Lekarka oskarżona o śmierć dziecka przerywa milczenie

Mirela Mazurkiewicz
Mirela Mazurkiewicz
Uważam, że szpital wykonał na mnie sąd kapturowy, zwłaszcza, że komisja nie pozwoliła mi nawet  złożyć wyjaśnień w tej sprawie - podkreśla lekarka Hanna Żwirska-Lembrych, która po aferze odeszła z opolskiego szpitala.
Uważam, że szpital wykonał na mnie sąd kapturowy, zwłaszcza, że komisja nie pozwoliła mi nawet złożyć wyjaśnień w tej sprawie - podkreśla lekarka Hanna Żwirska-Lembrych, która po aferze odeszła z opolskiego szpitala.
Hanna Żwirska-Lembrych uważa, że szpital urządził nad nią sąd kapturowy.

Lekarka przed dzisiejszą rozprawą wygłosiła oświadczenie, w którym poprosiła dziennikarzy, aby odtąd podawali jej pełne imię i nazwisko i nie zasłaniali jej twarzy.

Po południu zwołała konferencję prasową. Wcześniej nie chciała wypowiadać się dla mediów, aby nie naruszyć tajemnicy zawodowej (dziś przed sądem o okolicznościach porodu mówili rodzice małej Julii Bonk, więc przestało istnieć takie ryzyko - przyp. red.).

ZOBACZ: Lekarka odpowiada za śmierć dziecka. Poruszające zeznania Bonków

- Powołana przez szpital komisja, która składała się m.in. z radiologa i anestezjologa w ciągu trzech dni wydała na mnie wyrok, choć biegli powołani w tej sprawie potrzebowali na ocenę sytuacji wielu miesięcy. Uważam, że szpital wykonał na mnie sąd kapturowy, zwłaszcza, że komisja nie pozwoliła mi nawet złożyć wyjaśnień w tej sprawie - podkreśla lekarka, która po aferze odeszła z opolskiego szpitala.

Pracom komisji szefował dr Wojciech Guzikowski, który dziś przyznaje, że zespół działał pod presją czasu.

- Ówczesna pani dyrektor chciała, żeby ustalenia były gotowe w jeden dzień. Powiedziałem, że to niemożliwe. Ostatecznie pracowałem dzień i noc, i wnioski były gotowe po 14 godzinach, ale to była robocza praca, a nie wyrok - zastrzega dr Guzikowski, który dziś żałuje, że zgodził się na pracę w komisji. - Wolałbym nie być łączony z tą sprawą - kwituje.

Lekarka odniosła się do ustaleń komisji na piśmie, ale do dziś nie otrzymała odpowiedzi. Dlatego poskarżyła się na działanie szpitala marszałkowi województwa. Ten przeprowadził kontrolę i stwierdził m.in., że w szpitalu nie były nawet opracowane zasady powoływania takiej komisji, ani nie ustalono kto w niej będzie zasiadał.

Żwirska-Lembrych nie potrafiła odpowiedzieć na pytanie, kto ponosi winę za to, że dziecko państwa Bonków przyszło na świat w stanie krytycznym, a po kilkunastu miesiącach zmarło. - Byłam tym ogromnie zaskoczona. Nie mogłam uwierzyć, że po takim przebiegu porodu urodzi się dziecko w tak ciężkim stanie - przekonuje.

Lekarka twierdzi, że nic nie wskazywało na to, że życie małej Julii jest zagrożone, dlatego - mając tamtą wiedzę - nie zdecydowałaby się na cesarskie cięcie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na nto.pl Nowa Trybuna Opolska