jest bardzo niepewny.
- Nie podoba mi się wizja centralnego dzielenia pieniędzy - mówi dr Tubek. - Nie chce mi się w to wierzyć. Byłby to mały koszmarek.
Dr Marek Piskozub, dyrektor Wojewódzkiego Centrum Medycznego w Opolu, uważa, że ujednolicenie zasad kontraktowania usług medycznych jest właściwym rozwiązaniem.
- Czekamy na szczegóły. Dopiero wtedy będzie można coś więcej powiedzieć. Na pewno jednak, na podstawie zapowiedzi ministra, pojawia się jakaś szansa, że w ogólnej mizerii finansowej najsilniejsze ośrodki medyczne zostaną uwzględnione. Dzięki temu, że np. kardiologia, kardiochirurgia, przeszczepy są w gestii Ministerstwa Zdrowia, które bezpośrednio przekazuje na nie środki, te dziedziny się rozwijają. Jeżeli nawet pieniędzy w systemie jest za mało, to zostanie w końcu ukierunkowane, jaką działalność medyczną trzeba wyeksponować, i mnie ta koncepcja odpowiada. Choć dla niektórych placówek może być bolesna.
Dziś szpitalom płaci się w zależności od ilości przeprowadzonych hospitalizacji. Kasy często narzekały, bo liczba przyjmowanych pacjentów rosła lawinowo i nieraz zachodziło podejrzenie, że niektórych pacjentów kładziono do szpitala na siłę. Kontrolerzy z kasy przeważnie nie mogli tego nikomu udowodnić, bo jak jest pacjent, to zawsze mu się znajdzie chorobę. W koncepcji ministra Łapińskiego szpital będzie finansowany proporcjonalnie do liczby mieszkańców.
- Zapytam tylko, czy szpital będzie zainteresowany tym, żeby przyjmować chorych? Przecież im mniej będzie miał pacjentów, tym niższe poniesie koszty, a pieniędzy dostanie tyle samo, bez względu na to, czy wszystkie łóżka będą zajęte, czy tylko niektóre - mówi Stanisław Łągiewka.
Według niego obydwie zasady, i stosowana do tej pory przez kasy, i nowa, która ma obowiązywać, mają swoje wady. Opolska kasa zamierza od drugiego kwartału wprowadzić system punktowy przy kontraktowaniu usług ze szpitalami. Płaciłaby wtedy za konkretne procedury, więc szpitalom przestanie się opłacać "przetrzymywanie" lekko chorych. - I to byłoby wystarczające rozwiązanie - uważa Łągiewka - więc po co wywracać teraz wszystko do góry nogami?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska